
Ragnarok
Użytkownik-
Postów
36 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Ragnarok
-
Pomysł na luźny temat, który przy okazji zaspokoi moją ciekawość. Jakich facetów waszym zdaniem lubią niezależne kobiety? To często osoba silna, odważna, pewna siebie i ambitna. Cechuje ją to czego się zazwyczaj szuka u mężczyzn, więc czego ona może potrzebować? Jestem ciekawy waszych opinii.
-
Mama - prawdziwa miłość czy okrutny egoizm?
Ragnarok odpowiedział(a) na Ragnarok temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Z takich właśnie powodów nie rozwinąłem historii, ponieważ dalsze wydarzenia mogłyby być zbyt sugestywne. Załóżmy, ze teraz bym napisał, ze skończyłem najlepsze szkoły, jestem burmistrzem i mam w życiu jak "paczek w maśle" - usłyszałbym prawdopodobnie, ze to dzięki poświeceniu Mamy i jakie ja mam jeszcze prawo mieć wyrzuty czy pretensje do jej postawy. W każdym razie poniżej dalszy ciąg historii oraz to co powoduje, ze zadaje sobie takie pytanie. Padlo pytanie o źródło środków na zabieg in vitro, który w latach 90 był potwornie drogi. Otóż kredyt, który na posadzie państwowej jest łatwo dostępny dla każdego zatrudnionego - szeregowy pracownik nie kupi za to domu, ale mógł wtedy pozwolić sobie na sfinansowanie takiego zabiegu. Poszczególne raty są oczywiście spłacane z kolejnych pensji, od których zakład pracy odejmuje odpowiednia zaległość. Taka sytuacja spowodowała, ze przez kolejne 10 lat wychowywanie mnie nie mogło obyć się bez kredytów - bankowych, następnie chwilówek etc. Kredyt na kredyt. Prawdopodobnie skończylibyśmy na bruku, gdyby nie mężczyzna poznany przez internet i nawiązany romans - spłacił wszystkie długi i wprowadził trochę normalność (za do do końca życia będę mu wdzięczny). Odkąd pamiętam miałem bardzo duże problemy z tym aby osiągnąć niezależność od Mamy. Do 3-4 roku życia bylem zmuszony do spania z nią. Używam słowa zmuszony, ponieważ własne łózko otrzymałem w momencie kiedy w wieku czterech lat położyłem się na podłodze i buntowałem się, ze "wole spać na ziemi niż z Toba". W czasie tego okresu kiedy dzieci po raz pierwszy przestają traktować rodziców jak "bogów", wszelkie moje próby wyrażania złości czy gniewu były tłumione paskiem. Po latach kiedy wyrzuciłem jej, ze mnie bila usłyszałem, ze tylko mi się wydawało. Może mi się wydawało, ale ja pamiętam ból i to, ze bardzo płakałem. Co było dziwne (dopiero psychoterapeuta uświadomiła mnie o nietypowości zachowania), po takim "pasie" stała chwile z boku, po czym nagle brała mnie na kolana i zasypywała mnie taka miłością, ze głowa boli. Mógłbym opowiadać o wielu rzeczach, ale nie chce tworzyć tu epopei. Moja prywatność nie istniała w zadnym sensie - fizycznym czy psychicznym. Przez 19 lat byliśmy zmuszeni mieszkać w jednym pokoju. Kiedy w szkole gimnazjalnej dostałem telefon komórkowy, to każdej nocy przegląda wszystkie moje wiadomości (dopóki nie udało mi sie dorwać telefonu z możliwością blokady na kod). Bardzo często robiła mi zdjęcia kiedy spałem w nocy. Zawsze kiedy prosiłem o pieniądze na kino czy wyjście ze znajomymi słyszałem, ze nie mamy pieniędzy. Kiedy znajdowałem po raz kolejny markowe ubrania z metka dostawała napadów agresji twierdząc, ze jestem darmozjadem, Ona poświeciła mi cale życie i tez ma prawo do przyjemności. Podkreślam to zdanie, ponieważ jest to wspaniale motto całej tej relacji. Wszelkie moje próby osiągnięcia niezależności (zwłaszcza w kwestii wyprowadzki czy wyboru drogi życiowej) wywoływały tego typu reakcje. Oto przykłady: Poświęciłam Tobie cale życie, a Ty jak się zachowujesz? Mam prawo jako matka do "x" bo kieruję się twoim dobrem. Chociaż już dawno przestałeś to dostrzegać. Jako matka poniosłam klęskę i żeby to unieść zdusiłam w sobie wszelkie emocje [reakcja na wiadomość, w której prosiłem aby przestała mi mówić co powinienem w pewnej sytuacji mówić i czuć], a mówili mi, ze jeszcze pożałuję tego, ze jesteś. Takie słowa doprowadzają mnie do furii, ponieważ ja nie prosiłem aby się poświęcała. Aby rezygnowała ze swojego życia. Nikt ani nic nie zmusiło ja do tego by miała i wychowywała dziecko w takich warunkach jakie miała - to była od początku do końca autonomiczna decyzja. Przez cale życie chodzę z poczuciem winy tego jaki jestem zły i niedobry - do tego stopnia, ze sam uważam, iż najlepiej by było gdybym się po prostu nie urodził. Nienawidzę tego, ze jednego dnia słyszę, ze jestem nieudacznikiem, niewdzięcznikiem czy miernota, a kolejnego słyszę elaboraty jaki to jestem wyjątkowy i wspaniały. Najbardziej frustruje mnie to, ze nie mogę nawet jawnie wyrazić swojego gniewu. Bo wszelkie próby znalezienia zrozumienia wśród przyjaciół spotykają się zazwyczaj z reakcja "wiesz jakie