Chciałem wszystkich serdecznie przywitać.
Postanowiłem w końcu poszukać porady. Długo myślałem, że sam wyprowadzę wszystko na prostą drogę. Niestety, problemy zaczęły się nawarstwiać, pogłębiać. Od dawna dużo myślę. Analizuję praktycznie wszystko. Pół biedy z analizą teraźniejszości, najgorsza jest przeszłość. Przeszłość, kiedy to wyciągam często zdarzenia sprzed wielu lat i męczę się długo tym, co miałem wtedy na myśli. Jaka jest szansa poznać teraz prawdę? Wiadomo, zerowa. Ale ja nadal się męczę, nieustannie i bez przerwy. Jak wyjaśnię sobie jedną sprawę w jakiś sposób, to zaraz pojawia się druga. I tak cały czas.
Ostatnio na przykład męczy mnie strasznie kwestia wyjazdu na studiach. Byłem tam z m.in. z jedną koleżanką, o którą bardzo zazdrosna jest moja narzeczona. Robiła mi wyrzuty od samego początku. Ja z koleżanką, nie przeczę, czułem się nieraz bardzo dobrze. Ileż to myśli przeleciało mi przez głowę... Z tym, że gdybym miał się zabijać za ulotne myśli, to bym już dawno nie żył. Najważniejsze było to, że nawet minimalnie nie przekroczyłem granicy jaka jest między znajomymi. Nijak nie zapomniałem się, że czeka na mnie narzeczona, którą ja kocham nad życie, choć nie powiem, że wiele razy kusiło mnie podczas tego wyjazdu, żeby wszystko pieprznąć i ją zostawić. Te ciągłe wyrzuty, oskarżenia, kiedy to ze znajomymi czułem się bardzo dobrze... Po powrocie była chwila, kiedy to bardziej na wiadomość od tej koleżanki czekałem, niż na wiadomość od swojej narzeczonej. Taki mały kryzys w naszym związku, nie pierwszy zresztą, zażegnany dawno temu, z narzeczoną właściwie wszystko zostało omówione. Z koleżanką nieco ograniczyłem kontakt, bo w zasadzie... Nie był mi aż tak potrzebny.
No i tak... Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że brak wyrzutów sumienia (a może były? Tylko gasiłem je szybko, więc musiałem mieć do tego podstawy) trwał przez jakiś czas. Nie pamiętam, co rozbudziło we mnie wyrzuty sumienia, jakobym praktycznie zdradził narzeczoną. Czy jej ciągłe wyrzuty? Czy może sen, w którym ją faktycznie zdradziłem? Nie wiem. Ale jeszcze na początku lipca (chyba pierwszy ich symptom, miesiąc po powrocie) dosyć łatwo sobie z tym radziłem, taki nawrót miałem plus minus co 2 tygodnie. Ale nie było źle. Natomiast to, co dzieje się ostatnio, to jakaś chora sprawa. Wyolbrzymiam dosłownie każdą myśl, jaką miałem podczas tego wyjazdu. Jestem praktycznie pewien, że to były myśli ulotne, ale czuję się jakbym co najmniej całymi dniami siedział i o tym rozmyślał. Moje "ja" domaga się potwierdzenia tego jak było. Dokładnego. Co do joty. Bez tego cały czas czuję się paskudnie. Nieważne, że nie zrobiłem nic przeciw mojej narzeczonej. Mam tendencje do obwiniania się o wszystko. Narzeczona przez oskarżenia prawdopodobnie podbudowała we mnie jeszcze to uczucie. Coraz ciężej jest mi z tym wszystkim, bo chciałbym mieć czysty umysł... A tymczasem jak nawet zagłuszę sprawę tego wyjazdu, to pojawiają mi się inne wątpliwości. Jeszcze starsze! Jeszcze mniej pamiętam, bo to przecież było tak dawno temu, że nie ma fizycznej możliwości dokładnie tego pamiętać. Nawet nie wiem, co jest prawdziwym wspomnieniem, co snem, a co moim wymysłem. A i tak się oskarżam. Tak jak powiedziałem na początku - w kółko tak samo.
I dlatego tu napisałem. Potrzebuję porady, może mocnych słów "człowieku, idź do psychologa". Jak będę dalej analizował każdą przelotną chwilę z mojej przeszłości, to długo nie pociągnę... A doprawdy bywa już czasem tak, że boję się myśleć, bo wiem, iż zaraz zacznie mnie coś nękać.