@Take
Większość ludzi myśli, że szaleństwo, to zbyt mało logiki, a za dużo wyobraźni - ktoś zauważył, że jest odwrotnie, szaleństwo to często właśnie logika pozbawiona wyobraźni. Skrupulant jest właśnie takim więźniem połączenia logiki i lęku. Z góry uprzedzam, że nie jestem ani kapłanem, ani nawet teologiem, ale za to skrupulantem z pewnym stażem O ile Ty też nim jesteś, a zakładam, że tak, to może przyda Cie się to, co mi pomogło.
1. Zaufanie
Kiedy Pan Jezus Cię stwarzał znał wszystkie twoje przyszłe grzechy, Bóg jest przecież wszechwiedzący. Nie tylko te, które dotąd popełniłeś, ale też te, które dopiero popełnisz. I pomimo tego, chciał Cię nie tylko stworzyć, ale w konsekwencji także za Ciebie umrzeć. Cokolwiek więc zrobisz, Bóg już zdecydował, że Cię nie skreśli, zawsze możesz się nawrócić. Teologowie mówią, że w Nim nie ma żadnej zmiany, więc skoro kochał Cię wtedy tak, że chciał za Ciebie oddać życie, to kocha Cię tak samo w tej chwili, i tak samo będzie Cię kochał jutro. Czy ktoś oddaje swoje życie za kogoś, żeby potem go zniszczyć, czekać tylko na okazję, żeby posłać go do piekła? Dla mnie to nie trzyma się kupy. Spróbuj się nad tym zastanowić za każdym razem gdy powstanie w Tobie nieufność wobec Boga.
Przypuszczam, że równoległym problemem jest brak zaufania do siebie samego i do swoich ocen. Często pewnie masz wątpliwość czy sam siebie nie oszukujesz, na przykład co do tego czy świadomie zdecydowałeś się na wielkie zło. Oczywiście bardzo łatwo nam się samozakłamywać, ale na tą konkretną wątopliwość spójrz może inaczej: czy jest coś, co by mogło Cię skłonić do tego żeby przekroczyć twój lęk przed piekłem tak, że świadomie i dobrowolnie wybrałbyś wielkie zło? Jak myślisz, czy człowiek odczuwający niewyobrażalnie wielki lęk wysokości może świadomie skoczyć w przepaść? Według mnie nie zbliży się do krawędzi nawet ze spadochronem na plecach, a jeśli przypadkiem przy niej się znajdzie, to nie będzie w stanie w ogóle się ruszyć albo w popłochu ucieknie w przeciwną stronę. Właściwie wydaje się, że tylko jeszcze większy strach mógłby go zmusić do skoczenia w przepaść, ale wtedy przecież jego wybór nie byłby dobrowolny. Wiele grzechów sprawia przyjemność lub przynosi doraźną korzyść. Popełniasz je? Jeśli nie, to czy możliwe żebyś chciał popełniać te, które nie mają nawet pozornego dobra? Trochę to byłoby zaskakujące gdyby ktoś chcąc zrzucić parę kilo, odmawiałby sobie tortu, a opychał się czerstwym pieczywem.
Kiedy masz wątpliwości czy świadomie i dobrowolnie zdecydowałeś się na wielkie zło, zastanów się nad tym. Oczywiście nie siedzę w twoim umyśle i nie jestem w stanie za Ciebie zdecydować o winie, przypuszczam jednak, że po prostu nie odróżniasz pokusy od grzechu, grzechu od niedoskonałości, do tego nie rozumiesz na czym polega grzech ciężki, a poczucie winy mające źródło w lęku mylisz z wyrzutami sumienia.
