Skocz do zawartości
Nerwica.com

Frukkt.Destabile

Użytkownik
  • Postów

    17
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Frukkt.Destabile

  1. Przez dobrych dziesięć lat tułałem się po bezdrożach, jakieś dwa lata temu wszedłem na ścieżkę wiodącą co celu. W ostatnich miesiącach znowu z niej zboczyłem. I to tak, że straciłem ją z widoku.

     

    Ale widzę jeszcze dla siebie szansę.

     

    ---

     

    Gdyby ktoś pytał, o co kaman: katolicyzm kulturowy, polityczny, społeczny – tak. Tylko z samą wiarą pod górkę.

  2. Ja właśnie czytam Anatola France " Wyspa Pingwinów" , "Gospoda pod Królową Gęsią Nóżką" .

     

    O, to dopiero niespodzianka spotkać kogoś czytającego jeszcze takie ramoty. A czytałaś „Bogowie łakną krwi”? France razi mnie swoimi eskapizmem – uciekaniem w ironię i klasycyzm, ale akurat wspomniana przeze mnie książka jest jedną z moich ulubionych. Jeśli gdzieś miałbym szukać tzw. humanizmu, rzeczywistego spojrzenia na człowieka, a nie otaczające go idee, to właśnie w tej niedługiej powieści. Przeczytałem ją dotąd trzy razy i nie jest powiedziane, że w przyszłości do niej nie wrócę.

     

    O czym jest ta powieść? Tytułowi bogowie łaknący krwi to ideolodzy i sędziowie rewolucji francuskiej, my przyjrzymy się głównie jednemu z nich – malarzowi Ewarystowi Gamelinowi, ślepo oddanemu rewolucji i jej przywódcom. Przyznam, że psychologiczna strona powieści, a więc przemiana głównego bohatera w zbrodniarza, niespecjalnie mnie do siebie przekonała, natomiast duże wrażenie zrobiła na mnie konfrontacja światopoglądowa siepaczy rewolucji i dwóch postaci: ateisty i wolnomyśliciela (alter ego autora) i zakonnika ojca Lonuemaure'a. Obaj są bardzo ludzcy, co w nieludzkich okolicznościach oddziałuje tym sugestywniej na wyobraźnię czytelnika. Oczywiście widać w tym charakterystyczną dla France'a ucieczkę przed ideami, ale tutaj jest ona najwyższej próby. Jest tam sporo fragmentów, przy których zatrzymywałem się i czytałem kilka razy. Nie, nie dlatego, żeby były trudne, i nie z powodu rozmiarów. Rzecz w tym, że trafiały w moją wrażliwość.

     

    Warto zauważyć, że stosunek wolnomyśliciela i ateisty France'a do rewolucji francuskiej bynajmniej nie był aprobatywny. Przynajmniej nie w tej powieści. France widział w niej krwawą ideologię, jak najdalszą od tego, co jemu było bliskie – od życia i człowieka w jego pełni.

  3. O, już się wyrównało. Swoją drogą, dziwi mnie, że tak niewiele tu nastolatków, tj. osób w pierwszym przedziale wiekowym. Czyżby dla młodych miejsca tego typu były nieatrakcyjne? Może formuła forum jest już dla nich przeżytkiem i w innych rejonach cyberprzestrzeni zaznaczają swoją obecność?

  4. Warto zauważyć, że kryzys męskości jest też skorelowany z kryzysem ojcostwa. Nie chodzi bowiem wyłącznie o ciepłe kluchy i piotrusiów panów – ci są efektem dezercji ojca z procesu wychowywania.

    Co to jest ten kryzys męskości?

     

    W przypadku ojców dezercja z procesu wychowania, nieumiejętność wzięcia odpowiedzialności za rodzinę i budowania autorytetu u dzieci (szczególnie u męskich potomków) oraz przekazywania istotnych dla właściwego rozwoju dziecka wartości. W rezultacie dzieci wychowują się często – częściej niż dawniej – bez ojca, mimo jego fizycznej obecności.

  5. O, widzę z grubej rury i idziemy w tany! To mi się podoba!

     

    Jeśli tak, radze zdobyc wiedzę o czy mówisz zanim zaczniesz o tym mówić. Przynajmniej tak robią introwertycy.

     

    Wzruszające jest przekonanie niektórych introwertyków o tym, że są w tym czy w tamtym lepsi od innych, jak mniemam – od głupkowatych ekstrawertyków.

     

    Powiedzmy sobie, że zachowania introwertyków w rzeczywistych relacjach społeczno-towarzyskich nie mają zastosowania w cyberprzestrzeni, jako że innej natury jest słowo pisane, a innej – mówione, co przekłada się na mniejsze i większe bariery psychiczne bądź skłonności. To medium ogranicza bezpośredni kontakt z innymi i sprzyja większej "wylewności". Także ten tego, spotkałem już kupę introwertyków w internetach, którzy bredzą dużo i od rzeczy, i w żadnym razie nie dają dowodów myślenia.

     

    A napisałem o swoim introwertyzmie, bo jest on konstytutywną cechą mojej osobowości, nie od rzeczy było o tym wspomnieć w wątku powitalnym. Jak wszystko w nadmiarze, może być niebezpieczny dla właściciela, zresztą napisałem, że problemom osobowościowym sprzyjają w moim przypadku także inne wykwity, towarzyszące tylko introwertyzmowi.

