Skocz do zawartości
Nerwica.com

Rasknitt

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Rasknitt

  1. Cytat

     

     @Gods Top 10 Niestety, KotJaroslawa  bardzo ładnie to podsumował. Nie mam pretensji do kobiet, że chcą być wyłącznie z wartościowymi facetami. Mam pretensje do siebie, że takim nie jestem i że przyszłość zapowiada się czarno, bo ja po prostu nie mam osobowości która przyciągałaby ani kobiety, ani przyjaciół. Taki jestem - wiem że to cuchnie wykrętami i wymówkami ale nie potrafię się zmienić. Nawet wiedząc, że stawką jest moje życie i szczęście. Żadne bezużyteczne leki mi tak nie pomagały jak życzliwy i szczery uśmiech na mój dowcip, czy sms z pytaniem o zdrowie znajomych z pracy gdy byłem na chorobowym. 

    Problem polega na tym, że rzadko wywołuję takie reakcje i patrząc na szczęşliwe pary i wesołych ludzi gadających w sobie w grupkach, czuję się gorszy. Niegodny ich przyjaźni, niegodny miłości. Gardzę sobą za taki sposób myślenia i nie widzę rozwiązania poza samobójstwem. To nie psychiatry i farmakologii potrzebuję, tylko akceptacji i spokoju ducha - kórych chyba nie zaznam w tym życiu. Nie chcę być samotny. Dlatego piszę na tym forum. Tylko tu mogę liczyć na zrozumienie. 

  2. W dniu 1.11.2018 o 22:36, weltschmerz napisał:

    Dlaczego macie sporadyczny kontakt? Skoro cieszą się, że Cię widzą, z wzajemnością i czujesz się z nimi swobodnie, to już bardzo dużo. Nie każdy spotka takich ludzi na swojej drodze.

    W dniu 1.11.2018 o 12:19, Rasknitt napisał:

    Praca, jeden z przyjaciół sam ma problemy natury psychicznej i nie jest zawsze dostępny. A w pracy jestem pariasem, bo nie jestem pewnym siebie gościem, więc przez większość czasu siedzę samotnie w domu.

    W dniu 2.11.2018 o 15:55, Gods Top 10 napisał:

    Może właśnie sęk w tym przyznawaniu się, a nie faktycznym występowaniu nieśmiałości? ;)
    Nieśmiałość jak najbardziej dotyczy również kobiet, tylko raczej jest inaczej postrzegana w naszej kulturze. Niby mamy równouprawnienie płci, ale jednak nadal się oczekuje, że to mężczyzna "musi" być zaradny, wygadany, zabawny, a w relacjach damsko-męskich to przecież on "musi" wykonać pierwszy krok (a kobieta ma inne "musy", np. dbanie o wygląd, reputację, wychowywanie dzieci, opiekę nad innymi itd.). Nieśmiały mężczyzna ma mniejsze szanse na partnerkę, a nieśmiała kobieta (o ile nikogo nie spłoszy) prędzej, czy później zostanie "zagadnięta".

    Bardzo dyplomatycznie powiedziane. Bardziej dosadnie można powiedzieć, że facet nieśmiały to ostatnie zero i niedorajda. Nie ma co temu zaprzeczać, wszelkie próby to po prostu efekt dobrego wychowania. Prawda jest taka, że facet który nie jest pewny siebie będzie miał problemy w każdym aspekcie życia. Jeśli jest coś, czego zawsze zazdrościłem kobietom, to właśnie że one mają niejako wybór. Jesteś heterą, co nikomu się nie kłania i jest drapieżna? Świetnie, faceci uwielbiają takie dominy! Jesteś nieśmiałą, cichą szarą myszką? Spoko, nie przeszkadza mi to, popracujemy nad tym! A facet? Albo jesteś samczym samcem emanującym tą samczością, albo spadaj. Kobiety może i w końcu uzyskają prawa których potrzebują, ale obawiam się że żaden ruch społeczny nie ruszy nigdy archetypu zbója-zdobywcy. Wszystko rozbija się o "wzięcie się w garść" bo bez pewności siebie ani rusz. A "wzięcia się w garść" już próbowałem.

