Witajcie! Mam na imię Daria, 27 lat. Postaram się pokrótce opisać moją historię i od razu zaznaczę, że nie oczekuję diagnozy, a doraźnej pomocy.
Wychowała mnie babcia, z którą zerwalam kontakty, ojciec się wyparł- nie znam go, z matką tak naprawdę kontakt nam dopiero od dwóch lat, wcześniej. Wcześniej rzadko pojawiała się w moim życiu, na kilka lat w ogóle zniknęła i nie kontaktowalysmy się. Nie będę opisywać, jak byłam traktowana przez babcię, bo to temat na książkę. Aktualnie jestem w związku od 2,5 roku i...właśnie:)
Nasze kłótnie, to stek wyzwisk, bicie, rzucanie przedmiotami z mojej strony. Potem oczywiście wszystkiego żałuję. Zniechecam partnera do siebie, krzyczę, jak bardzo nie chce mi się żyć, obmyslam jak to zrobić. Chcę, żeby wiedział, że to planuje. Potrafię wyjść z domu, wchodzić na ulice na czerwonym świetle. Chwilę po tym, jak w awanturze bardzo go nienawidzę, chce się do niego tulic, bo jest dla mnie najważniejszy na świecie. Po którejś takiej awanturze, on nie wytrzymał i powiedział, że chce się rozstać. Po długiej rozmowie stwierdziliśmy, ze muszę iść na terapię, bo chcę zmiany. Nadal jesteśmy razem, jednak ja mam ogromną potrzebę ciągłego kontaktu z nim. Wariuje, jak nie napisze do mnie ani jednej wiadomości co 2-3h, jak jest w pracy. Mam wtedy myśli, że mnie zdradza, że naprawdę mnie unika. A on po prostu pracuje. Wczoraj np wracając z pracy, na moje zapytanie, czy mam wstawiać makaron na kolację, odpowiedział, ze nie jest głodny. Teraz wiem, ze po prostu miał prawo nie być głodny z różnych powodów. Wczoraj cisnelam tym makaronem do śmietnika i się rozryczalam.
W kontaktach z przyjaciółmi, choć mam ich niewiele, oczekuję, że będą na każde moje zawołanie- jesli tak nie jest, płaczę, mam czarne myśli, czuje, że nie jestem dla nich ważna, obrażam się i nie odzywam do nich kilka dni lub tygodni. Często na zawsze zrywam kontakty ze znajomymi, którzy byli dla mnie ważni.
Sama ze sobą mam się różnie. Bywam totalnie nieśmiała, a niekiedy potrafię być duszą towarzystwa. Nastroje zmieniają mi się, jak w kalejdoskopie. Często jest to spowodowane sytuacjami, czasami dzieje się tak po prostu, bez powodu. Często płaczę, dużo banalnych rzeczy mnie wzrusza. Np ojciec spacerujacy z dzieckiem.
Na wizytę u psychoterapeutki czekam po 26 sierpnia. Zwracam się z prośbą o pomoc doraźną (o ile można taka nazwać w ogóle w przypadku pracy nad zmianą). Co robić, gdy nadchodzą czarne myśli? Jak reagować?
Pomóżcie...