
forrest95
Użytkownik-
Postów
30 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez forrest95
-
Teoretycznie mogę, ale już to przerabiałam dwa lata temu i o ile ja mogę to przeboleć to moja rodzina niekoniecznie. Poza tym wszyscy byli z osobami towarzyszącymi i nie chciałabym tego powtórzyć:(
-
Cześć, W lipcu mam wesele kuzynki, najchętniej to bym zrezygnowała z niego jednak muszę się pojawić. Nie mam z kim iść ewentualnie mogłabym poprosić mojego jedynego kolegę z uczelni, ale to w ostateczności i raczej odpada. Dziwne jest to, że wolę odezwać się tutaj, na forum na którym nikogo nie znam, niż poprosić kogoś w realu, ale już taka jestem. Czy któryś z obecnych tu Panów chciałby się wybrać ze mną na taką zabawę i poudawać, że obydwoje jesteśmy normalni?
-
A u mnie znowu dołek:( Za jakiś czas muszę się zdeklarować odnośnie mojej obecności na weselu, zaproszenie oczywiście otrzymałam również dla osoby towarzyszącej, nie wiem co zrobić:((
-
Hmm, a czy w którymś momencie życia, myśleliście o samobójstwie? Podejrzewam, że ja nigdy bym się na to nie zdobyła, jednak myślę o tym coraz częściej:(
-
Wydaje mi się, że ja nie byłam zaniedbana, wręcz przeciwnie, moja mama jest nad wyraz opiekuńcza, jednak ma bardzo dominujący charakter. Często opowiada, że w okresie mojego niemowlęctwa, mogła mnie zostawić na parę godzin w wózku, ponieważ nie wymagałam uwagi, po prostu cichutko sobie leżałam, nie płakałam, nie dopominałam się o uwagę. Mam dwie siostry, jedna starsza o 1,5 roku, była baaardzo rozwydrzonym dzieckiem, więc to ona wymagała zainteresowania. Później urodziła się młodsza o 4 lata, kłopoty ze zdrowiem, alergie, lekarze, specjalna dieta itp. Podobno od tego czasu stałam się niejadkiem i byłam niejako zazdrosna, moi rodzice tak to interpretują. Reasumując, nie wydaje mi się aby rodzice mnie zaniedbali, po prostu ja nie dopominałam się o zainteresowanie, byłam taka już od maleńkości, może późniejsze wydarzenia poglebiły te cechy, tego już się nigdy nie dowiem.
-
Ale ja raczej nie chcę mieć dzieci.
-
Cześć, może napisz coś więcej o sobie:)
-
No możliwe, że mam również cechy tej osobowości, ale na pewno nie jest ona nadrzędna. Hmm tak sobie myślę, że to moje unikanie wynika z wiecznego braku tematów do rozmów, poczucia niedopasowania w prawie każdym środowisku. Jedynie z bliską rodziną jest jako tako, z wiekiem niestety gorzej, z mojej winy, ponieważ relację z siostrami czy rodzicami wyglądają trochę inaczej niż chociażby w wieku nastoletnim. Chodzi o to, że teraz nie spotykamy się zbyt często i mam poczucie, że podczas wizyt w domu rodzinnym powinnam być lepsza i bardziej gadatliwa niż normalnie. Wiecie, to jest trochę tak jak np na jakichś uroczystościach rodzinnych, niewypada aby przy stole była cisza, pokazujemy się trochę z lepszej strony, wypada zapytać o to czy o tamto a po wyjściu gości jest większy luz, sprzątanie, nie ma takiej napinki w mojej ocenie.:> Teraz sobie podświadomie wkręciłam, że właśnie taka powinnam być i "chcę dobrze wypaść" chociaż moi rodzice mnie znają, mniej więcej wiedzą jaka jestem, ale i tak mi się wydaje, że powinnam wnieść trochę życia do tego domu, jako młoda osoba, i mam trochę poczucie winy:(
-
Tak, ja mam stałe poczucie odrzucenia i smutku wewnątrz. Wiem, że nie mam schizofreni czy podobnej choroby psychicznej, depresji też nie podejrzewam dystymie, plus osobowość unikającą, ktora wzięła się chyba z tłumionego lęku i napięć, tak to sobie tłumaczę.
