Skocz do zawartości
Nerwica.com

Eno

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Eno

  1. Eno

    Cześć

    Cześć, Mam 36 lat. Od kliku miesięcy chodzę na terapię i próbuję zrozumieć, co mi jest. Byłem wychowany w tzw. "porządnej" rodzinie: wykształceni rodzice, ojciec bardzo wierzący, ale z niezdrowym podejściem do tropienia zagrożeń płynących ze świata - pasjonuje się chorobami, medycyną, "szkodliwym" wpływem świata na ludzi. Mama będąca pod jego wpływem, ale o mniej skomplikowanej osobowości, prosta, jowialna i nieco wycofana. Ojciec od zawsze doszukiwał się zła, chorób i zagrożeń - np. jeździ po wsiach w poszukiwaniu prawdziwego czosnku, bo na straganach jest chiński trujący, czy rygorystycznie pilnuje rozcieńczania płynu do mycia naczyń wodą, gdyż nie rozcieńczony nie zmywa się z talerzy i truje rodzinę "od środka" itp. Jest przy tym bardzo formalny, obowiązkowy, poświęca się dla świata i rodziny, ale ma zdecydowane problemy emocjonalne - nie potrafi się "wyluzować" i generalnie, na podłożu religijnym, unika wszelkich "przyjemności", a zły świat traktuje z należną mu pogardą. Jaki to miało na mnie wpływ? Gdy byłem mały, ojca martwiło to, że mam katar i wertująć ksiązki doszukał się u mnie "zespołu zatokowo-oskrzelowego", a następnie rozpoczął intensywne leczenie, wizyty u lekarzy i kolejne nieudane "diagnozy". W końcu, niezadowolony z "wyników", gdy miałem cztery lata, przez specjalne koneksje rodzinne "załatwił" miejsce i umieścił mnie w szpitalu, oddalonym o 150 km od naszego domu. Spędziłem tam miesiąc bez możliwości odwiedziń ze strony rodziców (był to początek lat 80tych). Było to pierwsze szokujące rozstanie z mamą i pamiętam ten czas trochę "odrealniony", pamiętam przeogromny strach, tęsknotę i niezrozumienie sytuacji. Pamiętam doskonale, jak starsze dzieciaki mówiły, że przyjechała odwiedzić mnie mama, ale mnie akurat nie było i sobie poszła. Dostawałem wtedy niemalże szału z rozpaczy. Ojciec "tłumaczył", że to dla mojego dobra, że jestem już bardzo dorosły i że na pewno dam sobie radę. Dostałem nawet wtedy wyjątkową zabawkę za "bycie grzecznym" - tor wyścigowy z Pewexu za, co wielokrotnie podkreślano, 11 dolarów amerykańskich, ciężko zarobionych przez tatusia. Pobyt w szpitalu rozpoczął serię "leczniczych" wyjazdów - gdy miałem pięć lat, zostaliśmy z bratem (rok młodszym) pierwszy raz umieszczeni w sanatorium na kilka tygodni. Pamiętam, że brat pytał wtedy, czy jesteśmy w domu dziecka. Później byliśmy wysyłani do kolejnych ośrodków przez najbliższe kilka lat. Teraz mam prawie czterdzieści lat, wydawało mi się dawno, że to co działo się w dzieciństwie, nie ma już żadnego znaczenia. Mieszkam 200km od rodziców, traktuję ich kurtuazyjnie, wybrałem zupełnie inną drogę w życiu i uciekłem od przeszłości. Mam duże problemy w nawiązywaniu relacji z ludźmi, panikuję w sytuacjach bezpośredniego kontaktu. W zeszłym roku rozstałem się po wielu latach z żoną, po dosyć toksycznym związku (on dużo starsza, wykorzystująca mnie materialnie, dominująca, nadużywająca alkoholu) Próbuję żyć sam, wychowują naszego syna, ale wraca codziennie to, co przynajmniej dzięki terapii potrafię mniej więcej nazywać - bliżej nie określona, wszechogarniająca tęsknota, strach przed byciem samemu, niepokój. Piję trochę za dużo, próbuję poznawać kobiety, ale bardzo szybko się "zakochuję" i równie szybko od nich uciekam. Czytam historię mojego dzieciństwa i mimo, iż znam fakty, odtwarzałem je wielokrotnie, rozmawiałem godzinami z bratem, (który bierze antydepresanty i też chodzi na terapię) mam poczucie odrealnienia tamtej przeszłości, tak jakby to nie miało znaczenia, jakby nie było moim wspomnieniem. Mam bardzo duży problem ze stosunkiem emocjonalnym do rodziców - staram się być dla nich miły i w żaden sposób nie potrafię ich obwiniać za cokolwiek. Chciałbym z kimś porozmawiać, zapytać, co myśli o tym wszystkim.
×