Od kiedy pamiętam męczy mnie lęk w stosunku do ludzi. Kiedy byłam dzieckiem miałam grupkę jakby przyjaciół, spędzaliśmy razem czas itp. Potem jakoś wszystko się popsuło, wieczne kłótnie, wyśmiewanie się, potem byłam gnębiona przez inne osoby z klasy. Zamknęłam się w sobie i z czasem wszystkie moje znajomości wygasły. Nie umiem opisać tego wszystkiego, ale dochodząc do końca doszłam do wniosku, że nie mogę już żyć, nie potrafię. Nie umiem nic w sobie zmienić, czuję tylko jakbym naprawdę przegrała życie, żadnego sensu, pustka. Prawie nikt już ze mną nie rozmawia, ja sama też nie inicjuję żadnych rozmów. Nie potrafię przed nikim się otworzyć, całe dnie gram kogoś innego, nikomu nie ufam i w nie potrafię wymienić ani jednej osoby, która nigdy by mnie nie zawiodła. Ze mną też są same problemy, ale myślę że nikt by się nie przejął gdyby mnie nie było. Często jest tak że z nikim nie zamienię nawet słowa przez cały dzień, rodzice wracają późno i od razu idą spać, mama często przychodzi i jeszcze narzeka. Wiele razy widziała jak płaczę, czasem udaje że nie widzi, czasem powie coś typu 'to musisz coś zmienić' i tyle. Nikomu już nic nie mówię bo to totalnie bez sensu. Na wszystko jest już za późno. Nie chcę już żadnej pomocy, chcę tylko się zabić. Tydzień temu wzięłam garść tabletek, ale skończyło się bólem brzucha, jutro mam zamiar to powtórzyć, ale z innymi tabletkami. Jestem młodą osobą, ale czuję i widzę jak cała młodość mi przepada. Nienawidzę siebie, innych i całego ,zycia, nie wiem co robić.