Skocz do zawartości
Nerwica.com

smoothie

Użytkownik
  • Postów

    20
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez smoothie

  1. dominik1622, bo tak jest łatwiej. Pisząc, nie trzeba zużywać tyle energii, nie ma tak dużego emocjonalnego obciążenia, nie trzeba martwić się o wygląd, można wyważyć swoje słowa, ubrać myśli w ładne opakowanie. Pisanie nie wymaga kontaktu wzrokowego, słuchania i reagowania niewerbalnie. To dla wielu osób to trudne. Jeśli piszesz, możesz być niedowartościowanym, nieśmiałym, cichym człowieczkiem, ale może nawet nikt tego nie zauważy, bo wyrażasz się swobodnie w formie, którą sam przemyślanie nadajesz. W kontakcie face-to-face trzeba się zdobywać na pewien wysiłek, a przede wszystkim chcieć poznawać drugiego człowieka i z nim, tak zwyczajnie, być. I tu powstają problemy, bo wszyscy, w mniejszym lub większym stopniu, potrzebują bliskości, ale nie wszyscy potrafią się nią ze sobą dzielić.

    This is sooo true.

     

    Dorzucając swoje 3 grosze, poczucie samotności, nie koniecznie rzeczywista samotność, to coś czego nienawidzę najbardziej.

     

    Jak radzicie sobie z tym wszechogarniającym poczuciem samotności ?

    Jezusieńku, chciałabym umieć sobie z tym radzić. Albo chociaż wiedzieć jak się za to zabrać by przestać to czuć.

  2. Jakkolwiek byś tego nie skończyła, nie będzie Ci później lekko. Uzależniłaś się od niego. Najzdrowiej by było, mimo wszystko, porozmawiać z nim, mając gdzieś to co sobie pomyśli/powie albo jak zareaguje. Tu chodzi o Ciebie, zadbaj o siebie, nie o niego. Zostaw go, ale jeśli uskutecznisz sytuację "gilotynę" i nagle znikniesz, to później będziesz tylko schła jak roślina, która desperacko potrzebuje wody. Kiedy z nim zerwiesz, ale poprzedzając to rozmową, to też będzie bolesne, jak cholera, ale myślę, że to będzie lepsze rozwiązanie niż zniknięcie. Czym prędzej poznaj nowych ludzi, jakieś nowe zajęcia, zajmij się czymś, a jego... zostaw.

  3. Witaj Klaudio! :)

    Problem z ludźmi w realu jest taki, że większość wydaje się jakby nic nie rozumieli, stoisz gdzieś na uboczu i tylko obserwujesz jak inni żyją po swojemu, a w internecie jest to, że roi się od perełek :) Albo psychopatów, ale na perełkach się skupmy.

    Mam nadzieję, że poznasz tu jakieś osoby, które zmienią Twoje postrzeganie rasy ludzkiej hehe :)

  4. Witaj! Też zapisałam się na to forum, żeby, kolokwialnie mówiąc, nie oszaleć do reszty. Na pewno coś tu dla siebie znajdziesz, pogadasz z kimś. Pozdrawiam! :)

  5. Witaj, też jestem tu nowa, ale gdyby odjąć od Twojego wieku 10 lat to opis jakby o mnie! :D Tyle ludzi tu sobie podobnych, na pewno Ci się tu spodoba :)

  6. Witam wszystkich i dziękuję za powitanie, bo tak naprawdę bałam się zajrzeć tu z powrotem by przeczytać odpowiedzi, ale jest miło! :)

     

    Te "ataki" były diagnozowane przez lekarzy?

    Niestety, z żadnym nie dotrwałam do momentu, gdzie je w jakikolwiek sposób nakreślam.

     

    Witaj,

     

    Podsumowując: to chyba nie jest najlepsze miejsce do nawiązywania nowych znajomości - sami psychole :)

    Właśnie dlatego napisałam! "Normalni" ludzie mnie martwią!

     

    włącz sobie radio

    Tried it, didn't work.

  7. Witam wszystkich, kilka miesięcy wstecz mój stan psychiczny nie należał do najlepszych i oto w ten sposób znalazłam to forum. Co nieco poczytałam, przestałam tu zaglądać dosyć szybko. Ale wróciłam.

     

    Siedzę sobie tak, czytam różne przypadki, wątki, różne różności i ogarnia mnie wstyd z powodu moich "problemów". Ale z drugiej strony zapytałam siebie "skoro czujesz się jak gówno odkąd pamiętasz to czemu nie spróbować poznać kogoś w podobnej sytuacji?" No i to był impuls by jednak napisać post powitalny.

     

    Nazywam się Marta, mam (za 3 dni) 21 lat i żyję na takiej sinusoidzie emocjonalnej odkąd pamiętam. Jestem chorobliwie nieśmiała, co nie pozwala mi normalnie funkcjonować, nigdy nie pozwalało. Ale z drugiej strony mam "artystyczną duszę", więc nie wstydzę się tego jak się ubieram, co robię, krępujący wstyd przychodzi wraz z interakcją z innymi ludźmi.

     

    Nie jestem pewna, czy będę umiała napisać to tak jakbym chciała, żeby to wyglądało, postaram się.