2. Grzech ciężki
Podoba mi się definicja grzechu ciężkiego z dawnego katechizmu, bo jest krótka i jasna. Na pytanie co to jest grzech śmiertelny odpowiada, że «jest to przekroczenie prawa, popełniane z wiedzą i wolą przy świadomości ciężkiego przewinienia». Bardzo istotne jest zrozumienie owej świadomości. Tłumaczy się ją w pewnej starej książce tak: «Drugiem znamieniem jest pełna świadomość ze strony człowieka. Niejasność lub ograniczoność rozpoznania wyklucza grzech śmiertelny, tak samo jak niezawiniona niewiedza wyklucza winę osobistą. (…) W rozpoznaniu więc musi człowiek uświadomić sobie jasno i niedwuznacznie grzeszność zamierzonego [lub aktualnego] czynu i zarazem stopień tej grzeszności. (…) Grzech więc śmiertelny może być popełniony tylko, o ile jego przedmiotem jest rzecz ważna, a popełniający jasno poznaje czyn i nań się zgadza. Jeżeli natomiast brakuje [chociaż] jednego z tych znamion, to, o ile w ogóle będzie grzech, będzie to tylko grzech powszedni». Świadomość to nie jest obawa czy przeczucie, tylko zdawanie sobie sprawy z czegoś. Podkreślmy to „jasno i niedwuznacznie”. Dodam tylko, że chodzi o ocenę subiektywną: jeśli jestem przekonany, że opuszczenie Mszy świętej w środę popielcową jest grzechem ciężkim, to decydując się nie iść popełniam grzech ciężki, mimo, że obiektywnie w ogóle nie ma takiego obowiązku. Po więcej informacji warto jeszcze później zajrzeć tutaj http://www.teologia.pl/m_k/zag10-4.htm i tutaj http://www.teologia.pl/m_k/zag06-4g.htm
Oczywiście, ktoś mógłby mieć przewrotny plan, i by nie wiedzieć co jest materią ciężką, specjalnie unikać wiedzy na ten temat, by móc sobie grzeszyć, ale przecież taki przewrotny plan sam w sobie juz byłby wielkim złem, które każdy dostrzeże. Trudno sobie jednak wyobrazic aby taka przewrotność groziła skrupulantowi.
Tak na marginesie kilka słów o twoich problemach z „przysięgami”. Przede wszystkim aby ślub był ważny konieczna jest przemyślana, świadoma decyzja (zdaję sobie sprawę, że składam ślub i co on oznacza oraz chcę zaciągnąć takie zobowiązanie), a do tego według podręcznika teologii moralnej by niedotrzymanie ślubu prywatnego było grzechem ciężkim konieczny jest 1) POWAŻNY przedmiot i równocześnie 2) WYRAŹNA intencja związania się pod grzechem ciężkim. Co do przyszłych „przysiąg” będziesz więc już wiedział.
3. Pewność
Bardzo ważne jest zrozumienie jakiej pewności w naszych decyzjach powinniśmy od siebie wymagać aby nasze działanie było odpowiedzialne. Nawet jeśli wejdziesz w obszar nauki, to uświadomisz sobie, że ostatecznie nic nie jest absolutnie pewne i nawet matematyka bazuje na pewnych założeniach wstępnych, których nie da się udowodnić. Jest tak w każdej dziedzinie, bo «tylko Bóg może mieć i ma zupełną pewność – ze względu na swą wszechwiedzę. Wszelka inna pewność jest niepełna, punktowa, aspektowa, stopniuje się. Na ogół za pewnych uważamy się po prostu wtedy, gdy nasza pewność przeważy nad niepewnością. Trzeba by pamiętać – i pogodzić się z tym – że to „przeważenie”, jak w prawdziwej wadze, nie oznacza usunięcia niepewności; oznacza jej zawieszenie, podczas gdy szalka naszej pewności przez ciężar nagromadzonych racji idzie mocno w dół, aż oprze się na ziemi. Ten moment „przeważenia” możemy nazwać za scholastykami pewnością moralną. Ta zwykle musi nam wystarczyć do osobistego formułowania sądów i podejmowania decyzji.» ( http://christianitas.org/news/niepewnosc ). Skrupulantowi zwykle ciężko jest osiągnąć nawet tak rozumianą pewność moralną, a wymaga od siebie pewności absolutnej, czyli czegoś niemożliwego do osiągnięcia.
