Witam wszystkich,
jestem 25 letnią studentką i od jakiegoś czasu mam wrażenie, że żyję sobie od tak z dnia na dzień. Właśnie od jakiegoś czasu, nie wiem skąd i dlaczego to się wzięło. Zawsze byłam pogodną osobą i potrafiłam sobie ze wszystkim poradzić.
Wydaję mi się, że po prostu uderzyła we mnie rzeczywistość... Mój chłopak dostał pracę i ja też chcę zacząć szukać pracy bo niedługo kończę studia (tak późno bo zmieniłam kierunek). Siadłam pisać CV i problem no bo jak pracodawca spojrzy to co zobaczy:25 lat zmiana studiów, brak doświadczenia,.... same minusy. Ale nie to jest moim największym problemem lecz: płacz i niemoc.
Często płaczę i najgorsze jest to, że nie wiem dla czego. Rozmawiam z chłopakiem, z mamą płaczę nie nie zawsze, ale przede wszystkim wtedy kiedy zwrócą mi uwagę, potem się denerwuję Płaczę z byle powodów.
Niemoc czuję że nie potrafię zrobić nic i nie potrafię się do niczego zebrać, ale wiem że muszę.
Bardzo zależy mi na związku w którym jestem, w sumie dziwi mnie to że mój chłopak ze mną wytrzymuje chociaż wydaje mi się że jest już na skraju.
Bo jak często można powtarzać wręcz mówić co mam zrobić... zabrać się za napisanie porządnego cv i przygotowania do rozmowy o pracę, zabranie się za pisane pracy inż, i ciągłe kontrolowanie żebym zrobiła co mam zrobić.
Przyznaję, że się też trochę rozleniwiłam bo poprzedni kierunek był bardziej wymagający w sensie codziennie odpowiedzi, kartkówki tzw "wejściówki" jak nie umiesz nie wchodzisz na zajęcia. Natomiast na obecnym kierunku trzeba dużo robić samemu siedzieć w domu i się uczyć.
Zauważyłam jeszcze, że jak jestem sama to wtedy łapię największego doła, ale jak jestem wśród ludzi to jest inaczej.
Heh najlepiej chyba określiło by mnie zdanie: Wiem że muszę wziąć się w garść i coś robić, ale nie wiem jak.