    W dniu 3.11.2018 o 14:31, Gods Top 10 napisał:

    A dlaczego by się temu nie sprzeciwić i najzwyczajniej w świecie żyć "po swojemu"? ;) Tym bardziej, że te "trzeba" nieraz bardziej wynikają z interesu tych, którzy to lansują, niż z faktycznych zalet takich postaw.

    Bo moloch zwany społeczeństwem i tysiąclecia kultury takiej a nie innej tak nakazuje i masz się słuchać. Takie życie "po swojemu" jest jak dla mnie dobre wyłącznie dla socjopatów, którzy mają wywalone na normy społeczne i dobrze im z tym. Jeśli jednak jak ja chcesz zasmakować trochę tego normalnego życia które widzę codziennie naokoło, to albo się dostosowujesz albo wypad. Nie ma litości. Można się bawić w epicką walkę ze sposobami myślenia i rolami narzucanymi przez społeczeństwo, ale to walka z góry skazana na niepowodzenie - życie to nie gra komputerowa albo kino nowej przygody, gdzie jeden kozak obala całe imperium ot tak. :P

    W dniu 2.11.2018 o 14:42, New-Tenuis napisał:

    Tak szczerze, to niewiele znam "takich" kobiet, to też sprawia, że czuję się inna nieraz, bo aż mnie zatyka, gdy mam coś powiedzieć, ze stresu zapominam, co w ogóle miałam powiedzieć, nie wiem, jak mam stanąć (najczęściej przybieram pozycję zgarbioną z założonymi na piersi rękami), nie wiem czasem nawet, jak mam reagować, gdy ktoś okazuje mi serdeczność, mam problem z patrzeniem w oczy i najchętniej bym wszystkich za wszystko przepraszała. Możliwe, że to mi się nasila w gorszych sytuacjach życiowych, czasem umiem się odezwać, nie mam problemów z załatwianiem spraw urzędowych i wystąpieniami publicznymi, przez jakiś czas nawet uczyłam grupę młodych ludzi... ale są sytuacje, które mnie przerażają, w których czuję się boleśnie nie na miejscu... 

    Zauważyłem, że na stronach anglojęzycznych kobiety częściej przyznają się do osobowości lękliwej. Na Youtube pod filmami traktującymi o tym zaburzeniu jest zdecydowanie więcej komentarzy zamieszczanych przez kobiety. I niepotrzebnie czujesz się "inna". :) Jak już zostało wspomniane, kobiety z taką przypadłością spotykają się na ogół z dużo większym zrozumieniem niż faceci. Nie wolno nam być słabymi nawet na chwilę.

     

    W dniu 3.11.2018 o 16:44, New-Tenuis napisał:

    w książce, której tytuł tu podałam, nie ma mowy o przełamywaniu, a raczej o dążeniu do zaakceptowania własnego sposobu bycia. Gdy się już samego siebie zaakceptuje, łatwiej jest się otworzyć na kontakt z ludźmi. Ja na przykład postanowiłam się nie zmuszać do mówienia czy patrzenia w oczy, gdy czuję się zakłopotana. Na razie wdrażam taki sposób akceptowania siebie i zobaczymy, co z tego wyjdzie, ale mam na tyle plastyczny czas w życiu teraz, że podejrzewam, że może wyjść mi to na dobre (stosowanie tych porad).