Na przykładzie. Możemy mieć we własnym rozumie wątpliwości co do jakiegoś dogmatu, ale zważywszy na to, że ogłosił go Kościół, nawet jeśli nie jesteśmy w stanie w tym momencie takiego stanowiska zrozumieć, możemy mieć moralną pewność, że bezpiecznie jest taką prawdę wyznawać, a źle jest o niej wątpić. Powaga Kościoła przeważyła szalę. Podobnie możemy mieć pewność, że tam gdzie sami nie jesteśmy pewni i odczuwamy zamęt, całkiem bezpiecznie możemy iść za radami i osądami spowiednika, bo nawet jeśliby się w istotnej rzeczy pomylił, to na pewno Pan Bóg uszanuje jego urząd. Powaga sakramentu przeważyła szalę. Zresztą «wszyscy bez wyjątku teologowie i pisarze ascetyczni zgodnie stwierdzają, że [właśnie] przez nieposłuszeństwo [spowiednikowi] skrupulat z własnej winy w nieskończoność odwleka uleczenie swej choroby».
4. Owoce.
Często jedynym kryterium naszego rozeznania mogą być dopiero owoce. Słowo Boże poucza nas, że dobre „drzewo” nie może wydawać złych ”owoców”. Jeśli więc myśl wprost prowadzi Cię do nieufności wobec Boga, Kościoła czy spowiednika, to czy może być to myśl od Boga? Przecież Bóg pragnie żebyśmy Jemu, Kościołowi i spowiednikowi ufali, działał by więc wbrew własnej woli, a czy to możliwe? Jeśli myśl żąda od człowieka czegoś niemożliwego, na przykład absolutnej pewności czy przypomnienia sobie czegoś czego nie potrafi sobie przypomnieć, to czy może pochodzić od Boga? Czy Bóg żądał by od człowieka więcej niż to możliwe? A czy taki "prorok", który się myli, na przykład mówi ci coś, co później okazuję się nieprawdą, bo na przykład spowiednik stwierdza wyraźnie inaczej, albo nawet sam inaczej, gdy lęk mija, to oceniasz, może być posłany przez Boga? Przemyśl jakie w twoim życiu duchowym są owoce tego czego doświadczasz? Czy to czego doświadczasz powoduje w tobie wzrost wiary, nadziei i miłości?
5. Modlitwa
Jak dobrze znasz Pana Jezusa? Po nawróceniu spotkałem w życiu kilku ludzi, od których biło jakieś szczególne dobro i ciepło. Jednym z nich był kapłan, który mimo, że poznał moje najgorsze grzechy (a wierz mi, że mam tu na myśli na prawdę bardzo, bardzo złe uczynki), to nadal mnie w pełni akceptował. Oczywiście wcześniej odbywałem już spowiedzi, i nikt mnie nie potępiał, ale on był w tej akceptacji tak naturalny, że nie miałem wątpliwości, że nadal patrzył na mnie z taką samą miłością jak wcześniej. Wtedy zdałem sobie sprawę, że choćby cały świat poznał moje wszystkie złe uczynki i się ode mnie odwrócił, to na nim mogę polegać, bo już nie ma niczego takiego co mogłoby zmienić jego nastawienie. Nocą nie mogłem z tego powodu spać, bo przepełniała mnie jakaś nieznana wcześniej radość. Szczerze mówiąc płakałem jak dziecko, bo zdałem sobie sprawę, że skoro on mnie nie odrzucił, to tym bardziej nieskończenie lepszy Bóg, też mnie nie odrzuca.
Dobro, którego doświadczasz od innych ma swoje źródło w sercu Pana Jezusa, widząc więc to dobro w nich, możesz podejrzewać jaki On jest. Poproś Go, który przecież od lat widzi twoje zmagania, wszystkie udręki twojej duszy, aby pozwolił Ci zobaczyć twoje cierpienie Jego kochającymi oczami. Jesteś ochrzczony, więc jesteś Jego synem.
Obiecuję modlitwę, Ty też proszę pomódl się za mnie. Wszystkiego dobrego!