Witajcie.
Latami leczyłam nerwice, z dobrym skutkiem. Zapominałam co to natręctwa na paroksetynie...
Jednak od pół roku z powodu ciąży jej nie przyjmuje więc czytanie o chorobach stało się znowu rytualem i pozornym uśpieniem lęku.
W odpowiedzi na to dostałam od lekarza przyzwolenie na jedyny lek - sertraline. Mam wrażenie, że po niej stało się coś jeszcze gorszego... Czy to nasilona nerwica, czy już inna choroba?
Mianowicie, analizuje. Po zwykłym uderzeniu się - analizuje w jaki sposób powstaje siniak, myślę o tym całe dnie, czytam, dochodzę do skomplikowanych spraw związanych z fizjologia krzepnięcia krwi, w pewnym momencie przestaje to rozumieć, robi się temat zbyt trudny dla laika i dopada mnie potworny lęk, że tego nie rozumiem! W efekcie myślę intensywniej, czytam więcej, próbując zrozumieć zagadnienie i lęk nasila się z każdym niezrozumiałym dla mnie medycznym zagadnieniem... Normalny człowiek odpuściłby temat na etapie początkowym, ja - jak nie zrozumiem od początku, wraz z systemem ukrwienia człowieka w tym przypadku i wszelkimi szczegółami popadam w paranoję i nie mogę funkcjonować, dopóki nie zrozumiem. Nie daj Bóg dochodzi liczenie, a jestem w tym kiepska... Wtedy myślę, liczę i analizuje 24/h i i tak nie dochodząc do wyniku - coraz bardziej odczuwam stres. A to tylko przyklad...
Czy to nerwica? Czy ten cudowny lek mógł mi ją w ten sposób zaostrzyć? Biorę go dwa i pół miesiąca, chce to badziewie odstawić bo wykończenia swoją głowę...
Normalny człowiek czegoś nie rozumie to odpuszcza, ja jak nie rozumiem to analizuje całe dnie bo mi to kurde - potwornie spokoju nie daje!
Pozdrawiam. Dziękuję.