Jeżeli ktoś chce mnie bardziej dołować to proszę o pozostawienie swoich myśli i zdania dla siebie...
Co do ciąży to chciałam mieć dziecko i cieszę się z tej decyzji, bo przynajmniej mam czas rozwiązać swój problem z donoszeniem ciąży, bo później mogłoby być za późno na doszukiwanie się przyczyn...
Obecnie jestem z partnerem 4 lata, wcześniej byłam w związku 5 lat, wiem, że byłam zbyt młoda żeby być z kimś na poważnie, ale tak się potoczyło moje życie teraz tego nie zmienię. Mieszkamy razem, na początku było cudownie jak za pewne w każdym związku. Zamieszkaliśmy ze sobą po dwóch miesiącach znajomości ze względu na jego problemy (nie będę już ich opisywać). Jest bardzo dobrym człowiekiem, ale zniechęcają mnie te kłótnie o byle co, brak rozmów (a jak już są to i tak się kończą : ".. a bo Ty to... " albo ".. ja nie robię nic złego to Ty coś zmień czy zrób..." zero zrozumienia, kompromisu i zaufania. Brak zaufania może wynikać z tego, że jest bardzo kontaktowym człowiekiem, umie rozmawiać z każdym, może to dla niektórych wydać się śmieszne choć dla mnie zupełnie nie jest, ogląda filmy porno ( zdarzyło się nawet jak ja spałam obok )ja jestem przeciwna temu dlatego, że mi to obniża samoocenę, zniechęca mnie do niego i ja myślę wtedy źle o sobie tzn. że mu się nie podobam, że zacznie mnie zdradzać skoro już interesują go inne kobiety ( teraz też potrafi się na jakąś spojrzeć choć myśli, że tego nie zauważam). Ogólnie jestem bardzo zazdrosna i ja to widzę, on natomiast bardzo rzadko i to też mnie bardziej przekonuje, że jednak już nasz związek powoli dobiega końca choć tego nie chcę, bo gdy jest między nami dobrze to uczucie powraca i jestem pozytywnie nastawiona, ale częściej jest źle niż dobrze..
Długi mamy dlatego, że próbujemy coś zrealizować a tu nagle coś się sypie, cały czas mamy pod górkę, bo gdy już przez chwilę jest dobrze to zaraz coś się wydarzy, że zrujnuje nas prawie do końca.. Fakt też nie rozsądnie robiliśmy, że jak tylko znaleźliśmy dobrą pracę to wydawaliśmy pieniądze zamiast zbierać, ale wreszcie mogłam sobie pozwolić na jakieś wygody, bo Ci którzy dostają dobre możliwości na swoją przyszłość i mają to co chcą to łatwo im mówić.. My nie mamy nic.. Mieszkamy w małej kawalerce z moją mamą, gdzie już też mam dosyć słuchania na każdym kroku co i jak mam robić.. Obecnie szukam pracy po poronieniu, bo mieszkaliśmy ponad rok sami, ale musieliśmy wrócić bo ja nie mogłam pracować ze względu na ciąże. Moglibyśmy znowu się wyprowadzić, ale to jest bez sensu, bo chciałabym odłożyć pieniądze ( choć nie wierze, że uda mi się w zawodzie fryzjerki odłożyć tyle pieniędzy) na jakiś swój kącik, gdzie będziemy mogli spokojnie żyć i stworzyć rodzinę i w jakimś stopniu zapewnić swoim dzieciom przyszłość..
Moje chyba problemy to takie, że nie wierze, że uda mi się to wszystko zrealizować, że będzie kiedyś dobrze. Że mój partner zacznie mnie ( w tej sytuacji już) stawiać na pierwszym miejscu, bo przecież rodzina jest najważniejsza, a teraz czuję się poniżana, czuje się nikim po prostu, ale mam nadzieję, że to się zmieni.. Jeszcze trzy lata temu potrafiłam mieć pozytywne nastawienie do życia, cieszyć się z każdego dnia.. a teraz? każdego dnia myślę, co ja mam zrobić, żeby to wróciło.. Żeby mieć z kim porozmawiać i znaleźć jakaś motywacje, jakieś pocieszenie..
Być może weszłam w życie zbyt szybko, bo brakuje mi trochę wolności, być może nie dorosłam jeszcze do poważnego życia, ale chciałabym to osiągnąć, tylko wiem, że marne są możliwości i nie wierzę, że się uda..
Co dzień o tym myślę, myślę też, że ja bym każdemu a zwłaszcza rodzinie (nie mówiąc o mamie, bo od niej dostałam wszystko co mogła mi dać) oddała wszystko co mam, ale bez wzajemności...........
Dziękuję jak ktoś to przeczyta i coś mi doradzi, napisze co o tym wszystkim myśli.. Ale proszę o poważne odpowiedzi, bo wiem, że każdy ma prawo do swojego zdania, ale nie potrzebuje "chamskich" komentarzy..