są mamy", "ona chce dobrze", "rodzice nie są idealni". Tak, nikt nie jest idealny. Uważam jednak, ze mamy (te zdrowe) takie nie są. Kiedy zapytałem jej pytanie dlaczego zdecydowała sie na dziecko w takich warunkach jakie ówcześnie miała, usłyszałem: bo dziecko jest najwyższa wartością, wspaniała idea. Może tak jest, może nie. Dopiero do tego dojrzewam, ciężko mi złamać pewne bariery w głowie, ale uważam, ze dla swojej Mamy bylem przede wszystkim ucieczka przed samotnością. Sam jej niedawno powiedziałem, ze jeśli dalej tak będzie sie zachowywała, to stanie się to czego sie tak najbardziej boi - zostanie sama - reakcja była taka jak zwykle. "Jak ona mogla wychowach tak okrutnego czlowieka, nie rozumie tego i nie zrozumie" - jej slowa. -
Mama - prawdziwa miłość czy okrutny egoizm?
Ragnarok odpowiedział(a) na Ragnarok temat w Problemy w związkach i w rodzinie
A co w tym takiego niemożliwego, ze ciężko w Tobie to uwierzyć? -
Mama - prawdziwa miłość czy okrutny egoizm?
Ragnarok odpowiedział(a) na Ragnarok temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Bo nie sadze, ze jako dziecko tej kobiety mogę być obiektywny. -
Mama - prawdziwa miłość czy okrutny egoizm?
Ragnarok odpowiedział(a) na Ragnarok temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Nie. -
Mama - prawdziwa miłość czy okrutny egoizm?
Ragnarok opublikował(a) temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Mam ogromna prośbę. Chciałbym prosić wszystkich chętnych uczestników aby wyrazili swoja bardzo szczera opinie na temat sytuacji przedstawionej poniżej. Podobno nie powinniśmy oceniać życia innych osób, ale chodzi o sytuacje warunkującą moje istnienie, stad myślę, ze mogę o to prosić. Opisze to tak: Kobieta, lat 40. Od dziecka miała wiele marzeń - zostanie tancerka, znalezienie miłości życia, szczęśliwa rodzina oraz dom dla niej. Zycie potoczyło się zupełnie inaczej. Można by stwierdzić, ze wręcz bardzo okrutnie. Marzenie o karierze tanecznej trzeba było porzucić na rzecz bezpiecznej, ale marnej pracy. Miłość życia okazała się karmić ja wspaniałymi planami na przyszłość, choć w ostatecznym rozrachunku okazało się, ze w tych planach nigdy nie była uwzględniona (porzucona, wyjazd ukochanego bez ani słowa wyjaśnienia --> wieloletnia, nieleczona depresja). Razem z nim zgasły dla niej marzenia o rodzinie i szczęśliwym domu. Wspomniane lat 40. Ostatni moment by spełnić chociaż jedno marzenie. Dziecko. Decyzja o zabiegu in vitro. Świadoma decyzja o samotnym wychowywaniu (wymagane oświadczenie o braku roszczeń na przyszłość wobec dawcy). Sytuacja materialna łagodnie mówiąc nieciekawa. Służbowa kawalerka, w której są jedynie stół, lustro oraz materac. Pensja ledwo starcza na utrzymanie własnej osoby. Rodzina wyraźnie deklaruje odcięcie się i brak pomocy z powodu odmowy ujawnienia tego kto jest ojcem dziecka. Pytanie. Jak oceniacie decyzje tej kobiety? Co o niej sadzicie? Wychowanie dziecka przez samotne matki jest postawa heroiczna. Zazwyczaj jednak jest to przymus, nie wyboru. Mężczyzna umiera, odchodzi, jest nieodpowiedzialny - kobiety nie maja wyboru. Czy tak można powiedzieć w tym wypadku? Historia ma oczywiście dalszy ciąg, ale nie chce go w tej chwili ujawniać. Interesuje mnie wyłącznie ocena opisanego powyżej. Dziękuję! -
Moja przyjaciółka zmaga się od ponad roku z bulimią, a od trzech miesięcy wszystko bardzo wzmocniło. Bulimia zresztą jest wierzchołkiem góry lodowej związanej z głębszymi zaburzeniami osobowości, ale nie będę tutaj nic nazywał, bo nie jestem specjalistą by stawiać diagnozę. W każdym razie bulimia z dodatkiem bardzo dużej labilności emocjonalnej, stany depresyjne, myśli samobójcze, izolacja. Szczerze powiedziawszy rodzina mojej przyjaciółki wydawała mi się zawsze wzorem, który sam bym chciał naśladować (bogaci, zgrani, otwarci, tacy naprawdę jak z reklamy). Niestety... Kiedy u mojej przyjaciółki pogorszyło się wszystko postanowiłem zawiadomić jej rodzinę. Nie ukrywam, że miałem wyrzuty sumienia związane z tym, że ją "wydam", ale stwierdziłem, że jej zdrowie jest najważniejsze. I co? Kompletne zaskoczenie. Jej rodzina zamiotła cały problem pod dywan i zachowują się jakby rozmowa przeprowadzona ze mną nigdy się nie odbyła. Mieliście kiedyś styczność z czymś takim? Dziewczyna ma jakby to ująć kompletny burdel w głowie, nigdy nie potrafiła opowiedzieć rodzinie o swoich uczuciach czy problemach i dopiero zaczynam dostrzegać dlaczego. Czy w takim wypadku można cokolwiek zrobić? Bo skoro rodzina zamiotła problem pod dywan, to naprawdę jedyną drogą jest czekać aż problem przerośnie dziewczynę i sam da o sobie znać w sposób nie dający się zignorować? Jak o tym myślę, to jest mi naprawdę bardzo smutno i żal mi jej.