    W moim przypadku to raczej nie zadziała, bo moim sposobem bycia jest raczej milczenie aż będę miał coś sensownego do powiedzenia. Co niestety jest niezbyt atrakcyjne dla rozmówców i odbierane jako przejaw głupoty/impertynencji. Co do zaakceptowania siebie - to mi raczej nie wyjdzie. Starałem się jakoś oswoić z tym swoim sposobem bycia, zaakceptować tę swoją ekscentryczność i nieśmiałość ale nie da rady. Wszelkie poradniki z serii "jak zdobywać sympatię ludzi" spływają po mnie jak po kaczce. Byłem już tak zdesperowany że zacząłem oglądać te wszystkie poradniki jak zachowywać się przy kobietach, ale to dla mnie czarna magia. Co z tego że wyuczę się na pamięć jakichś zachowań, skoro w głowie nadal będę niepewny? Co mi da udawanie i aktorzenie, skoro nie będzie w tym ani grama naturalności? Na pracę nad sobą był czas na etapie dojrzewania, obawiam się że dla mnie jest już za późno. Próbowałem rozmawiać z ludźmi zarówno na konwencie na który się wybrałem, jak i w pracy na okazyjnych wypadach na piwo. Zmuszałem się do wypowiadania, starałem się mówić głośno, wyraźnie i pewnie. Niestety, przypomina mi to walenie głową w mur. Mur, na którym nie ma żadnych pęknięć, które zachęcałyby do dalszych prób.

  3. W dniu 1.11.2018 o 22:36, weltschmerz napisał:

    Dlaczego macie sporadyczny kontakt? Skoro cieszą się, że Cię widzą, z wzajemnością i czujesz się z nimi swobodnie, to już bardzo dużo. Nie każdy spotka takich ludzi na swojej drodze.

    W dniu 1.11.2018 o 12:19, Rasknitt napisał:

    Praca, jeden z przyjaciół sam ma problemy natury psychicznej i nie jest zawsze dostępny. A w pracy jestem pariasem, bo nie jestem pewnym siebie gościem, więc przez większość czasu siedzę samotnie w domu.

    W dniu 2.11.2018 o 15:55, Gods Top 10 napisał:

    Może właśnie sęk w tym przyznawaniu się, a nie faktycznym występowaniu nieśmiałości? ;)
    Nieśmiałość jak najbardziej dotyczy również kobiet, tylko raczej jest inaczej postrzegana w naszej kulturze. Niby mamy równouprawnienie płci, ale jednak nadal się oczekuje, że to mężczyzna "musi" być zaradny, wygadany, zabawny, a w relacjach damsko-męskich to przecież on "musi" wykonać pierwszy krok (a kobieta ma inne "musy", np. dbanie o wygląd, reputację, wychowywanie dzieci, opiekę nad innymi itd.). Nieśmiały mężczyzna ma mniejsze szanse na partnerkę, a nieśmiała kobieta (o ile nikogo nie spłoszy) prędzej, czy później zostanie "zagadnięta".

    Bardzo dyplomatycznie powiedziane. Bardziej dosadnie można powiedzieć, że facet nieśmiały to ostatnie zero i niedorajda. Nie ma co temu zaprzeczać, wszelkie próby to po prostu efekt dobrego wychowania. Prawda jest taka, że facet który nie jest pewny siebie będzie miał problemy w każdym aspekcie życia. Jeśli jest coś, czego zawsze zazdrościłem kobietom, to właśnie że one mają niejako wybór. Jesteś heterą, co nikomu się nie kłania i jest drapieżna? Świetnie, faceci uwielbiają takie dominy! Jesteś nieśmiałą, cichą szarą myszką? Spoko, nie przeszkadza mi to, popracujemy nad tym! A facet? Albo jesteś samczym samcem emanującym tą samczością, albo spadaj. Kobiety może i w końcu uzyskają prawa których potrzebują, ale obawiam się że żaden ruch społeczny nie ruszy nigdy archetypu zbója-zdobywcy. Wszystko rozbija się o "wzięcie się w garść" bo bez pewności siebie ani rusz. A "wzięcia się w garść" już próbowałem.

    W dniu 3.11.2018 o 14:31, Gods Top 10 napisał:

    A dlaczego by się temu nie sprzeciwić i najzwyczajniej w świecie żyć "po swojemu"? ;) Tym bardziej, że te "trzeba" nieraz bardziej wynikają z interesu tych, którzy to lansują, niż z faktycznych zalet takich postaw.