     

    Od dłuższego czasu odczuwam się tak, jakby w jednym ciele żyły dwie różne osoby. Skrajnie różne. Dodatkowo czuję jakby tak w zasadzie nikogo nie obchodziło to czy w ogóle istnieję, mimo, że wiem, że tak nie jest. Żyję w nieustannym smutku od dziecka, tak jakby smutek był stylem życia. Nie wiem czy wyrażam się jasno. Nie traktuje już tego smutku jako coś "co trzeba naprawić" tylko sposób w jaki żyję. Jednocześnie wiele rzeczy, sytuacji przeżywam bardzo dogłębnie i jednocześnie mam wrażenie, że nic mnie nie dotyka, że jestem na ciągłej znieczulicy.

     

    Mam ogromne problemy z koncentracją, trochę mniejsze z pamięcią. Nie umiem liczyć, policzenie do 10 bez pomyłki jest dla mnie typowe i nie jestem pewna czy to dalej brak koncentracji czy może jestem w jakiś sposób upośledzona w tym aspekcie, ale tez niczego sobie nie wmawiam. Przedmioty ścisłe w szkole była dla mnie gorzej niż koszmarem.

     

    Od roku dzieją się w moim życiu rzeczy, które, że tak powiem ciągle wpieprzają mnie do pralki, która wiruje, szarpie mną i potem wypluwa, a ja coraz bardziej zdezorientowana i wymięta z emocji nie wiem jak sobie radzić z życiem codziennym. Z ludźmi, którym mam wokół siebie.

     

    W lutym zeszłego roku pochowałam babcie, na pogrzebie dostawałam oczywiście spazmów, wyłam jak dzieciak, który nie potrafi przestać płakać, ale z 2 strony babcia nie znaczyła dla mnie wiele, tak jak wspomniałam wcześniej - znieczulica.

    Miesiąc później poznałam chłopaka, w którym się zakochałam do szaleństwa, niestety, los chciał aby mieszkał kilkaset km ode mnie. Pewnego dnia, we wrześniu, jakby to ująć, przestał istnieć. Nie odezwał się już nigdy więcej. Zniszczyło mnie to emocjonalnie, czułam się wewnątrz jakby mnie ktoś obdarł ze skóry i posypywał regularnie solą. Podczas "związku" z nim, bardzo poważnie pokłóciłam się z najlepszą przyjaciółką co też zostawiło po sobie blizny. To wszystko może brzmieć trywialnie, ale rozwinięcie tych historii musiałoby zająć zbyt dużo miejsca. Do czego dążę to to, że co jakiś miesiąc, dwa coś się dzieje takiego, że ścina mnie z kolan, potem żyję, w zasadzie nie żyję, tylko dryfuję, aby przetrwać z dnia na dzień. Całymi dniami siedzę w domu, od kilku lat śpię w dzień, nie śpię nocami, jak dziś. Jestem cholernie lękliwa. A z 2 strony jeśli ktoś chce mnie wyciągnąć z domu to nie mam z tym problemu, z bliskimi raczej jestem śmieszkiem i mam jakąkolwiek charyzmę, co jest paradoksem. Mieszkam z rodzicami, przed którymi udaję jaka jestem naprawdę, bo za moje poglądy, przekonania lub przeżycia z przeszłości najpewniej wyrzuciliby mnie z domu. Nie żyję z nimi najlepiej. Zaraz po poznaniu tego chłopaka, nie zdałam szkoły, tak szkoły. Jestem osobą, która jesli ma więcej niż jedną rzecz do wyboru to głupieje i nie wybiera ostatecznie nic. To jest chyba najgorsza moja cecha. Wchodząc w dorosłość dosłownie nic nie jestem w stanie podjąć bo głupieje i panikuję. Jest też tak, że ledwo wychodzę z domu, ale kiedy już coś robię, to to jest dosłownie materiał na scenariusz do filmu. Mam niebywałe przygody. W międzyczasie chodziłam do psychologa, psychiatry, na DDA, wszystko na raz, jakieś ćwiczenia radzenia sobie ze stresem, typu jak oddychać itp... Mam poczucie, że sama siebie nie rozumiem.

     

    Jest jeszcze jedna, ciekawa kwestia. Mam raz, dwa razy do roku ataki totalnego szału, agresji, w którym jestem w stanie zrobić krzywdę najbliższym nie zważając na nic, dostaje takiej siły i odmóżdżenia, że nie jestem w stanie nad sobą zapanować. Wrzeszczę, wije się, biję wszystko i wszystkich, zachowuję się jak obłąkana. Potem mam krwotoki z nosa i drgawki, nie zawsze, ale zdarza się, zależy od siły "ataku". Wystarczy powiedzieć o słowo za dużo, powiedziec coś co mnie zdenerwuje by wywołać lawinę. W całym tym znieczuleniu, czuję się jak tykająca bomba... Potem ten wstyd przed innymi. Odstawiłam nawet alkohol, aby nie prowokować się do zbyt częstego dostawania szału, ale jako dziecko dostaławałm takie ataki na trzeźwo więc boję się, że kolejny to tylko kwestia czasu... :(

     

    Celem tego postu jest sprowokowanie kogoś, kto "też czuje sie jak gówno i w zasadzie nie wie o co mu chodzi" o poznanie się? I może nawiążę jakieś znajomości? Teraz potrzebuję kontaktu z kimś, z kimś nowym, kto ma podobny charakter albo cokowlwiek. Proszę też o wyrozumiałość, jestem "świeżym" forumowiczem.

×