Skocz do zawartości
Nerwica.com

kasandra36

Użytkownik
  • Postów

    42
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez kasandra36

  1. Dużo ludzi tu pisze o takiej samotności bardziej wewnętrznej. Otaczają nas ludzie, mamy przyjaciół, czasem nawet partnerów, a i tak czujemy się samotni, nowe znajomości tego uczucia nie eliminują... Ktoś z was potrafi z tym walczyć czy nawet wygrał? Zastanawiam się, z czego to wynika, bo sama nie potrafię określić. Niezrozumienie? Swego rodzaju blokada, kwestia... nieumiejętności "połączenia się" z drugim człowiekiem? Ech, nie wiem, jak radzić sobie z taką samotnością, którą odczuwam wśród ludzi, nawet znanych przeze mnie dobrze i lubianych.

  2. Kasandra36, w chwili obecnej to mnie paraliżuje depresja i nerwica :( Byłem wcześniej w związkach, to nie tak, że muszę się oswajać z płcią przeciwną, może moja wypowiedź miała taki wydźwięk. Bardziej nawiązywałem do tego co napisał sebastian86, czyli do lęku przed odrzuceniem i kompleksów. Ale masz rację co do przełamywania się. Tyle że musi to jeszcze pojąć mój mózg, a on od jakieś czasu nie działa zbyt racjonalnie. Dzięki za zainteresowanie moim wpisem :D

     

    Rozumiem :) Powodzenia w każdym razie, może komuś innemu ta rada się przyda :D

  3. Podoba mi się jedna dziewczyna w pracy. Pracuje na innym piętrze, ale ostatnio często się mijamy na klatce schodowej. Kiedyś jak się mijaliśmy pięknie się uśmiechnęła i powiedziała do mnie cześć. Trochę mnie wtedy zamurowało, ledwo jej odpowiedziałem. I chociaż dalej ją mijam na tych schodach, a ona wciąż się uśmiecha, to nadal nie wiem jak ma na imię. Boję się zagadać, bo i tak nic z tego by nie było. Zresztą co ja mam sobą do zaoferowania? Po pracy wracam prędko do domu, zamykam się w pokoju i zdycham.

     

    Ale czemu blokujesz się przed powiedzeniem "cześć" taką myślą, że nic z tego nie będzie? Dlaczego od razu przeskakujesz od zwykłego powitania do związku? Takie myślenie jest szkodliwe. Nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie, to przynajmniej się przełamiesz, nabierzesz może jakiejś pewności siebie i na przyszłość będzie łatwiej. Trzeba się oswajać w ten sposób z płcią przeciwną, jeśli najmniejszy kontakt paraliżuje.

  4. To żadna "druga połówka", jeśli trzeba cokolwiek udawać, szczególnie coś tak poważnego. Ja zwyczajnie nie chciałabym być z człowiekiem tak ograniczonym pod względem intelektu i horyzontów myślowych, że bałabym się przyznać do zaburzeń psychicznych. Po co trwać w takim związku? Żeby nie być samemu? W czymś takim można czuć się jeszcze bardziej samotnym, przynajmniej ja bym się czuła.

  5. Jesteś chyba pierwszą osobą, która doznała ulgi na wieść o tym, że jest borderką. Chociaż... ja też przy piwku miałem do tego wszystkiego dystans i przynajmniej posiadłem wymówkę, dlaczego zachowywałem się długie lata jak człowiek tak dalece - pardon - poje*any.

     

    Może ulga to zbyt wielkie słowo, po prostu nagle pewne rzeczy i uczucia stają się bardziej zrozumiałe, logiczne i poukładane.

    Chociaż i tak po tej "uldze" nie było po jakimś czasie śladu.

  6. Może i jest medialne. Ja pierwszy raz wyczytałem o tym dawno po tym, gdy przegrałem już dawno co było do przegrania i leczyłem porażkę dużą dawką codziennej zupy chmielowej. I po raz pierwszy zrozumiałem, że nie tylko ja jestem taki oryginalny...