    Bo moloch zwany społeczeństwem i tysiąclecia kultury takiej a nie innej tak nakazuje i masz się słuchać. Takie życie "po swojemu" jest jak dla mnie dobre wyłącznie dla socjopatów, którzy mają wywalone na normy społeczne i dobrze im z tym. Jeśli jednak jak ja chcesz zasmakować trochę tego normalnego życia które widzę codziennie naokoło, to albo się dostosowujesz albo wypad. Nie ma litości. Można się bawić w epicką walkę ze sposobami myślenia i rolami narzucanymi przez społeczeństwo, ale to walka z góry skazana na niepowodzenie - życie to nie gra komputerowa albo kino nowej przygody, gdzie jeden kozak obala całe imperium ot tak. :P

    W dniu 2.11.2018 o 14:42, New-Tenuis napisał:

    Tak szczerze, to niewiele znam "takich" kobiet, to też sprawia, że czuję się inna nieraz, bo aż mnie zatyka, gdy mam coś powiedzieć, ze stresu zapominam, co w ogóle miałam powiedzieć, nie wiem, jak mam stanąć (najczęściej przybieram pozycję zgarbioną z założonymi na piersi rękami), nie wiem czasem nawet, jak mam reagować, gdy ktoś okazuje mi serdeczność, mam problem z patrzeniem w oczy i najchętniej bym wszystkich za wszystko przepraszała. Możliwe, że to mi się nasila w gorszych sytuacjach życiowych, czasem umiem się odezwać, nie mam problemów z załatwianiem spraw urzędowych i wystąpieniami publicznymi, przez jakiś czas nawet uczyłam grupę młodych ludzi... ale są sytuacje, które mnie przerażają, w których czuję się boleśnie nie na miejscu... 

    Zauważyłem, że na stronach anglojęzycznych kobiety częściej przyznają się do osobowości lękliwej. Na Youtube pod filmami traktującymi o tym zaburzeniu jest zdecydowanie więcej komentarzy zamieszczanych przez kobiety. I niepotrzebnie czujesz się "inna". :) Jak już zostało wspomniane, kobiety z taką przypadłością spotykają się na ogół z dużo większym zrozumieniem niż faceci. Nie wolno nam być słabymi nawet na chwilę.

     

    W dniu 3.11.2018 o 16:44, New-Tenuis napisał:

    w książce, której tytuł tu podałam, nie ma mowy o przełamywaniu, a raczej o dążeniu do zaakceptowania własnego sposobu bycia. Gdy się już samego siebie zaakceptuje, łatwiej jest się otworzyć na kontakt z ludźmi. Ja na przykład postanowiłam się nie zmuszać do mówienia czy patrzenia w oczy, gdy czuję się zakłopotana. Na razie wdrażam taki sposób akceptowania siebie i zobaczymy, co z tego wyjdzie, ale mam na tyle plastyczny czas w życiu teraz, że podejrzewam, że może wyjść mi to na dobre (stosowanie tych porad).

    W moim przypadku to raczej nie zadziała, bo moim sposobem bycia jest raczej milczenie aż będę miał coś sensownego do powiedzenia. Co niestety jest niezbyt atrakcyjne dla rozmówców i odbierane jako przejaw głupoty/impertynencji. Co do zaakceptowania siebie - to mi raczej nie wyjdzie. Starałem się jakoś oswoić z tym swoim sposobem bycia, zaakceptować tę swoją ekscentryczność i nieśmiałość ale nie da rady. Wszelkie poradniki z serii "jak zdobywać sympatię ludzi" spływają po mnie jak po kaczce. Byłem już tak zdesperowany że zacząłem oglądać te wszystkie poradniki jak zachowywać się przy kobietach, ale to dla mnie czarna magia. Co z tego że wyuczę się na pamięć jakichś zachowań, skoro w głowie nadal będę niepewny? Co mi da udawanie i aktorzenie, skoro nie będzie w tym ani grama naturalności? Na pracę nad sobą był czas na etapie dojrzewania, obawiam się że dla mnie jest już za późno. Próbowałem rozmawiać z ludźmi zarówno na konwencie na który się wybrałem, jak i w pracy na okazyjnych wypadach na piwo. Zmuszałem się do wypowiadania, starałem się mówić głośno, wyraźnie i pewnie. Niestety, przypomina mi to walenie głową w mur. Mur, na którym nie ma żadnych pęknięć, które zachęcałyby do dalszych prób.

