Skocz do zawartości
Nerwica.com

Happy121

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Happy121

  1. Okeey :) Ugruntowaliście mnie w przekonaniu, że wyprowadzka to jedna z pierwszych rzeczy jaką powinienem zrobić. Trochę o tym czytałem i nawet jakbym mieszkał w normalnym domu to wyprowadzka jest czymś co każdemu zrobi dobrze, a ja mam dodatkową motywacje. Często ludzie pytają się innych co jest dla nich w danym momencie najlepsze, ale tak właściwie skąd oni mają to wiedzieć? Dobrym rozwiązaniem na to jest zapytanie samego siebie co się chce i iść tą drogą. Po kilku miesiącach, roku powtórzyć to pytanie i ewentualnie zmienić kierunek, w którym się idzie Teraz chyba sam sobie odpowiedziałem. Na innym forum o tematyce zupełnie odmiennej jakiś gościu też coś się żalił, że jak on to ma ciężko, bo ma już 38 lat mieszkał w jakiejś rodzinie patologicznej i dlatego nic nie robi, bo ma 10 razy ciężej . Ktoś mu zwrócił uwagę, że on tak tylko usprawiedliwia swoje nie róbstwo, że to tylko taka jego wymówka. No bo nie ważne czy mieszka sie w kochającej rodzince, czy nie. Żeby coś osiągnąć trzeba jednym i drugim poświęcić sporo czasu na treningi i różnego rodzaje wyrzeczeń. Swojego czasu też często tak miałem, że się przed samym sobą usprawiedliwiałem właśnie tą nieciekawą sytuacją. Na razie chcę znaleźć pracę, wyprowadzić się, następnie prowadzić atrakcyjny styl życia. O DDA tak myślę, żeby iść chociaż sprawdzić w praktyce co to dokładnie jest, tak za 3 msc po wyprowadzce). Wyprowadzić się mam zamiar w lipcu. To już patrząc wstecz jest lada moment. Wiadomo mam tam jakieś obawy, ale ten strach jest jak przed wszystkim co nie znane. O wyniesieniu się z domu marzę już od nie pamiętnych czasów, no i teraz nadchodzi ta chwila, a ja się jeszcze zastanawiam
  2. Mama widzi problem, bo się z nim czesto o to kłóci, natomiast jak są obecni jacyś inni ludzie to jest to maskowane, nie jest chętna do rozmowy bezpośrednio o tym problemie, inne też wg mnie bagatelizuje. Trochę dziwnie postępuje . Pewnie ma nadzieje, że przestanie kiedyś pić sam od sobie, ale niestety to się nigdy bez większego powodu nie wydarzy. No i teraz żyje tą nadzieją... Matka wszystko w domu ogarnia, zakupy, chodzi do pracy, jest tym tym trochę przytłoczona, ojciec jest na emeryturzy i zbytnio poza piciem to innych zajęć nie ma. A czy dzięki prowadzeniu bogatego życia towarzyskiego, takiego jakiego się pragnie wypełnione w całości zajęciami, można jakoś naprawić te wewnętrzne problemy, czy jednak terapia jest wskazana dla każdego ?