-
Hmm, może coś w tym jest, ostatnio złapałam się na tym, że będąc w kościele miałam wrażenie, że ludzie się ode mnie odsuwają, słysząc śmiech, przez moment myślałam, że to ze mnie ostatnio nawet wydaje mi się, że moją rodzinę coraz bardziej męczy moja osobowość. Doszło do tego, że śniło mi się, że właściciel stancji w której mieszkam chciał się mnie pozbyć, ponieważ tam nie pasuje. Jej, trochę brzmi to jak schizofrenia czy jakaś poważna choroba psychiczna, jednak ja z drugiej strony wiem, że przynajmniej osoby które znają mnie tylko powierzchnie, na pewno tak o mnie nie myślą i nawet nie dały mi tego odczuć. Wszystko dzieje się w mojej głowie, z wiekiem jest coraz gorzej wewnątrz, lepiej na zewnątrz ponieważ tworzę pewnego rodzaju maskę, tzw olewactwa czy może nawet wyniosłości.
-
Hmm, a ile macie lat? Mi też się to trochę zmieniło, oczywiście w latach szkolnych stanowiło to bardzo ważny element, ilość znajomych, koleżanek itp, teraz dużo mniej mi na tym zależy ale po prostu czuję się na starcie antypatie co do mojej osoby. Na starcie, to znaczy od momentu rozmowy, później jest tylko gorzej. Wiem, jaki jest mój problem, po prostu ja sama za sobą nie przepadam. Nie lubię mojej osobowości, bardzo apatycznej, ospałej, smutnej. Zdaję sobie sprawę, że są różne rodzaje, flegmatyk, melancholik, osoby bardzo introwertyczne, jednak bardzo mi ciężko z tym, że jestem przez większość czasu smutna, bez powodu, od dziecka. Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie dlaczego tak jest, nie mam żadnych traum z dzieciństwa, alkoholizmu w domu, czy innego rodzaju patologii. Jedynie na co mogę zwalić winę, to nieporządek w relacjach międzyludzkich, każdych bez wyjątku, nie potrafię znaleźć porozumienia z drugim człowiekiem. Hm, i tak chyba najgorszy jest ten brain fog, ponieważ utrzymuje się zawsze od rana do wieczora, czy mam kontakt z drugą osobą czy też nie.
-
Haloo, czy ktoś w ogóle odwiedza to forum?
-
U mnie tak samo to wygląda, oczywiście na początku byłam zapraszana, nawet nadal jestem od czasu do czasu, ale nie ma mocnych abym wyszła gdzieś do ludzi. Najgorszy jest ten stres i lęk przed zajęciami u mnie największym problemem jest małomówność po prostu nie mam dobrego porozumienia z ludźmi i tak było od zawsze. Jeszcze na pierwszym, drugim roku, wracając z zajęć do domu odczywałam ulgę, że przez weekend nie będę musiała się z nikim spotykać, teraz jest inaczej. Relacje międzyludzkie są nieuniknione, mogę przytoczyć chociażby ostatnie zdarzenia. Chciałam zapisać się na jogę, poszłam do jednej ze szkół, wszystko fajnie, zajęcia dosyć ciekawe, jednak czułam się tam jak na wuefie w gimnazjum. Ćwiczenia w parach, nawiązywanie relacji, najczęściej dziewczyny nie przychodzą same tylko z koleżanką, rozmowy w szatni itp, w drugiej podobnie, zajęcia w innym mieście-tak samo. To nie jest oczywiście wina żadnej z tych osób, byłam tam tylko 1 czy 2 razy, więc tak bardzo się nie wyróżniałam swoim zachowaniem. Problemem jest to, że cały czas czuję się jakbym miała 15 lat jestem zamknięta w swoim umyśle, wszystkie przekonania na temat własnej osoby posiadam z tego okresu i trochę zaczęło mi się to wymykać z pod kontroli.
-
Hmm, teoretycznie tak, dokładnie z 1-2 osobami, ale tylko na uczelni. Teraz jestem na pierwszym roku magisterski i w sumie mam jednego kolegę można powiedzieć, tylko, że ja zarówno teraz jak i wcześniej nie chcę się kontaktować po zajęciach, a raczej nie umiem:(
-
Ja mam problem głównie z bliskimi kontaktami, tam gdzie muszę coś mówić, lub gdzie ktoś mnie zna, czyli w tym momencie uczelnia jest moim największym problemem, tak samo jak wcześniej była to cała szkoła podstawowa, gimnazjum i liceum:(
-
Z wyjściem do sklepu nie mam większych problemów, najlepiej się czuje w dużych supermarketach, tylko nie w rodzinnej miejscowości, ponieważ oczywiście mam obawy, że mogłabym spotkać kogoś znajomego:p
-
Ja jednak wolę ćwiczyć w domu, tym bardziej że nie przepadam za tym całym przebieraniem się, szatnią, gdzie jest mnóstwo dziewczyn, głównie robię stretching, jogę, więc takie miejsca nie do końca są dla mnie:) Właśnie wróciłam z krótkiej wyprawy do sklepu, krótki spacer i od razu poprawiło mi się samopoczucie:)
-
Oj tak, chodziłam swego czasu i zrezygnowałam z tego powodu. Miałam wrażenie, że każdy na mnie patrzy, niestety ten problem przybrał większe rozmiary, jadąc pociągiem, chodząc po ulicy, wydaje mi się, że ludzie zwracają na mnie uwagę, lub myślą, że coś ze mną nie tak, czuje się jakby zamknięta w swoim umyśle. W żadnym miejscu nie mogę zaznać ulgi, najlepiej czuje się w domu, ale nie służy mi ciągłe siedzenie w nim.:(
-
Oj tak, uwielbiam poranki, mam wtedy najczystszy umysł, moja głowa nie jest jeszcze skażona złymi myślami. Myślę też, że pomaga mi ta cała rutyna, zdrowe śniadanie, ćwiczenia, woda z cytrynką, w co by się tu ubrać dzisiaj:) Wszystko jest takie świeże, dzień jeszcze niezmarnowany i nie mam wyrzutów sumienia, że czegoś nie zrobiłam.