  4. Cześć!

    Chciałbym po pierwsze przeprosić za dość długą przerwę w odpowiedzi - stało się tak po pierwsze ze sporej nawały obowiązków, zmęczenia a także chęci właściwego odniesienia się do każdej z osób.

    Dziękuję serdecznie wszystkim za słowa otuchy, bardzo było mi to potrzebne. Świadomość, że nie trzeba zawsze ukrywać swoich uczuć i wewnętrznych konfliktów działa niezwykle kojąco. Siedząc samotnie wśród ludzi którzy nie wiedzą co przeżywam to najgorsza tortura i ciężko ją wytrzymywać na dłużej.

    W dniu 23.10.2018 o 22:34, bonzay2 napisał:

    NIe mów tak o sobie bo jesteś dobrą osobą .Mam podobnie do ciebie więc wiem o czym mówisz.Musisz znaleźć odpowiednią osobe w odpowiednim czasie takiego przyjaciela lub dziewczyne.I nie poddawaj się z leczeniem psychiatrycznym , musisz robić wszystko żeby lepiej się czuć  jeśli nawet nie będzie to miało żadnego sensu.Ja mam 25 lat i też moje życie to tylko praca

    Na całe szczęście mam takiego przyjaciela na dobre i na złe, którego poznałem na studiach. Przy nim mogę pokazać się całkowicie bez osłonek, dokładnie takim jakim jestem bez żadnego ostrożnego dobierania słów i small talkowego pieprzenia o pogodzie albo odjazdach tramwajów. W czasach gdzie podobni ludzie to skarb i rarytas mogę śmiało powiedzieć, że to jedna z niewielu dobrych rzeczy jaka mnie spotkała na przestrzeni ostatnich lat.

     

    W dniu 23.10.2018 o 22:34, bonzay2 napisał:

    Jeśli chodzi o dziewczyny to na mieście byś nie poderwał  ani na imprezie pewnie ciebie bym nie zobaczył ale może szybkie randki by były dobre. No i zosatją tobie też portale randkowe.....no i facebook

    Szybkie randki - miejsce, gdzie trzeba wywrzeć bardzo dobre pierwsze wrażenie. Introwertyk, fobik społeczny i osobowość unikająca na takim spotkaniu? Czarno to widzę, ale jestem niepoprawnym pesymistą, więc różnie to może być. Tak samo z portalami randkowymi - to taki internetowy targ gdzie trzeba się wybić, zachwalając się niczym produkt do sprzedania... nie zawsze zgodnie z prawdą a raczej z oczekiwaniami ludzi. Myślę, że spróbowałbym raczej jakichś spotkań w kółkach zainteresowań, może nawet terapii grupowej. Z czystej chęci zawarcia jakiejś znajomości, już nie myślę o tym w kontekście randkowania. Materiał na partnera/chłopaka/męża ze mnie żaden. :P

    W dniu 23.10.2018 o 22:34, bonzay2 napisał:

    Jeśli chciałbyś pogadać to zasze przez jakiś komunikator czy skype możemy pogadać jeśli oczywiście masz ochote

    Dzięki za propozycję - pewnie w końcu z niej skorzystam, ale nie wiem czy starczy mi odwagi żeby tak szybko nawiązać kontakt z nową osobą. Choć wynika to pewnie z mojej obawy przed otwarciem się - kiedy sytuacja wymusza kontakt z drugim człowiekiem nie mam czasu na swoje fanaberie :)

    W dniu 24.10.2018 o 14:24, New-Tenuis napisał:

    Mi psychiatra powiedział, że mam zo mieszane z akcentem na chwiejną emocjonalnie, ale ja czuję się też unikająca. To znaczy, staram się to przełamywać, ale to jakbym na wojnę szła, tyle energii mnie kosztuje.

