do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego, że taki lęk przed obcymi ludźmi i nieśmiałość to może być fobia społeczna, dopiero teraz jak zaczęłam przeglądać to forum...
w sumie to od zerówki chyba bardzo się jąkałam, teraz już jest w miarę ok, ale nadal jeśli muszę poprosić o coś w sklepie to strasznie się stresuję, zaczynam jąkać i nieraz jak się tak strasznie zacinam mówiąc coś to mam wrażenie, że wszyscy na około się śmieją ze mnie jakbym była upośledzona... do tego nie potrafiłabym w życiu kogoś o coś zapytać, np idąc ulicą zapytać kogoś którędy idzie się do czegoś tam, albo w sklepie samoobsługowym o to gdzie i czy jest ten czy inny produkt, już wolę tego nie znaleźć itp byleby nie wyjść na głupka... stresuje mnie nawet głupie oglądanie mieszkania do wynajęcia czy zadzwonienie do kogoś kogo słabo znam... w szkole gdy na języku polskim każdy miał coś po trochę przeczytać to po jakimś czasie nauczycielka zorientowała się o co chodzi ze mną i potem już mnie omijała i nie musiałam czytać, albo gdy z kimś się kłócę to nie potrafię wytykać błędów, wolę siedzieć cicho i przyjąć na siebie winę, bo brak mi odwagi by się postawić mimo iż ewidentnie ta druga osoba nie ma racji, zawszę czuję się tą gorszą i głupszą osobą, czuję, że inni mają rację i nie ma sensu się z nimi sprzeczać itp... takie sytuacje powodują, że ogromnie się stresuję, serce mi wali, nieraz ręce się trzęsą i się jąkam... przeraża mnie myśl, że kiedyś będę musiała chodzić sama na rozmowy kwalifikacyjne, że w pracy będę mieć styczność z obcymi ludźmi na co dzień, że będę musiała być w każdym calu samodzielna i wszystko sama załatwiać... jednak do tej pory myślałam, że to normalne, bo zawsze byłam nieśmiała i wolałam siedzieć cicho na uboczu i nic się nie odzywać... swobodnie potrafię rozmawiać jedynie z osobami bliskimi (rodzina, przyjaciele)...
czy wg was takie coś trzeba leczyć? czy to jednak nie wychodzi poza granice "normalności"?