  3. Mam dosyć ciężką sytuacje rodzinną. Tak w skrócie to ojciec alkoholik, matka próbuje to załagodzić i jest tą dobrą duszyczką, często tuszowała pijaństwo ojca, ja najczęściej unikam ojca. Z matką specjalnie też nie mam ochoty rozmawiać, bo kiedy chcę z nią porozmawiać o problemach to mnie zlewa… W domu mieszka jeszcze moja młodsza siostra 8 lat (trochę mi jej szkoda, bo jej dzieciństwo nie wygląda za ciekawie). Mam również siostrę co ma ok 28 i jest w depresji, kiedy pytam się mamę jak wyobraża sobie jej przyszłość to nie odpowiada na moje pytanie...A z ojcem to nie ma co, bo jego jedyne zmartwienie to jest to czy będzie miał się coś napić. W domu mieszka jeszcze brat z żoną, ale oni już są osobną rodziną i najmniej przebywają w tym negatywnym środowisk, mają swoje plany i zmartwienia. Jedyne rozwiązanie jakie ja widzę to wyprowadzenie się, próbowałem i szukałem różnych sposobów żeby poprawić jakoś swojego życia, ale to na dłuższą metę nic nie dają. Może da się w jakiś sposób od tego na chwilę odciąć, ale to jest tylko maskowanie problemu. Mam tam jakieś swoje zajęcia tańce, siłownia, klub przemawiania publicznego, ale to nie rozwiązuje w żadnym stopniu problemu, chociaż przynajmniej pozwala na chwilę poczuć się lepiej. Zdarzają się takie sytuacje, że ojciec jest trzeźwy, ale to sporadycznie, w tedy się zastanawiam, czy aby na pewno powinienem się wyprowadzać, ale od razu przypominam sobie, że i tak za chwilę będzie robił to co wcześniej. Pierwszą osobą, o którą chcę zadbać to ja sam. Chciałbym tu jakoś rozwiązać ten problem, ale nie wiem jak, ojciec musi sam tego chcieć, a nie wszyscy w około tylko nie on. Może mi powiecie, że jestem trochę egoistą, jednak gdyby popatrzeć na to z drugiej strony to mój ojciec jest jeszcze większym. Teraz kończę szkołę i nie wiem czy wszystko pozdaję, bo orłem nie jestem hehe Moje pytanie brzmi: Wprowadzenie się z domu to rozwiązanie problemu, czy uciekanie przed nim? Wydaje mi się, że wyprowadzka to będzie najlepsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobię dla siebie, bo zmieni się prawie wszystko Czego właściwie oczekuję pisząc tu? Zależy mi na spojrzeniu na tę sytuacje osoby, która stoi z boku co przedstawi swój punkt widzenia, drobnej rady, sugestii. Bez względu na to czy będzie to przyjemne czy też nie
  4. Pamiętam jak jeszcze byłem w podstawówce to się z nią ciągle bawiłem, chciała chyba być przedszkolanką czy nauczycielką heh Potem się coś porobiło i już ją tylko przez jakiś czas w szpitalu w Rybniku odwiedzałem... a im dalej w las to już nie za ciekawie.. jak wróciła to zachowywała się dosyć dziwnie. Nie rozumiałem tego bo byłem jeszcze dzieckiem z tego co mi mówili to wpadła w tę chorobę bo nie umiała sobie poradzić z presją przy maturze. Jest ode mnie 7/8 lat starsza. Nie chcę skończyć tak jak ona. Pisałem to pod przypływem emocji może dlatego, mam problem sobie z nimi poradzić , bo ciągle je ukrywam.
  5. Z jednej strony to jest mi jej szkoda, no ale z drugiej to dziwi mnie jej zachowanie. Ciężko się z nią rozmawia, ale nie umniejszam jej wartości i w żaden sposób jej nie ubliżam. Jako rodzeństwo to patrzymy na siebie raczej obojętnie. Nie mam do nikogo żadnego żalu jedynie może do ojca bo uważam, że on się w pewien sposób do tego przyczynił. (Jak czytam o wcześniej napisałem, to inaczej można to zinterpretować). Co masz na myśli ?