    Znam to uczucie. Miałem tak na swoim konwencie we Wrocławiu i teraz, chodząc na crossfit żeby zgubić nieco ze swojego kałduna, przeraża mnie ilość osób która tam ćwiczy. Koszmarnie spada mi samoocena patrząc na innych, lepszych ode mnie i z ledwością zmuszam się do kontynuowania treningów. Jakoś to idzie.

    W dniu 26.10.2018 o 12:48, weltschmerz napisał:

    To i tak później z tym wszystkim wystartowałeś niż ja. Nie przypominam sobie okresu, w którym miałbym normalną, nie niską lub zaniżoną samoocenę. Zdarzały się przejściowe okresy z samooceną naciąganą, bo trafił się na widoku ktoś żałośniejszy niż ja lub okoliczności nieśmiało wskazywały na to, że nadchodzi czas odbicia sobie upokorzeń i porażek, co oczywiście tylko mi się wydawało.

    Ha, ile razy obiecywałem sobie że będzie lepiej. "W gimnazjum było źle, w liceum będzie lepiej, w liceum było źle, na studiach będę nowym człowiekiem, na studiach nie wyszło, w pracy będzie inaczej" itd. Ciężko z tego wyjść nawet podejmując rękawicę i walcząc, ponieważ często ta walka polega na nieśmiałych, nieudanych interakcjach.

    W dniu 26.10.2018 o 12:48, weltschmerz napisał:

    Nie ma osoby, której nie dotyczyłoby obgadywanie za plecami, więc tym bym się nie przejmował (i od dawna się nie przejmuję), gorzej jest, kiedy obgadują tak, żebyś słyszał, bo to oznacza całkowity brak szacunku.

    W dniu 14.10.2018 o 19:43, Rasknitt napisał:

    Racja, ale po tylu latach spędzonych w niewielkim gronie przyjaciół i ze sporym gronem wrogów/nastawionych obojętnie zmieniło się to w paranoję którą ciężko wykorzenić, ponieważ czai się gdzieś w podświadomości i będzie chodzić ze mną w jednym zaprzęgu raczej już do końca życia. Pech.

    W dniu 26.10.2018 o 12:48, weltschmerz napisał:

    O związkach w ogóle wolę nie zaczynać tematu, natomiast życie towarzyskie u mnie też robi pod siebie.

    W dniu 14.10.2018 o 19:43, Rasknitt napisał:

    Coś takiego strasznie ryje psychikę. To młyn na wodę dla myśli o braku akceptacji i niedopasowaniu do innych. Jak zaczynać rozmowę, skoro wiem że ci ludzie wzgardziliby mną gdyby znali mnie lepiej? Piętno aspołecznego strasznie ciąży i najgorsze jest to, że nawet najlepsze aktorstwo często nie ratuje przed czujnym okiem nowej grupy, gdy dopiero zaczynają cię poznawać.

    W dniu 26.10.2018 o 12:48, weltschmerz napisał:

    Chyba znam to, kiedy podczas próby nawiązania kontaktu pojawiają się niekoniecznie werbalne oznaki szybkiego zmęczenia moją osobą i ból psychiczny, do którego się już przyzwyczaiłem. Potrafię podejmować różne tematy rozmów, ale najbardziej szczery jestem, gdy marudzę.

    Co ciekawe, potrafię nieźle zająć rozmówcę w rozmowie w 4 oczy, bez grupy lub tam, gdzie mam czystą kartę.

    W zasadzie nie licząc dwóch moich przyjaciół z którymi mam dość sporadyczny kontakt, to nie sądzę że był w moim życiu ktoś, kto naprawdę ucieszył się że mnie widzi. Brakuje mi takiej prostolinijnej sympatii jaką widzę często u ludzi z którymi pracuję i ich partnerami. Ja przeważnie byłem rakiem na bezrybiu z którym rozmawiało się z braku lepszego towarzysza do rozmowy - widać było, że męczę rozmówców. Co oczywiście przyłożyło się pewnie do rozwoju osobowości unikającej. Zastanawiam się, czy jest jeszcze sens próbować z kimkolwiek rozmawiać.

