Skocz do zawartości
Nerwica.com

shiby

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez shiby

  1. W problemach osobowościowych, w relacjach z ludźmi, w relacjach z rodziną. W uwierzeniu, że mam prawo do własnych uczuć. W lepszym poznaniu siebie. Codziennie Efectin (150 mg), doraźnie Xanax (0,5mg albo 1mg, rzadko więcej).
  2. Od ojca? Tak, ale to puste słowa, nie mają żadnej wartości. Od matki? Ona nigdy nie przyzna się do tego, że coś zrobiła źle.
  3. Siedzę przed tym ekranem, przede mną puste, białe pole... warto byłoby coś o sobie napisać, tak na początek, ale jak zwykle najtrudniej jest zacząć. Byłem kiedyś na forum, ale to było na tyle dawno, że pewnie nie ma tu już nikogo z tamtych czasów, więc i tak nikt mnie nie kojarzy. Poza jedną osobą, która nadal tu jest, ale ona wie, że ja to ja. Może to i lepiej, to co było zostawmy w przeszłości, pora zacząć z czystą kartą. Czemu odszedłem? Terapia. "Powinien pan spróbować znaleźć znajomych, którzy nie mają problemów". No to znalazłem, oczywiście gówno to dało. Nie wiem czy tym razem zostanę. Chcę rozejrzeć się po forum, ale najpierw wypada się przywitać. Suche dane... wiek po 30-ce, "od zawsze" (od wieku 9-10 lat) z czymś, co nazywałem (i wszyscy po drodze też tak to diagnozowali) nerwicą lękową, która skupiała się wokół jelit. Lata różnych terapii (na pewno ponad 12 lat, bo poszedłem przed maturą), które nie przyniosły żadnego skutku, nic nie posunęło się do przodu nawet o milimetr. Ataki jak były tak są nadal. Terapie były skuteczne ale we wszystkich innych aspektach oprócz moich objawów czyli oprócz tego, z czym przyszedłem i na czym chciałem się skupić. Zawsze prędzej czy później, czasem po paru latach, czasem szybciej, słyszałem "nie potrafię panu pomóc, sam pan widzi że nic czego próbowaliśmy nie działa, ale życzę panu znalezienia kogoś, kto będzie umiał panu pomóc". Jakie to mega pocieszające. Jedyne, co działa, to leki, ale one też mają swoje negatywne strony, szczególnie po tylu latach ciągłego brania (nadal biorę, jak próbowałem zmniejszyć dawkę to dopiero zaczął się koszmar). Ostatnia wstępna diagnoza, u nowej terapeutki, to zaburzenia dysocjacyjne. To mi się bardziej składa w całość, ma też związek z PTSD, które ewidentnie też mam i ono podczas tych moich ataków paniki wychodzi. Zresztą myślę, że to właśnie PTSD jest moim głównym problemem, a te dysocjacje tylko jego skutkiem. Ostatnio jest coraz gorzej, ataki pojawiają się częściej, może przez to zmniejszenie dawki leków (ale już ponad miesiąc jestem na starej), może przez problemy życiowe (czy raczej wyzwania, które w dorosłym świecie są bardziej lub mniej normalne), może przez to, że zacząłem trochę bardziej grzebać w tej psychice. Staram się funkcjonować normalnie ale to coraz trudniejsze. Normalne, życiowe sytuacje, spotkania w pracy, stanie w korkach, czekanie na kogoś, pójście gdzieś, zamówienie jedzenia w restauracji (i czekanie), czy nawet wczoraj zrobienie przeglądu samochodu - to wszystko sprawia, że wychodzi ze mnie małe, przerażone dziecko, które czuje się dokładnie tak samo jak wtedy, gdy chowało się przed agresją ojca-alkoholika gdzie tylko się dało. Nikt się tym dzieckiem nigdy nie zaopiekował, bo rodzice byli zbyt zajęci szczuciem go na siebie wzajemnie, i nikt tych emocji nigdy nie ukoił, dlatego one cały czas we mnie są. Podczas ataków przestaję czuć, że to jestem ja. Wyłącza się moja dorosła część. Oczywiście natychmiast pojawiają się objawy somatyczne (właściwie tylko jeden - nagła praca jelit i konieczność pójścia do toalety), zresztą u mnie to jest nierozerwalnie ze sobą połączone - pojawienie się tej lękowej części powoduje biegunkę i odwrotnie, praca jelit, czy ich wypełnienie, powoduje pojawienie się tej lękowej części. Czytałem o zaburzeniach konwersyjnych i będę musiał porozmawiać o tym z moją terapeutką. Bardzo zazdroszczę ludziom, którzy przeżywają swoje czynności fizjologiczne jako dorośli. Ja tej jednej, najbardziej wstydliwej czynności nie potrafię przeżywać jako dorosły. To zawsze wiąże się u mnie z powrotem traum z dzieciństwa. Pamiętam jak spytałem kumpla, co robi w sytuacji, gdy siedzi w łazience a ktoś inny się dobija. Powiedział, zupełnie naturalnie i normalnie, że mówi "zajęte, następna 2km dalej". No to zajęte, siedzi to zajął. A ja zawsze czuję, że powinienem ustąpić, że jestem mniej ważny od innych, że blokuję im łazienkę, że oni mają większe prawo w niej przebywać niż ja. Na co dzień moje myślenie jest zupełnie inne i raczej nie mam problemów ze znalezieniem równowagi między moimi potrzebami i cudzymi, ale podczas ataków zmienia się to całkowicie. Ja przestaję być ważny. To ogólnie dla mnie bardzo wstydliwy temat, ale gdzie mam o tym pisać, jak nie tutaj... poza tym to, że zawsze tak się tego wstydziłem, tylko napędzało (i nadal napędza) spiralę bezsilności, a przez to także ataki - w końcu gdy nikt nie może zauważyć, że coś jest nie tak, czujemy jeszcze większą presję. Oprócz tego mam różne inne bardziej lub mniej poważne zaburzenia (raczej mniej poważne niż bardziej w tym sensie, że tylko utrudniają funkcjonowanie, ale daje się z nim żyć), ale akurat one, lepiej lub gorzej, poddają się terapii. No to na początek tyle.
×