Witam,
Nawet nie wiem od czego zacząć. Jestem generalnie na skraju wyczerpania i bardzo ciezko mi bedzie napisac to co napiszę, gdyz jak zawsze boje sie oceny i boje sie usłyszec potwierdzenia tego co o sobie teraz myslę- czyli ze jestem kłamliwą egoistyczną k*******. Odkąd pamiętam, całemu mojemu życiu towarzyszy kłamstwo. Kłamałam odkąd pamiętam- zaczęło sie od wczesnego dziecinstwa i potem z czasem zaczeło sie nasilac. Nigdy nie oczuwałam jakis szczególnych wyrzutów sumienia z tym związanych. wręcz przeciwnie. Było mi wygodnie bo: a) unikałam konsekwencji b) kreowałam sie na ciekawszego człowieka niz jestem c) moglam miec to co chciałam (czyli np. mogłam byc w związku jednoczesnie korzystając z uciech pozazwiązkowych uzywając kłamstwa i manipulacji) I tak było od zawsze. Spotykałam sie z jednym chłopakiem kłamiąc w zasadzie o wszystkim, od błahych kłamstw typu nie zrobilam obiadu bo sie zle czuje, po kłamstwa gigantyczne typu zdrady psychiczne i fizyczne. W głębi duszy wiedzialam ze robie zle ale bylo mi wygodnie i nie potrzebowałam zmiany. Potrafiłam dopuscic do takiej sytuacji ze bylam z jednym chłopakiem w związku od 3 lat, bylismy zareczeni a ja spotkalam sie z innym kolesiem z którym tez w zasadzie zaczelam tworzyc związek. To sie moze wydawac nierealne ale potrafiłam przez 3 lata miec dwóch "powaznych" partnerów naraz. I zaden nic o sobie nie wiedział. Do tego stopnia potrafilam zmanipulowac sytuacje. Byly przypadki kiedy cos wyszło najaw. ale ja potrafilam wykorzystac to ze sa we mnie zakochani i wymyslalam kolejne klamstwa zeby wytłumaczyc poprzednie. Nie potrafilam sie zdecydowac z ktorym chce byc- zranilam obu. wiem teraz ze zaden z tych związkow nie ma racji bytu ale jak sie tak bałam samotnosci (albo moze po prostu robilam to dla wlasnej przyjemnosci) ale podtrzymywalam oba te zwiazki raz zrywajac z jednym raz z drugim. Moi znajomi maja mnie za wesołą, zrównowazoną dziewczyne która sobie dobrze radzi w zyciu. Doradzam wszystkim odnosnie spraw sercowych i doradzam dobrze nie potrafiac paradoksalnie poradzic sobie z wlasnym zyciem. Jestem teraz nikim w swoich oczach. Nigdy nie mialam wysokiego poczucia wartosci ale teraz to jest dno. Brzydze sie soba. Wiecznie w sumie proboje sie usprawiedliwiac zrzucajac na ciezkie dziecinstwo, tendencje rodzinne do kłamstwa i manipulacji (bylo na to u nas przyzwolenie) ale takim podejsciem tylko daje sobie na to przyzwolenie. Nie chce dluzej tak zyc:( Kocham jednego z nich- chcialabym powiedziec mu cala prawde ale ta prawda jest tak ohydna ze nie jestem w stanie tego zrobic bo nikt by jej nie przezyl. Jestem zupelnie inna osoba niz ta która staram sie byc dla bliskich. Zauwazylam tez ze zachowuje sie zupelnie inaczej w roznym towarzystwie. Juz sama sie pogubilam kim tak na prawde jestem bo całe moje zycie to kłamstwo. Nie wiem w sumie czego oczekuje piszac to. Jesli ktos spotkal sie kiedys z podobnym przypadkiem proszę o radę. :(
Z góry dziekuje