Skocz do zawartości
Nerwica.com

Aniulec

Użytkownik
  • Postów

    28
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Aniulec

  1. Aurora hmmm może coś w tym jest. Wiem napewno, że boje się ze stracę najbliższych i nie będę potrafila żyć. Bardzo ich kocham. Jestem wrazliwa, zawsze latwo sie wzruszam. Nie sądzę by coś z dzieciństwa wywarło na mnie taki wpływ... śmierć dziadków może.... bylam mala... dziadek zmarl na raka. Patrzylam jak umiera, to mi przekazano info o jego smierci. Nie wiem, ale nie chce ciagle myśleć, że mąż może mieć czerniaka i jak tylko kaszlnie drzec z obawy ze to juz przerzut. Chce normalnie żyć. Mocno mnie wszyscy wspierają i przekonują ze skoro mąż ma to znamię od 6 lat i nie zmienia się to będzie ok. Ale w necie tyle historii o niby całkiem nie groźnych pieprzykach które były czerniakami...

  2. Aurora hmmm może coś w tym jest. Wiem napewno, że boje się ze stracę najbliższych i nie będę potrafila żyć. Bardzo ich kocham. Jestem wrazliwa, zawsze latwo sie wzruszam. Nie sądzę by coś z dzieciństwa wywarło na mnie taki wpływ... śmierć dziadków może.... bylam mala... dziadek zmarl na raka. Patrzylam jak umiera, to mi przekazano info o jego smierci. Nie wiem, ale nie chce ciagle myśleć, że mąż może mieć czerniaka i jak tylko kaszlnie drzec z obawy ze to juz przerzut. Chce normalnie żyć. Mocno mnie wszyscy wspierają i przekonują ze skoro mąż ma to znamię od 6 lat i nie zmienia się to będzie ok. Ale w necie tyle historii o niby całkiem nie groźnych pieprzykach które były czerniakami...

  3. Ardash może ze wsparciem rodziny uda mi się bez psychologa. Najbliżsi bardzo mi pomagaja. Zwłaszcza mój Tato, który jest mocno schorowany i nie łamie się - ma doły tez ale podziwiam jak dobrze sobie radzi z tym i wstyd mi ze mnie musi wyciągać z depresji :(

    Może jak ruszymy ze szkoleniami adopcyjnymi, to wróci do mnie radość z życia, zajmę głowę przygotowaniami

  4. Ardash może ze wsparciem rodziny uda mi się bez psychologa. Najbliżsi bardzo mi pomagaja. Zwłaszcza mój Tato, który jest mocno schorowany i nie łamie się - ma doły tez ale podziwiam jak dobrze sobie radzi z tym i wstyd mi ze mnie musi wyciągać z depresji :(

    Może jak ruszymy ze szkoleniami adopcyjnymi, to wróci do mnie radość z życia, zajmę głowę przygotowaniami

  5.  

    Aniulec pisalam o tym w poscie, ktory znikl, wiec raz jeszcze: sprobuj terapii ( ewentualnie wspomaganej doraznie lekami). Hipochondria wymaga duzej samodyscypliny i pracy nad soba. Bez terapii trudna z nia skutecznie walczyc. Ale przede wszystkim nie czytaj i nie szukaj zadnych info o chorobach...to podstawa.

    myślisz ze samo nie przejdzie? Ze nie poradzę sobie bez psychologa? Zapisałam się do jakiejś babki na poniedziałek. Dopóki nie usuną mężowi tego pieprzyka to myślę że się nie uspokoje. 15 sierpnia ma umowiona wizytę u chirurga onkologa. Ale chyba na tej wizycie nie wytnie mu tego? Ustali pewnie kolejny termin... Ktoś się orientuje?
  6. Wstałam dziś ogromnym niepokojem. Ja nie wiem co mam zrobić by ie uspokoić. Czuje juz klucie serca, między zebrami - jeszcze zawału dostane... wczoraj wynalazlam kolejne 2 pieprzyki co ich nie pokazałam i schiz się włączył. Rano z kolei strach o męża powrócił... moja głowa ciagle nasuwa mi myśli, że mając tak wiele pieprzyk ów na ciele - a zaliczyłabym lekko z 70, to któryś napewno zamieni się w czerniaka :( wstyd mi iść kolejny raz do dermatologa... Dostałam jakaś lekka wysypke i juz kombinuje żeby lecieć do lekarza i przy okazji pokazać znamiona. Co mam robić z sobą? Pije teraz melisy, wezmę tabletkę Kalms bez recepty może... mam ochotę ryczeć... czy ktoś zmagał się z takimi lekami? Pomocy...