    Tutaj punkt dla Ciebie, w rozmowach w 4 oczy zanudzałem rozmówców aż do niezręcznej ciszy, która wisiała w powietrzu w nieskończoność. :)

    W dniu 26.10.2018 o 12:48, weltschmerz napisał:

    To jakim ja jestem odpadem, skoro mam tylko gówno warte technikum z maturą, jeśli mierzymy tą miarą. A z zainteresowań najlepiej w realizacji idzie mi w trainspottingu, czyli wyszukiwaniu bezwartościowych informacji.

    Większość ludzi wśród których się obracam, ma lub wyrabia magisterkę i nieustannie pieprzą o studiach co bardzo utrudnia mi wkomponowanie się w rozmowę. Nie mam się za bardzo czym pochwalić w kwestii zainteresowań, rysowanie i malunek uwielbiam najbardziej, ale póki co jestem jeszcze w tym na tyle kiepski, że równie dobrze mógłbym go nie wymieniać.

    W dniu 26.10.2018 o 12:48, weltschmerz napisał:

    2500 netto to nie jest źle, zależy od tego, za co te pieniądze dostajesz i gdzie mieszkasz. Przynajmniej nadajesz się do jakiejś pracy, czego nie można powiedzieć o mnie.

    W dniu 14.10.2018 o 19:43, Rasknitt napisał:

    W zasadzie mi wystarcza, ale obawiam się że w dzisiejszych czasach dużo świadczy o człowieku ile zarabia i jaką zajmuję pozycję. Ja mam na to wywalone, znałem już doktorów i managerów, którzy swoimi poglądami na życie byli kompletnymi dzbanami jak i osoby na skromnych stanowiskach z którymi można było ciekawie pogadać. Pewnie więcej osób myśli podobnie, ale o ironio nikt się przecież z tym nie zdradzi. Przecież to niepożądane :)

    W dniu 26.10.2018 o 12:48, weltschmerz napisał:

    A u psychiatry leczyłeś się (leczysz) pod kątem depresji czy fs?

    W dniu 14.10.2018 o 19:43, Rasknitt napisał:

    Depresji.

     

    W dniu 26.10.2018 o 12:48, weltschmerz napisał:

    Sam na swój temat czasami też do takich wniosków dochodzę.

    A ludzi którzy uważaliby inaczej, na razie brak. Dlatego cieszę się że zajrzałem na to forum. Obecnie pomaga mi jakakolwiek oznaka sympatii, w takim jestem złym stanie.

    W dniu 30.10.2018 o 20:32, carlosbueno napisał:

    2500 na rękę to nie tak źle znowu i większy  wzrost raczej też by nie pomógł bo ja mam ponad 190 cm i problemy podobne do Ciebie również z poznawaniem płci przeciwnej.  Przez samo czytanie książek zaliczasz się do 40 % elity Polaków co czyta cokolwiek, a licencjat to przecież nie gimnazjum i to raczej typowe wykształcenie dla ludzi w Twoim wieku. Wiem że to pewnie Ciebie nie pocieszy, ale nie ma się co dołować  niewspółgraniem wobec   wykreowanego przez neoliberalne media stereotypem młodego człowieka, który często ni jak się ma do obiektywnej rzeczywistości.  

    Dzięki, dobrze wiedzieć że jest ktoś, kto myśli inaczej. Zabawne, ludzi na Ziemi więcej niż kiedykolwiek, a ja czuję się jak w jakimś postapokaliptycznym filmie. Samotny czekam na jakąś odpowiedź od innej żywej duszy. :)

  5.  

     

    Cześć, to mój pierwszy post na tym forum. Prawdopodobnie jest jakiś temat na przywitanie i przedstawienie się, ale raczej nie od niego zacznę.

