Witam wszystkich forumowiczów :) postanowiłam założyć tu konto, bo czytałam niektóre z waszych postów (okazały się niezwykle pomocne i podnoszące na duchu). Chciałam Wam w skrócie opowiedzieć historię swojej nerwicy. Swój pierwszy atak paniki przeżyłam jakieś 4 lata temu, siedząc w sobotni wieczór przed tv z rodzicami. W mojej głowie pojawiła się myśl "chyba się zabiję", której nie mogłam odpędzić. Tak się tego przestraszyłam, że dostałam typowej paniki. Oczywiście zaczął się typowy objazd po lekarzach, badania itp, wiadomo, zdrowa jak ryba. Początkowo lekarz przepisał mi Seronil i Deprexolet, ale jakoś średnio czułam się po tych lekach. Poszłam do innego psychiatry, dostałam Xetanor 20mg i okazał się strzałem w dziesiątkę, bo panika W MIARĘ ustała. Przez nerwicę wróciłam do swojego rodzinnego miasta (wcześniej wyprowadziłam się do innego miasta, przez wzgląd na studia) i rozpoczęłam drugi kierunek. Tak więc brałam sobie Xetanor i po jakichś 3 miesiącach czułam się super - moje lęki w większości minęły (dotyczyły bycia poza domem, natrętne myśli, że coś się stanie moim rodzicom, albo że mam raka, jazda GDZIEKOLWIEK czymś innym niż mój własny samochód była wykluczona). Może nie będę się zagłębiać jakoś bardzo w swoją historię, ale miałam w przeciągu tych 4 lat lepsze i gorsze okresy. Te gorsze następowały zawsze po tym jak próbowałam odstawić leki. Chodziłam na psychoterapię, przyniosła mi chwilową ulgę i pocieszenie, ale nie zmieniła jakoś znacząco mojego życia. Jakieś pół roku temu, w wakacje, postanowiłam po raz kolejny, że spróbuję ostawić leki, czułam się na tyle silna tak więc stopniowo zmniejszałam dawkę, aż przestałam je brać w ogóle. Jakieś dwa tygodnie temu dostałam takiego ataku paniki, że najgorszemu wrogowi nie życzyłabym czegoś takiego. Panika minęła, ale miałam w sobie ciągłe napięcie, tak silne, że nie byłam w stanie racjonalnie do siebie przemówić, że to TYLKO nerwica. Tak więc wróciłam do swoich leków, a doraźnie ratowałam się Xanaxem. Teraz, po kolejnej klęsce, kiedy nie udało mi się 'pokonać' nerwicy, straciłam nadzieję. Boję się, że już zawsze tak będzie. Że będą lepsze okresy, a później kolejne załamanie i tak w kółko. Już teraz, kiedy czuję się W MIARĘ spokojna (choć natrętne myśli dręczą mnie nadal), wyczekuję tego kolejnego "gorszego okresu"... Wiem, wiem, że nie powinnam tego robić, ale mam wrażenie, że moje życie obraca się tylko wokół nerwicy. Nie potrafię już cieszyć się z niczego, przestałam doceniać to co mam...
Drodzy forumowicze, dajcie choć namiastkę nadziei, że DA SIĘ z tego wyjść