-
Istnieje taka możliwość, będzie to najtrudniejszy egzamin dla mnie.:( Tylko że niestety w moim życiu bardzo często tak się dzieje, to znaczy mam stale obniżony nastrój, z niewielkimi spadkami i wzlotami, niezależnymi w sumie od niczego. Potrafię w ciągu jednego dnia mieć z 10 razy takie przypadki, ranek jest zazwyczaj najlepszy i najbardziej produktywny, te pierwsze 2 godziny dnia są moimi ulubionymi:) Potem zazwyczaj następuje spadek energii, poczucie, że jestem beznadziejna, nie radzę sobie w życiu, leżę wtedy zazwyczaj w pozycji embrionalnej, by za chwilę mieć odwagę marzyć i wyobrażać sobie siebie w miejscu do którego chcę dotrzeć i z entuzjazmem wykonywać chociażby czynności domowe, i tak w kółko, film na YT może mnie zmotywować, gdy włączę go za 2 godziny, jest totalnie odwrotna sytuacja i ten chochlik w głowie mówi mi tylko:dziewczyno zejdź na ziemię, ty się nie nadajesz, nie osiagniesz itp.
-
Cześć, jest tu ktoś?:) Napisałam bo mam kryzyz, prawie zaliczyłam sesję, został mi tylko jeden egzamin, w sumie nawet nieźle się układa, realizuje swoje pasję, ćwiczę regularnie, spełniam powoli wyznaczone cele a czuje się tak źle wewnątrz, tak mi brak energii na wszystko, leżę przez większość czasu w łóżku, przed wczoraj miałam zdecydowanie więcej energii i lepiej się czułam psychicznie, mimo że dni wyglądają tak samo i nic specjalnego się nie wydarzyło w ostatnim czasie, co mogło by wyjaśnić tą sinusoidę.:((
-
Akurat z wyglądem nie mam problemów, jestem szczupła i wysoka, ale to wszystko jest nieważne w momencie, gdy okazuje się jaką mam osobowość.
-
A co wygląd ma do rzeczy? Chodzi mi o związek, relację a nie przypadkowe znajomości czy przygody.
-
A co wygląd ma do rzeczy? Chodzi mi o związek, relację a nie przypadkowe znajomości czy przygody.
-
Tak, zdecydowanie to drugie. Jestem tak zamknięta w sobie, że naprawdę nie potrafiłabym się otworzyć przed nikim. Najgorsza jest ta pustka w głowie, szczególnie w sytuacjach społecznych. Nie pozwala mi to normalnie funkcjonować, ciężko jest się ze mną porozumieć, tak jak pisałam wcześniej jestem bardzo apatyczna i ospała , czuje się jakbym miała dystymię, jednak podejrzewam, że po prostu taką mam osobowość-flegmatyczną. Ostatki sił wydatkuje na utrzymanie pozorów, spokojnej, może trochę wyniosłej dziewczyny, która wygląda całkiem normalnie, dopóki się jej nie pozna:( Jeżeli już miałabym wskazać relacje społeczne w których w miarę się czuje, to krótkie, konkretne spotkania, bez zbędnych emocji np załatwienie spraw na poczcie/ zapytanie Obcej osoby o godzinę/drogę, biblioteka itp, czyli, najgorzej idzie mi na uczelni, tak samo było w szkole/liceum. Na przykład luźna rozmowa z kimś z uczelni, kuzynem jest dla mnie nie do wykonania, wolałabym iść na rozmowę kwalifikacyjną czy pójść na wykład do obcego miasta, gdzie nikogo nie znam. Bliskie kontakty mnie przerażają, chociaż jestem w stanie sobie wyobrazić siebie w związku, ale to już są chyba moje wymysły:(