Cześć! Po bardzo długim czasie zastanawiania się, znalazłem to forum i postanowiłem opisać tu swój problem. Otóż w dużym skrócie: aktualnie chodzę do psychologa, mam stwierdzoną nerwicę lękową oraz zespół Depersonalizacji-Derealizacji. Będąc w samotności odczuwam na przemian ból i pustkę. Jedyną chwilą gdy odczuwam szczęście są spotkania z moimi rówieśnikami. Jednakże o ile z bólem jestem sobie jeszcze w stanie poradzić, jakiś rok temu przeżywałem podobny epizod, myśli samobójcze, samookaleczenie i te sprawy, to uczucie pustki mnie wykańcza psychicznie. Jestem ateistą, przez co bardzo długi czas odczuwałem lęk przed końcem istnienia, miewałem ataki lękowe połączone z zespołem DD, ale udało mi się to przezwyciężyć i właściwie przestałem bać się śmierci, bo stwierdziłem, że wtedy sobie odpocznę Aktualnie największym moim problemem są stany zamyślenia, połączone z bezradnością, lękiem i obojętnością, nie rozumiem świata, który mnie otacza, te wszystkie pierwiastki, wymiary, nieskończoność czasu - to wszystko mnie przerasta, czasem patrzę na siebie w lustro i czuję obrzydzenie, nie względem samego siebie, a względem istoty którą jestem. Zdarza mi się mieć tak realne myśli (nie zawsze negatywne) że po oderwania się od nich potrzebuję ok 1-2 sekund, żeby zrozumieć kim jestem i gdzie jestem. Czasem też wspomnienia uciekają mi z głowy, przykład: wyszedłem po schodach, ale nie pamiętam kiedy zacząłem na nie wchodzić. Do tego nie mam energii, wiele rzeczy przestało mnie cieszyć, całe ciało mnie boli mimo że nic nie robiłem itd. Wszystko dla mnie straciło znaczenie, mogę nawet umrzeć i mnie to nie obejdzie, bo w ogromie całego, nieskończonego świata nic co robiłem, robię lub kiedyś zrobię nie będzie mieć najmniejszego znaczenia.
Dzięki za uwagę, z góry przepraszam za wszelkie błędy czy niespójności, ale piszę to pod wpływem emocji. Dziękuję też z góry za wszelkie odpowiedzi osób, które może też tak miały, wyszły z tego czy cokolwiek