Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mekan

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Osiągnięcia Mekan

  1. To właśnie Magdalena Lewicka, przyjmuje w Psychoterapii Wola.
  2. Cześć wszystkim, postanowiłem, że podzielę się swoim doświadczeniem z tym zaburzeniem. Mam obecnie 21 lat, a problemy z połykaniem zaczęły się w wieku 16 lat. Co prawda od zawsze miałem problem z połykaniem tabletek, więc preferowałem syropy albo rozkruszanie tabletek, ale mój tata ma ten sam problem, więc nie było to dla mnie nic dziwnego. Pamiętam, jak zaczął się problem - lekarz alergolog zmienił mi tabletki na jakieś mega wielkie. Standardowo, rozkruszałem tabletki i brałem je wraz z jedzeniem. Jadłem wtedy jakąś pizzę i popijałem sokiem pomarańczowym, gdy zauważyłem, że potrzebuję do tego ciągłego popijania. W przeciągu następnych dni i tygodni zastanawiałem się mocno nad tym, jak połykam, czy coś może pójść nie tak i mogę się zakrztusić. Coraz częściej zaczęły pojawiać się sytuacje, w których byłem przekonany, że zaraz się udławię i umrę. Lęk potęgował się bardzo szybko do tego stopnia, że w pewnym momencie nie mogłem nawet pić jogurtów czy wody. Poprosiłem rodziców, byśmy wybrali się do lekarza. Zrobiono mi badania, nawet musiałem przełknąć jakiś płyn i na tej podstawie zrobili prześwietlenie przełyku - wszystko było w porządku. Ale jak to w porządku, skoro ja nie mogę przełykać? To były ciężkie tygodnie, nie miałem ochoty nawet żyć, ale musiałem jakoś to przeboleć. Przy każdym posiłku obowiązkowo stała szklanka wody/soku, nawet przy zupie! W głowie miałem bezsensowną hierarchię, które jedzenie jest "niebezpieczne" - o pizzy, kebabie, schabowym nie było mowy. I tak żyłem 4 lata. Jako nastolatek byłem całkowicie wyłączony z życia - nie wychodziłem z nikim, bo bałem się, że będziemy musieli coś zjeść, unikałem jedzenia z członkami rodziny, nie jadlem nic wartościowego, jedynie słodycze trzymały mnie przy życiu. W sierpniu 2017 znalazłem psychiatrę w Warszawie, która specjalizowała się w zaburzeniach odżywiania. Pracowałem już w tym czasie i miałem dobrze płatną pracę, więc postanowiłem się tak udać, chociaż wizyta tania nie była - 250 zł. Dostałem tabletki, które na początku nawet pomagały - zjadłem (popijając) cały obiad u babci, to był sukces. Ale z drugiej strony w niesamowicie szybkim tempie zacząłem tyć, więc odstawiliśmy tabletki. Psychiatra próbowała też innych tabletek, ale nie były skuteczne. Zrezygnowałem z wizyt u niej. W grudniu 2017 i styczniu 2018 mój stan psychiczny, niemożność połykania, a także inne problemy w relacjach, skłoniły mnie do próby samobójczej - wziąłem kilka tabletek nasennych i wsiadłem w samochód. Nic mi się nie stało na szczęście. Ale potem udałem się na psychoterapię. 140 zł za godzinę w Warszawie. Nie sądziłem, że to pomoże. Wręcz przeciwnie, byłem nastawiony na to, że to zwykłe wyciąganie pieniędzy. Podczas pierwszych sesji opowiadałem o sobie, rodzinie, relacjach, a w końcu o lęku. Pani psycholog wytłumaczyła schemat działania lęku i znaleźliśmy wszystkie zachowania zabezpieczające, które stosowałem, umiałem ocenić, kiedy lęk jest wysoki, a w końcu oglądaliśmy filmiki, które pokazują, w jaki sposób działa przełyk. Jest to po prostu niemożliwe, żeby podczas przełykania się zakrztusić. Musieliśmy także eksperymentować. Na początku musiałem połykać ślinę tak szybko jak się da - już wtedy nadszedł mnie paniczny lęk, że przecież ja za chwilę padnę w tym jej gabinecie. Ale jak widać przeżyłem :D Kolejne były ciasteczka - nie wolno mi było popijać. Oczywiście, lęk był wielki - zaraz miałem umrzeć, a tu jeszcze obserwuje mnie obca osoba. Ale udało się, ciastka też zostały zjedzone, bez popijania. Ważnym elementem terapii było także eksperymentowanie poza gabinetem. Wypisaliśmy żywność, która powoduje lęk, od największej do najmniejszej. Najmniej lęku bylo przy napojach, jogurtach, zupach, itd, aż przez ziemniaki, makarony, do schabowego, kebaba czy pizzy. I testowałem w domu, że tak naprawdę mój przełyk działa prawidłowo, a pojawiający się lęk jest bezpodstawny. Na terapii ćwiczyliśmy jeszcze z bułką, a w końcu przyszła pora na pizzę - udało się, zwycięstwo. W ciągu następnych tygodni cieszyłem się, że jem w zasadzie bez problemu. Ale objawy znów wracały, zwłaszcza gdy jadłem z kimś. Obserwowałem, że jadłem tak wolno, dwa razy wolniej od drugiej osoby, że myślałem, że na pewno z moim przełykiem jest coś nie tak. I objawy lęku gotowe. Poszedłem na drugą psychoterapię, do innej pani psycholog. Udało mi się z nią na szczęście poprawić rezultaty i przekonać się, że nawet jeśli jem wolno, to tak po prostu jest, nie znaczy, że mam problemy z przełykiem. Dzisiaj, 3 miesiące po tej drugiej terapii, muszę przyznać, że jest o niebo lepiej. Jeszcze 10 miesięcy temu, w lutym, nie mogłem jeść prawie nic, a dzisiaj zjem większość rzeczy bez większych problemów. Sytuacje stresujące oczywiście mogą spowodować, że lęk się nasili, ale trzeba po prostu racjonalnie myśleć, że lęk pojawił się dlatego, że jest jakaś słabsza chwila w życiu, a nie, że mogę umrzeć od jedzenia. A stresujących sytuacji mam sporo, bo wyjechałem do Niemiec na semestr studiów, wszystko jest nowe. Mimo wszystko udaje mi się poskromiać ten paskudny lęk. Wierzę, że Wam też to się może udać. Naprawdę, szczerze polecam psychoterapię. Poszukajcie dobrych psychoterapeutów i nie bójcie się wydać trochę pieniędzy na terapię. Jeśli ktoś jest z Warszawy i okolic, to serdecznie polecam panią Magdalenę Szymańską. Jeśli macie jakieś pytania, to też chętnie na nie odpowiem. Bo widzę i czuję, że ten lęk da się pokonać. Potrzeba tylko trochę pomocy. Trzymajcie się ciepło!
×