  6. Raczej nie mam hipochondrii, niemniej kilka raz w życiu zdarzyło mi się odliczać dni do zgonu. Kiedyś w szkole, w wyjątkowo trudnym i intensywnym okresie, kiedy dużo się uczyłem i zarywałem noce, miałem promieniujące bóle w głowie. Towarzyszyło temu coś w rodzaju ścisku. Oczywiście zrzuciłem to nie na zmęczenie, tylko na jakiegoś tętniaka czy guza.

     

    Ostatnim, bardzo świeżym, bo zaledwie sprzed kilku dni, dokonaniem na polu hipochondrycznym jest powiązanie ciemnej plamy na paznokciu na dużym palcu u stopy z czerniakiem złośliwym. A jako że należę do ludzi porządnie popieprzonych, if you know what I mean, to i moja wyobraźnia miała ułatwione zadanie. Ale to raczej nie to. Plama nie jest podłużna, a miejscami ma też czerwone odcienie, z czego wnoszę, że gdzieś musiałem stłuc sobie palca.

  7. "Eskorta"(The Homesman) Tommy Lee Jones, 2014 - niekonwencjonalny western, pozornie może zdołować, ale jak go się zrozumie to daje do myślenia.

     

    Tak się składa, że oglądałem dwa dni temu „Eskortę” i prawdę powiedziawszy, film raczej nie nastroił mnie pozytywnie – inna sprawa, że negatywnie również nie (spłynął obok mnie) – dlatego jestem zdziwiony twoją opinią. Historia Cuddy raczej do szczęśliwych nie należy, a jej finał wieńczy bezsensowny wybór. Briggsem, zdaje się, powodowało chwilowe przesilenie emocjonalne (prawdopodobnie pierwsze od dawien dawna), które koniec końców, jak sugeruje ostatnia scena, prędzej należy uznać za incydent niż zdecydowaną woltę w życiu cowboya.

     

    Do mnie ten film nie trafia, bo motywy działań i decyzji bohaterów – szczególnie Cuddy – są przedstawione (czy nawet zasugerowane) mało przekonująco. Ale pod względem aktorskim wydaje się ok.

  8. Ha, nie powiedziałbym, ale spierać się nie będę. Jak na ironię, dzisiaj po dłuższym okresie ciszy miałem napad okraszony wyjątkowo nieprzyzwoitymi występami wokalnymi.

  9. Dobry wieczór,

     

    zastanawiałem się, czy w ogóle się tu rejestrować; nie wiem, czy bardziej chodzi mi o usunięcie pewnych nawyków i zaburzeń, czy też o zwyczajną potrzebę socjalizacji – chęć znalezienia w internecie substytutów człowieka.

     

    Jestem introwertykiem, przebywanie z innymi ludźmi męczy mnie organicznie, chociaż skłamałbym, gdybym powiedział, że czasami – rzadko co prawda, ale zdarza się – nie odczuwam braku drugiej osoby. Nie wydaje mi się jednak, aby przyczyną był głód emocjonalny, raczej głód innej natury. Oszczędzę wam jednak szczegółów. W każdym razie, silny – może nawet patologiczny miejscami – introwertyzm nie jest w zasadzie przyczyną mojej obecności tutaj. Podobnie jak i inne bariery, które na przestrzeni lat wyrosły między mną a ludźmi; traktuję je jako przyległości wspomnianego introwertyzmu. Koniec końców żyję z nimi, taki jestem. Nie określiłbym się ani szczęśliwą osobą, ani nieszczęśliwą.

     

    Mam też problem z kontrolowaniem emocji, dokładniej mówiąc, z nerwami. Jest to o tyle dziwne, że przez wiele lat nie rzucało się to w oczy, ba, mówiono mi nawet, że jestem nad wyraz spokojny. Niektórzy próbowali wyobrazić sobie, jak wyglądam, kiedy się denerwuję. Od paru lat jednak zdarza mi się wpaść w złość. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie ma dnia, kiedy by do tego nie doszło. Nie, w zasadzie nie są to jakieś częste przypadki, w ostatnich miesiącach te wybuchy może nawet zelżały, chodzi jednak o intensywność zjawiska. Z reguły jeśli już się zdenerwuję, jest to duży wybuch, wyładowanie; wprawdzie nie dochodzi do rękoczynów, ale zdarza mi się mówić brzydkie rzeczy. Nie ma też różnicy, czy to bliscy, czy też nieznajomi. Z reguły już kilkanaście, kilkadziesiąt minut po wybuchu dręczą mnie wyrzuty sumienia i zażenowanie.

     

    To właśnie zażenowanie sprawiło, że staram się to jakoś ograniczyć. Bo to jednak żenujące, żeby bądź co bądź dojrzały już człowiek zachowywał się w ten sposób. Nadal jednak nie jest idealnie. Nadal w niektórych sytuacjach społecznych czuję, jakbym był o krok od takiej konfrontacji. Czasami wręcz jej wyczekuję, jakbym chciał coś udowodnić albo – to też nierzadkie uczucie – zdziwić czy zaszokować drugą osobę swoim zachowaniem. Dostrzegam w tym przede wszystkim niewspółmierność reakcji do przyczyny – z reguły jakiejś bzdury, którą powinno się puścić mimo uszu.

     

    Dawno tyle nie pisałem o sobie. Nie w ten sposób.

     

    Myślę, że aż nadto się rozpisałem.

×