Cierpię na zaburzenia dwubiegunowe. Od trzech tygodni mam remisję depresji. Wieczory są łatwiejsze. Dni tragiczne, wręcz każdy kolejny gorszy.... dziś puściły mi łzy ok. 14.00, lęki, poczucie winy, ogólne sparaliżowanie beznadziejnością swojej sytuacji.... brak wiary w poprawę.... musiałam iść na pracowniczą wigilię na 15.30. Poszłam, choć było ciężko. Musiałam robić dobrą minę do złej gry.... ale jakoś nawet to przeżyłam. Po powrocie pokręciłam się bezcelowo.... postanowiłam zmusić się do posprzątania dzieciom czegokolwiek w pokoju, żeby miały wrażenie świątecznych porządków, na które nie mam w zupełności siły i energii (źródło lęków-bałagan przed świętami!) Wpadłam w mechanizm... Postanowiłam iść za ciosem i przygotować zarys projektu do pracy, który wywołuje od jakiegoś czasu moje lęki. Ha sobie myślę- udało się, zrobiłam to, czuję się teraz dobrze- jest 2.41- mam tyle planów, zapisuję je, żeby sprostać im, gdy będę jutro na nowo czuła się źle. Ale na wszelki wypadek dziś nie usnę. Pójdę na 7 od razu do pracy. (moja siostra tez ma dwubiegunówkę i u niej często to tak działa, że po nieprzespanej nocy czuje się lepiej) Popatrzę, jak poziom kortyzolu rośnie, czy też melatoniny, adrenaliny spada.... poobserwuję sobie.... wybiorę się na badania hormonów... Mam nadzieję, że bańka nie pryśnie..... wiem..... pryśnie...... Ale dobrze wiedzieć, że nie jestem sama.... przeczytałam całe forum i wiem, że tego też mi było potrzeba- ludzi z podobnymi problemami. To pomaga oddzielić chorobę od człowieka.