Cześć wszystkim. Nie potrafię sprecyzować swojego problemu, chcę tylko zaznaczyć że nie oczekuję cudownej pomocy, tylko waszego zdania na mój problem i waszych rad.
Chodzi głównie o to że mam problem z własną banią. Gdybym miał opisywać wszelkie wątpliwości które mną targają, ten post nigdy by się nie zakończył. Dlatego chcę napisać o tym, co mnie najbardziej męczy - ja sam i inni ludzie. Cóż, chodzi oto że im jestem starszy (mam obecnie 20 lat) tym więcej błahych problemów pojawia się w mojej głowie - i wszystko dotyczy tego samego - spojrzenia na siebie, innych ludzi i komunikacji z nimi. Zauważyłem że przejmuje mnie opinia innych, ich osąd na mój temat, na temat wszystkiego co mnie tyczy - moich gustów np. muzycznych, spojrzenia na świat itd. Pomimo że nigdy nie przydarzyła mi się jakaś super przykra sytuacja, i tak tworzę w swojej głowie różnorakie scenariusze. A wszystko przez to, że tak naprawdę sam nie wiem kim jestem i czego od życia chce... Bardzo łatwo zbić mnie z tropu i wmówić mi że coś jest czarne a nie białe (lub na odwrót). Na co dzień męczy mnie wszystko - w jaki sposób rozmawiam z ludźmi na których mi zależy, w jaki sposób się zachowuje, lepiej być uśmiechniętym i radosnym czy pozwolić sobie na przepływ złych emocji i komentowanie tego co mi nie pasuje. Często robię różnego rodzaju podsumowania mojego charakteru i zachowania (którego de facto do teraz nie potrafię określić) i próbuje eksperymentować na różne sposoby. Zawsze mi coś przeszkadza - mój głos (lewa, logiczna półkula podpowiada - niczym się nie wyróżniającym), moje zachowanie, styl mówienia, moje poglądy... Nie cierpię kiedy o czymś mówię a ktoś mnie nie słucha. A kiedy znajdę się w towarzystwie, które nie odpowiada totalnie moim gustom (wszelakim - muzycznym, sposobem bycia itd.) to już zupełnie nie wiem jak się zachować...
Tu się rodzi główne pytanie. Co robić w takiej sytuacji? Starać się śmiać z czegoś, co tak naprawdę jakoś specjalnie mnie nie śmieszy, jakoś miło spędzić czas z ludźmi, z którymi wiele wspólnego nie mam czy stać twardo przy swoich poglądach, pomimo że potem i tak będę żałował zachowania się jak "gbur"... W ogóle z samej natury moja twarz przypomina męczennika z prawosławnej ikony, tak mi się przynajmniej wydaje. Pomimo że staram się być pogodny i uśmiechnięty, i tak czuję się jakiś inny... Nie znalazłem jeszcze człowieka który podpasowałby mi w 100%. A może patrzę na świat w zbyt wyidealizowany sposób? Oczekuję rozmachu i świetnej przygody, zupełnie niepotrzebnie? Strasznie skupiam się na sobie i na tym, co ludzie o mnie pomyślą, mam jakiś nieświadomy obraz samego siebie w głowie, do którego sam próbuje się przypasować. W dodatku, czuję się deczko wyalienowany z tego powodu, że nie ja sam - lecz moje ukryte lęki i skrytość - blokuje mnie przed takimi miejscami jak kluby lub inne zbiorowiska ludzi. Byłem parę razy w takich miejscach, ale za każdym razem czułem się skrępowany, nawet po alkoholu uważam co robię i mówię. I nie jest problemem sama przejażdżka w takie miejsca, tylko po raz kolejny moje podwójne standardy - z jednej strony chciałbym spróbować tego jeszcze raz, wyluzować się i pobawić - a z drugiej coś mnie nadal przed tym blokuje... W dodatku zawsze miałem problemy z inicjatywą, to ja byłem zapraszany, a nie ja zapraszałem. Zdarza się również, że oczekuje zaproszenia gdzieś, a kiedy to się już nadarzy - odechciewa mi się. Każdy dzień budzi u mnie inny nastrój, marzę o tym żeby wyjść i nie przejmować się tym, gdzie jestem, z kim jestem, co mówię i o czym mówię... Jak można to sklasyfikować?