Dobry wieczór.
Zawitałam na to forum z oczywistych powodów. Jak większość osób tutaj mam problem. A mianowicie ze sobą.
Mam 21 lat, jestem młodą, zdrową (no, prawie!) osobą. Jestem wesoła, lubię pomagać, nie mam problemu z nawiązywaniem znajomości.
Moim problemem jest stres.
5 lat temu zmarła mi mama. Przejdę do rzeczy, bo - nie chcę pisać tego słowo w słowo - zrobiła to z własnej woli. Nic nie zapowiadało tego, nikt tego nie rozumie. Część mojej rodziny podejrzewa morderstwo ze strony jej byłego konkubenta.
Nie wiem, czy znajdą się tu osoby o posobnych przeżyciach/odczuciach. Chodzi mi mianowicie o zachowanie się człowieka po takiej sytuacji. Mój charakter zmienił się diametralnie, chociaż przyznam się, iż ze starego charakteru pozostało mi lenistwo. Poszukiwałam zastępstwa, tego fragmentu mojego serca, który nagle został oderwany. Części, która byłaby w stanie to zapełnić.
Uogólnię. Smierć rodzicielki zniosłam dość dobrze jak mi się zdawało. W gorszej sytuacji był mój brat i moi dziadkowie ze strony mamy (babcia(rodzicielka mamy) rodziła 7 razy i tylko moja mama przeżyła poród). Zamieszkałam z dziadkami i przyzwyczaiłam się do gadania, marudzenia. Chociaż niektóre słowa bolą i są nie do zniesienia - staram się być tutaj i im pomagać swoją osobą. Wiem, że to im pomaga.
Kilka miesięcy po śmierci matki związałam się z pewnym chłopcem. Opiszę swoje zachowanie w jeden sposób - żałuję tego. Chciałabym wymazać te kilka miesięcy z mojego życia. Pozwalałam mu krzywdzić mnie i wykorzystywać w brutalny sposób. Taka o to moja pierwsza miłość.
Obecnie ponownie jestem w związku i nastał kolejny problem. Mój poprzedni chłopak (drugi związek) był bardzo spokojnym, ułożonym człowiekiem. Bardzo mi pomógł przezwyciężyć psychiczny ból spowodowany obrzydzeniem do samej siebie po pierwszym partnerze, ale czasami w związkach po prostu nie wychodzi i żyjemy w zgodzie.
Żabki, biedronki, ludziki. Jak już wspomniałam jestem leniwym człowiekiem. Studiuję informatykę, sama nie wiem dlaczego. Poznałam tam jego. Jest fajnym facetem, który od czasu do czasu ma "kobiece dni".
Kiedy on nie ma humoru, albo nie odzywa się do mnie - potrafię zwymiotować, mieć dreszcze. To wszystko ze stresu.
Żaden egzamin, żadne kolokwium, czy nawet spojrzenie wroga nie jest w stanie spowodować u mnie takiej reakcji. Ja tego nie potrafię W OGÓLE zrozumieć, dlaczego mój organizm reaguje w ten sposób.
Podejrzewałam, że powodem może być następstwo po pierwszym związku. Bałam się wtedy, że na wypadek ewentualnej wpadki musiałabym z tamtym mężczyzną spędzić resztę życia. Biłby mnie i poniżał. Obecnie także - jak każde dziewczę, każda para - boję się wpadki, ale nie w ten sposób.
Zastanawiam się, czym jest spowodowany ten stres. Ten przeogromny, wpływający na moje zdrowie stres. Potrafi on trwać po kilka godzin, a ja w tym czasie.. jestem w innym świecie.
Być może większość tego, co napisałam jest błahe - ale nie rozumiem tego stresu, a byłam już u psychologa i on także nie potrafił stwierdzić co może być tego przyczyną.
Jednym słowem cześć! I wybaczcie za takie długie opowiadanie.