  7. Dobrze ze mam tak wspaniałego męża, spokojnego, rozwaznego i nasz związek ani trochę nie ucierpiał z powodu tego z czym przyszło nam się zmierzyć. Wręcz przeciwnie - widzę ze jest w nas wiele szacunku do siebie nawzajem i znacznie więcej czułości, miłości. To powód do radości, ogromnej radości. Ale niestety psychika nie pozwala mi się z tego w pełni cieszyć, tylko tworzę straszne scenariusze i boję się ciągle ze stracę męża, że jakieś przeklęte chorobsko mi go zabierze :( zwariuje do czasu usunięcia znamienia i wyników histopatologicznych... Chciałam wziąć męża jeszcze do jakiegoś innego lekarza dermatologa, może jakiejś kliniki dermatologicznej by ktoś jeszcze go obejrzał, ale on nie chce, bo mówi ze przecież czeka już na usunięcie i mnie uspokaja ciągle ze to nic złego. A ja się boję dalej i tyle.

  8. Czas znaleźć dobrego psychologa... Byłam raz z mężem u świetnej Pani w Klinice Leczenia Niepłodności (kto czytał założony przeze mnie wątek ten wie co mnie doprowadziło do obecnego stanu), ale niestety mam do niej 250 km i wizyta wiąże się z urlopem dla mnie i dla męża, bo sama nie pojadę... No ewentualnie moge wziąć Tatę renciste, ale nie chciałabym go dociazac. Choć wiem ze chętnie by ze mną pojechał. Tkaże chyba musze poszukać w swojej okolicy

  9. agusiaww mamy 2 podejścia za sobą - jedno prywatne, jedno z MZ. Tym juz się tak nie przejmuje. Teraz martwią mnie moje myśli, obawy. Boje się ze nie pisane nam jest już to ivf, bo zachorujemy. Czarne myśli o tym, że wynik histopatologiczny znamienia męża będzie zły zaprzataja mi głowę, niszczą mnie... Tak bardzo chciałabym usłyszeć zapewnienie ze będzie dobrze. Z resztą się pogodze. Juz się pogodzilam. Byleby było zdrowie. Ale niestety nikt zapewnienia nie da :(

    Ty też nabawiłas się nerwicy przez niepłodność? Wyszlas z tego? Bierzesz leki?

  10. Mnie najbardziej niepokoi sprawa męża, bo znamię ma od 6 lat. Jest jaśniejsze wokół, ciemniejsze w środku, lekko wypukłe. Ale nie powiększa się. Pani dr powiedziała ze jest niepewne, atypowe. Mąż najpierw przez tel powiedział mi ze musi to usunąć. Zaczelam panikować, martwić się, ciągnąć go za język i dopytywac co jeszcze dr mówiła. Opowiedział ze zaproponowała mu wizytę kontrolna za pół roku lub usunięcie jeśli chce. Wybrał usunięcie. Ale moja chora głowa myśli teraz, że może mąż znając mnie, tak mi powiedział by mnie trochę uspokoić i nie mówi mi calej prawdy. Koleżanka uspokajala mnie ze gdyby to był czerniak to dostałby pilne usunięcie, a nie na sierpnia (na wizycie był na początku czerwca)... Ale te historie w necie są przerażające. Masz rację - internet i dr Google to przekleństwo

  11. Dziękuję za odzew :*

    Co do dawcy - przedyskutowalismy ta sprawę i stwierdziliśmy ze nie chcemy tej opcji. Wchodziła jeszcze w grę adopcja zarodka, ale jednak też odpuscilismy. Dawca byłby zbyt dużym obciążeniem psychicznym dla mnie. Pani psycholog tez z nami na ten temat rozmawiała i padło "nie". Chętnie korzystalabym z tego psychologa, bo pani jest świetna, ale niestety ta odległość mnie przeraża - wolne w pracy i dla mnie i dla męża, bo sama nie pojadę.

    Co do starań dalszych - nie chce walczyć do skutku. Mamy jeszcze refundowane dwa podejścia. Póki jest jeszcze materiał męża to będziemy może próbować. Jak starczy sił by przez to przechodzić. Nieraz mam ochotę dać z tym spokój, ale robię to dla męża - wiele się poświęcał byśmy mieli dzieci. Podjęliśmy decyzję ze więcej go nie będziemy poddawać żadnym zabiegom.

    Mam pełna świadomość tego ze in vitro może się nie udać. Ba, jestem tego nawet coraz bardziej pewna. Mam nieraz wrażenie ze jakby się udało, to poczuje rozczarowanie ze to jednak nieadopcja, zże zawiode jakieś dziecko. Choć znów z drugiej strony myślę, że nawet jeśli się uda mieć własne biologiczne, to i tak zdecydujemy się na adopcje.

  12. milena283 wyobrażam sobie co musisz czuć obawiając się o dziecko... Ten strach o kogoś kogo bardzo kochasz... Ja ciągle boje się o męża :( nie mogę przestać myśleć o tym, że może się lada moment okazać że ma czerniaka :( od 2-3 lat miewa dość często katar, kaszel (niby to efekt alergii, zawsze był u lekarza z tym, osluchiwali go) i oczywiście panikuje juz że to może jakiś przerzut czerniaka do płuc. Te myśli mnie niszczą... Wiem ze chciałabyś się cieszyć z macierzyństwa, a nie możesz bo myśli o chorobie maleństwa wszystko przeslaniaja

×