    Głównie dlatego, że jedynym powodem dla którego piszę na tym forum jest namowa przyjaciela który podobnie jak ja zmaga się z problemami psychicznymi (ale zupełnie innej natury) i uznał że opisanie tutaj swoich problemów może mi pomóc. Jeśli mój post zostanie w jakiś sposób skasowany za łamanie regulaminu to nic złego się nie stanie, bo osobiście nie wierzę w jakiekolwiek powodzenie lub przydatność pisania tutaj.

    Jestem sobie zwykłym facetem który nie ma już chęci do życia. Wydaje mi się, że posiadam osobowość unikającą i obezwładniającą depresję. Nie wiem kiedy dokładnie zaczęła się ona u mnie objawiać, ale sądzę że od początku gimnazjum, kiedy zacząłem regularnie otrzymywać docinki od kolegów i koleżanek właśnie wtedy moje poczucie własnej wartości zaczęło zjeżdżać po równi pochyłej.

    Trwało to przez całe gimnazjum, zaczęło się w liceum mimo że próbowałem pokazać się od innej strony, znacząco osłabło na studiach (traktowanie jak powietrze zamiast obgadywania choć kto tam na pewno wie). Mam obecnie 27 lat, nigdy nie miałem dziewczyny – koleżanki tylko sporadycznie – i moje życie towarzyskie oraz samoocena leżą w ruinie. Boję się rozmawiać z ludźmi, jednak dość dobrze to ukrywam, starając się śmieszkować. Zawsze jednak kończy się tak samo – rozmowa w ogóle się nie klei, rozmówca kulturalnie spławia mnie w cholerę i patrzę jak inni ludzi nawiązują znajomości, śmieją się i korzystają z życia podczas gdy mnie wewnątrz chce się wyć. Ale oczywiście nie pokazuję tego, bo… nie wypada. Nikt nie lubi negatywnych marud, mimo że zewsząd słyszy się apele podnoszące świadomość tematu zdrowia psychicznego (na który społeczeństwo miało, ma i będzie miało wywalone).

    Jestem samotny, mam tylko dwóch przyjaciół z którymi mogę pogadać, a i tak często tylko przez rozmowę wideo. Czasami wychodzę ze znajomymi z pracy na piwo próbując udawać pewnego siebie, ale obawiam się że „unikający” na tyle sprawnie udaje, co idiota mądrego.

    Jeśli dodać do tego wykształcenie jeno licencjackie, małą ilość zainteresowań (rysowanie i malunek, czytanie książek, gry komputerowe i jazda na rowerze) niski wzrost (170 cm) oraz kiepskie zarobki bez perspektyw na awans (2500 na rękę) to czuję że kompletnie przegrałem swoje życie. I nie ma żadnej możliwości na poprawę, bo z  takim „CV” to nikogo nie przekonam do swojej osoby. A chciałbym po prostu być lubiany, mieć przyjaciół, czuć się komuś potrzebny.

    Uprzedzając z góry pytania „A próbowałeś w ogóle coś z tym zrobić?” odpowiadam: Tak, próbowałem. Wspomniane wyjścia na piwko pomimo strasznej fobii społecznej (na zewnątrz uśmiecham się i dowcipkuję wewnątrz pocę się jak szczur i szczękam zębami), kilkumiesięczna terapia u psychiatry, wyjazd na wrocławski konwent fantastyki pomimo zerowego doświadczenia w wizytach na tego typu imprezach i strachu przed nieznanym… ogólnie rzecz biorąc jestem na zewnątrz dość wylewny, ale co z tego, skoro rozmowa nigdy się nie klei i zawsze kończy się niezręczną ciszą. To wszystko zmierza donikąd. 

    Nawiasem mówiąc ten wyjazd do Wrocka to też klapa była, bo nawet wśród sobie podobnym pasjonatom smoków i hokus-pokus byłem uznany za dziwaka. To już niezłe osiągnięcie.

    Myślę że dobrym podsumowaniem całej tej historyjki będzie deklaracja że po prostu nienawidzę samego siebie i uważam że nie powinienem się był urodzić.

×