Witam wszystkich.
Moje problemy nie są jakieś szczególne, ot, jakieś lęki, bóle, napady paniki. Zdaję sobie sprawę, że to nic szczególnego, umiem z tym żyć, egzystować, choć to momentami męczy i ogranicza. Czy jest to w jakimś stopniu podstawą do podjęcia działań, psycholog, psychiatra, cokolwiek? Myślę o tym od jakiegoś roku czy pół, ale boję się. To, co mnie dotyka, nie jest poważne, boję się, że przesadzam, że sama coś sobie wymyślam, że moje problemy będą brzmieć śmiesznie, a przed wizytą wszystko ustąpi i ogólnie niekończąca się historia. Nawet po podjęciu decyzji: "tak, pójdę", jak przełamać strach, powiedzmy, nie uciec tuż przed wizytą? W gabinecie, kiedy nie można wydusić słowa ze strachu?
Przepraszam z góry za mój dość chaotyczny post. I bardzo proszę o szczerą odpowiedź, gdzie zaczyna się granica, gdy można już szukać pomocy u specjalisty?