  6. Witam ! Zaczynając od początku: przedszkole nie za bardzo pamiętam, ale byłem dzieckiem co się trzymało na uboczu. W podstawówce to już byłem wyraźnie osamotniony nie miałem zbytnio kolegów, a jak już to byli Ci co do towarzyskich nie należeli. Jak już zauważyłem to w klasie zawsze jest jakiś kozioł ofiarny. W podstawówce byłem nim ja, chłopaczkiem bez poczucia własnej wartości, który nikomu o swoich problemach nie mówi i próbujący przypodobać się grupie licząc na to, że go polubią. Wydaje mi się, że nie byłoby to dla mnie takie straszne jakby nie fakt, że zawsze jak wracałem do domu to zamiast porozmawiać o tym z rodzicami, to ryczałem do poduszki i tak ciągle… No i jeszcze mój ojciec zaczął w tedy pić alkohol co mnie chyba jeszcze bardziej dobijało. Czasami pamięta, że po prostu bałem się iść do szkoły, ale jakoś przetrwałem ten okres. Uważałem, że w gimnazjum będzie lepiej heh :) Noo niestety okazało się być inaczej, a właściwie podobnie jak w podstawówce. Myślałem, że będę tak jak inni miał swoje koleżanki, kolegów będę lubiany… noo, ale wszystkie moje marzenie się posypały. Wydawało mi się, że wszystko się zmieni w następnej szkole czyli już technikum specjalnie poszedłem do takiej szkoły gdzie nikt mnie nie będzie znał… no, ale jak się znowu okazało mimo, że kompletnie nikt mnie tam nie znał było tak jak wcześniej. Pewnie się już tak bałem tego gorszego traktowania, a oni zauważyli, to że jestem tym słabszym ogniwem… Po 3 miesiącach się przepisałem do nowej szkoły gdzie obecnie uczęszczam (technikum). Na początku i tu nie było łatwo, ale teraz już uważam, że jest w miarę okey (nie jestem liderem grupy, ale na głowę nikt mi nie wchodzi tak jak kiedyś). Ciężki to był do mnie okres, no ale życie… Uważam, że w szkole jest już całkiem okey, ale teraz dobija mnie trochę sytuacja w domu… Jak zacząłem uczęszczać do podstawówki to ojciec zaczął pić. Przez pierwsze lata nie było to dużo, ale w mojej 3 klasie (podstawówki) to wyglądał jak typowy alkoholik i już cały jego świat aż do teraz kręci się wokół alkoholu… Nie wygląda to tak, że trzeba go szukać gdzieś po barach, ale widok ojca co przez cały dzień pije piwo nie jest najlepszy, co jakieś 2-3 dni jest awantura w domu… Repertuar słownictwa ojca nie należy do najprzyjemniejszych… Moja mama jest taka co się wszystkim zajmuje i jak drugi nie ma to najpierw mu da, a potem się o siebie martwi… Ojciec natomiast jest strasznie leniwy i skąpy (W sumie rodzice mojego ojca też są strasznie skąpi, a mojej mamy byli bardzo uczynni..). Rodzinka z zewnątrz niby idealna, no ale od kuchni to wygląda już troszkę inaczej. Noo i jeszcze moja siostra co od 7lat jest w depresji, jak ją widzę to mnie czasem aż szlag trafia. Zamiast się wziąć za siebie schudnąć to ona taka bezradna… Kiedyś szczupła, uśmiechnięta, towarzyska nawet, a teraz zupełne przeciwieństwo. Aktualnie mam 19 lat ostatni rocznik technikum. No i jeśli chodzi o mnie to już od dawna mam taką huśtawkę emocjonalną. Czasem mi się wydaję, że wszystko mogę osiągnąć, że podchodzę bardziej pozytywnie do życia od moich rówieśników ze zwykłych normalnych rodzin. Ale czasami jak siedzę trochę dłużej w domu to wszystko traci sens no i mam różne głupie myśli (chyba nawet włącznie z tymi, żeby zrobić sobie krzywdę) . W życiu z nikim, o swoich problemach ani emocjach nie porozmawiałem otwarcie. Od pon do pt jestem uśmiechnięty, a w weekend mam doła… Najbardziej radosny jestem poza domem, nie umiem tu zbytnio z nikim rozmawiać, chyba najlepiej dogaduję się z bratową (mieszkają oddzielnie w naszym jednym domu), a tak to mi się nawet lepiej rozmawia z kolegami i koleżankami. Cholernie się wstydzę o tym wszystkim rozmawiać, przez to czuję się jakiś cały czas spięty, zestresowany… Napisałem to pewnie troszkę chaotycznie, ale co chwile coś mi się przypomina. Ogólnie uważam, że świat jest piękny tylko ta sytuacja mnie jakoś dobija. Wydaje mi się, ze jakby się wyprowadzi i prowadził towarzyskie życie to szybko bym się pozbierał, ale teraz to nie możliwe. Jak jestem gdzieś poza domem z wesołym towarzystwem, to ani na chwilę mnie smutek nie nachodzi.
×