Trochę nie na temat, ale wciąż a propos chrząkania. Ja miałam tak, że kiedy powiedziałam coś, co według mnie brzmiało "nieczysto", tzn. zadrżał mi głos lub po prostu brzmiał nie tak, jak chciałabym, żeby brzmiał, musiałam chrząknąć. I kiedy skupiałam się na tym za bardzo, tak więc musiałam chrząkać co każde słowo, a nawet symulować kaszel, bo dochodziło do tego zdenerwowanie i ciężko było mi kontrolować, czy mówię "prawidłowo". W którymś momencie w ogóle unikałam odzywania się ze strachu, że zabrzmię "niewłaściwie", a kiedy musiałam, mówiłam bardzo cicho. Natomiast co do innych osób - chrząkanie, oddychanie (szczególnie świszczenie), kichanie, ciąganie nosem i wszystkie inne dźwięki, które nie zawsze da się kontrolować - niesamowicie mnie drażnią, ale wówczas po prostu zwracam uwagę osobie będącą ich producentem lub uciekam jak najdalej (nie ręczę za siebie). Nie wiem, czy ma to związek z mizofonią - może w jakiejś delikatniejszej formie. Ashti, hm... Nie wiem, jaki może być związek między czyimś chrząkaniem, a Twoim tyciem. Ty zapewne też nie. Wiem, że świadomość irracjonalności tego rodzaju lęków nie jest jednoznaczna z nich wyeliminowaniem, dlatego nie wiem, co mogę Ci poradzić, ale tak - rozumiem Cię.