-
WŁASNIE GDZIE
-
Błagam, poczekajcie 10 minut :))
-
AKTUALNE DZIŚ?!
-
Ciężko mi się o tym opowiada, ale muszę to z siebie wyrzucić, bo przebywanie w domu z moją Mamą jest dla mnie istnym koszmarem. Mogę się mylić, ale jestem przekonany o tym, że moja rodzicielka ma problem ze zbieractwem. Nie jest to tak skrajny przypadek żeby mówić o stosach śmieci sięgających sufitu, ale zaczyna się robić to coraz bardziej uciążliwe. Od początku... Żyjemy z Mamą w dużej kawalerce (od sierpnia wyprowadzam się z domu) odkąd pamiętam. Zaczynaliśmy bardzo skromnie, ponieważ mieszkanie było "gołe", ale z biegiem czasu zaczęło przybywać coraz więcej przedmiotów - najwięcej ubrań, biżuterii, przyborów kuchennych, naczyń oraz kosmetyków. Wielokrotnie próbowałem rozmawiać z nią o tym, że trzeba części rzeczy się pozbyć, ale zawsze słyszę "nie mam siły, robiłam coś cały dzień, nie histeryzuj" i inne wymówki. Wszystko nabrało na sile odkąd w pobliżu naszego bloku otworzono biedronkę, do której wrzucają najróżniejsze cuda i Mama spędza tam godziny by znaleźć w koszach coś atrakcyjnego. Ostatnio był to stół, parasol ogrodowy (do bloku!!!), krzesło rozkładane, dwa czajniki elektryczne...TRAGEDIA. Przykłady można mnożyć. W 2004 roku Mama wygrała wypasiony ekspres do kawy, który nie został jeszcze nigdy użyty. Mama ma fioła na punkcie zdrowego jedzenia, dlatego nie spożywa tego napoju. Zawsze słyszę, że to dla gości, których w naszym domu po prostu nigdy nie ma. Liczba talerzy też zaskakuje (właśnie w odniesieniu do zerowego życia towarzyskiego w domu), bo jest ich na dwie osoby dokładnie...96 sztuk. Innym ciekawym przykładem jest garnek do przyrządzania egzotycznych potraw. Kilka razy użyty został odłożony na szafę. Zirytowany posypałem go białym proszkiem aby zobaczyć czy rzeczywiście Mama używa go kiedy nie widzę. Biały proszek jak był tak jest i to od 3 lat. Wszelkie próby nawiązania komunikacji w tej kwestii kończą się wymówkami, szantażem emocjonalnym i agresją. Kilka dni temu przyniosła nowy stół i mamy już w jednym pokoju trzy, choć na żadnym za bardzo nie można zjeść jak się nie przełoży sterty rzeczy na bok. Mama skończyła niedawno 60 lat. Mam obawy, że wszystko będzie się pogarszało i nie tylko w zakresie zbieractwa. Od pewnego czasu Mama stała się niesamowitą fanatyczką polityczną (kierunek prawica). Siedzi dzień i noc na komputerze, komentuje różne wiadomości oraz nie może żyć bez włączonego telewizora, choć go nie ogląda. Wszędzie widzi spiski - nie tylko w życiu publicznym, ale też prywatnym. Ostatnio sąsiadka z dołu położyła zraszacz na roślinkach, a Mama podejrzewała, że to podsłuch na nas... Absolutnie nie dopuszcza do siebie żadnej krytyki, nic. Do psychiatry jej nie umówię, bo się boi nawet pójść do zwykłego lekarza by zbadać żyły, więc nie wiem co mam zrobić. Boję się, że naprawdę z roku na rok będzie się wszystko tylko pogłębiało...