     

    Ja zawsze uważałam, że coś jest ze mną nie tak, że jestem dziwna; diagnoza była na początku rodzajem ulgi, rodzajem uporządkowania, a teraz coraz częściej patrzę na siebie nie jak na człowieka o określonej tożsamości, tylko jak na zbiór objawów i mechanizmów obronnych - "mnie", moją osobowość, można normalnie przeczytać w internecie czy podręczniku akademickim. To dziwne i niepokojące uczucie.

     

    Też dochodzi u mnie do głosu psychopata czasem (dlatego to określenie - "psychopata z dodatkami" - tak do mnie trafia), chociaż jakoś nie mogę się takiego wzorca dopatrzeć w swoim środowisku z dzieciństwa.

  7. Mam prośbę do wszystkich borderów, proszę się nie przejmować opiniami otoczenia i mówić o sobie jak najmniej. Każdy ocenia według siebie, ktoś kto ma od początku normalne warunki nie zrozumie nigdy, że pokonanie podobnego dystansu dla bordera, to jak wspięcie się na K-2. Zło wynika z niewiedzy, a niewiedza jest powszechną ludzką przypadłością.

     

    Zastanawia mnie, czemu borderline to takie "medialne" zaburzenie, tak szeroko omawiane w internecie - są przecież całe strony i blogi poświęcone tym, jak ludzie z borderline to wampiry emocjonalne i zniszczą życie wszystkim wokół. Łatkę borderline przypina się łatwo osobom uważanym za toksyczne czy rozchwiane.

    Ignorancja ludzi w kwestii zaburzeń psychicznych to jedno, życie pod ostrzałem to drugie.

    Rzeczywiście najlepiej nie mówić nic nikomu, bo wpisując "borderline" w wyszukiwarkę można się wiele nieciekawych rzeczy dowiedzieć. Jedne są prawdziwe, inne mniej, ale w ogólnym rozrachunku robią z nas kogoś na równi z psychopatami. Takie zresztą określenie słyszałam, że border to "psychopata z dodatkami" - szczerze mówiąc, dostrzegam w tym jakąś prawdę i sens.

    Ale cóż, bycie borderem to jedno wielkie przyzwyczajanie się (do zaburzenia, jak i do reakcji/opinii ludzi).

  8. Totalna beznadziejność mnie dopadała z rana i teraz też. Wydawało mi się ostatnio, że może już od leków mam jakoś odrobinkę więcej energii, może lepszego humoru, cokolwiek, ale tak na zimno, racjonalnie, zdaję sobie sprawę z własnego beznadziejnego położenia - ze swoich skrzywień, z drogi, którą muszę przejść, żeby to choćby trochę naprostować. A ja totalnie nie mam motywacji, nie widzę sensu, nie mam nadziei. Po co ja tak uparcie żyję? Na co ja czekam, na co ja liczę? Nie potrafię już nawet marzyć i planować. Całe nastoletnie lata spędzone u psychologów, psychiatrów, tyle lat - na nic. Zaczynam dwudziesty rok życia kompletnie poturbowana. Marnuję młodość, ale jakie to ma znaczenie? Nie sądzę, że czeka mnie jakaś sensowna przyszłość.

  9. bardzo chciałabym się przytulić o kogoś.. położyć się razem na łóżku i nic innego nie robić tylko się przytulać...

     

    Ja to samo, ech :roll: Przytulanie właściwej osoby to balsam na zbolałą duszę.

     

    Chociaż właśnie ostatnio mam takie myśli, że nic mi nie pomoże na tę samotność, jeżeli nie poznam właściwego człowieka, a to niestety trudne. Zapychanie się byle jakimi znajomościami nie ma sensu.

  10. Jutro po kilku latach przerwy od leczenia, odkładania, wypierania, czasem kompletnej rezygnacji i okresowego wmawiania sobie, że dam sobie z tym sama radę, wracam do leczenia :roll: To takie surrealistyczne.

    Zaczynam się denerwować. Matko, co się mówiło u tego psychiatry? Ja zawsze wpadam w słowotok podczas którego gadam o kompletnych pierdołach...

×