Hej wszystkim.Jestem tu nowa i postanowiłam opowiedzieć Wam swoją niestety smutną historie o swoim jakże inaczej smutnym życiu w rodzinie(nazwę to wreszcie po imieniu)-patologicznej.
Zacznę od początku.Gdy byłam mała miałam dosyć dobry kontakt w rodzicami i rodzeństwem.Wtedy jeszcze było nas stać na wycieczki chociażby po Polsce,na rachunki i inne podstawowe rzeczy.Problemy zaczęły się w rodzinie kiedy moja mam zachorowała na schizofrenie.Podobno wtedy już podejrzewano u niej problemy psychiczne jednak byłam wtedy za mała żeby to zrozumieć i nie wiem dokładnie kiedy i jak to sie u niej "rozwinęło''.Mama straciła prace,ojciec nie był w stanie nas utrzymać.
Zaczęło się uciekanie od problemu w alkohol i ze strony ojca jak i matki.Oboje pili do nieprzytomności,oczywiście bez awantur się nie obyło.Zawsze zaczynało sie tak samo-ojciec jeździł do sklepu po % a matka na tzw"meline".Gdy byli już podpici szybko przechodzili do awantur a czasami i bijatyk.Nie były to małe małżeńskie sprzeczki.W gre wchodziły tłuczki,noże,tłuczenie talerzy i szyb w drzwiach.Gdy szyba była wybita albo komuś sie coś stało dopiero rozchodzili sie w swoje strony.Raz przecięła mu dosyć mocno ręke i musiała interweniować policja.Takich i podobnych sytuacji było naprawdę bardzo dużo i oczywiście ja i mój brat byliśmy naocznymi świadkami a oni nie robili sobie z tego zupełnie nic.Dodam,że spali w oddzielnych pokojach bo nie mogli już na siebie nawet patrzeć.Zazwyczaj chodziło o pieniądze.Do tego ojciec nabrał chwilówek żeby nas ''ratować" i obecnie mamy do spłacenia ponad 50 tys. długów.Podobno miał robić też z tego remont,ale remontu żadnego nie było i tak naprawdę nie wiadomo do dzisiaj co zrobił z tymi pieniędzmi.Chociaż podejrzewam,że poszło na alkohol.Mam największy żal do ojca który traktował nas wszystkich jak psy.Wyładowywał swoją agresje zarówno na mnie jak i na starszym bracie.Za nie wyniesiony talerz potrafił podbiec do mnie i uderzyć z całej siły w twarz,ze wszystkiego robił ogromny problem byle mieć pretekst do kłótni i agresji wobec mnie.Robił sie cały czerwony i darł sie wniebogłosy.Przez niego nikt nie chciał do mnie przychodzić,dlatego częściej przebywałam u innych.Był dla wszystkich nieprzyjemny.Często kłócił sie z mamą przy moich koleżankach.Raz jedna z nich powiedziała"nie dziwie sie,że ludzie mówią że u was jest patologia".Wiecie co,wtedy mnie to zabolało i miałam wielki żal do niej.Wydawało mi się,że to normalne że rodzic bije swoje dzieci.Teraz wiem,że to co sie działo nie było normalne.Nie chce żalić się,że nie mam tak ładnego domu jak znajomi czy że nigdy nie miałam najmodniejszych ciuchów w szkole a w jednej bluzie chodziłam 3 lata.To nie było dla mnie wtedy takie ważne chociaż faktycznie brakowało mi tego.Napisałam swoje dzieciństwo w dużym skrócie,ale uwierzcie przeżyłam niezły terror i nie chce do tego wracać.Dzisiaj mam ogromne problemy psychiczne,nie potrafie zaufać ludziom a szczególnie facetom.Boje się,że trafie na takiego jak mój "ojciec".Mama leczy sie psychiatrycznie,przestała pić jednak on sie nic nie zmienił.Marze żeby uciec od tych ludzi jak najdalej ale musze skończyć szkołe.Po szkole wyjeżdżam i nie utrzymuje kontaktu z tym osobnikiem.Nie wiem kiedy to wszystko sie zaczęło,czekam tylko na koniec.Mam nadzieje,że wpis nie jest zbyt długi.Przepraszam,że napisałam go tak chaotycznie(emocje).