Skocz do zawartości
Nerwica.com

mrbiggy

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez mrbiggy

  1. Siemka. Zastanawiam się czy ktoś miał podobny problem kiedyś i może udało mu się z tego wyjść? Byłem kiedyś duszą towarzystwa, trafiłem potem do słabej szkoły i tam się trochę zamknąłem Do tego pochłonęło mnie w tym czasie uzależnienie od gier komputerowych i ten "virtual life" wydawał się wtedy dość fajny. Teraz jest mi strasznie ciężko złapać kontakt z ludźmi, niepotrzebnie się stresuję, sprawiam wrażenie niedostępnego - trzymającego duży dystans. Trzeba przyznać, że ten stan mija po 2-3 piwach. Wtedy jestem po prostu zrelaksowany i jestem innym człowiekiem - podobnym do tego co kiedyś byłem Chciałbym po prostu codziennie czuć się wolnym od przejmowania się pierdołami takimi jak rozmowa z kimś, jak wypadnę itd... Czyli tak, jak po tych 2-3 piwach. Oczywiście alkohol pije sporadycznie, ale porównanie do tych piw dobrze odzwierciedla sytuację. Czy to objaw może jakiejś przypadłości, choroby czy czegoś? Czy macie pomysły jak się po prostu zrelaksować i mieć w dupie co reszta myśli, a zamiast tego stać się otwartym?
  2. Siemka, mam bardzo kochaną mamę i chciałbym jej pomóc, nie wiem jak. Nie znam się jeszcze na psychologii, choć zawsze mnie to interesowało :) Co jej jest? Zacznę od tego, że miała w życiu kilka bardzo poważnych operacji. Aktualnie ma poważne problemy z kręgosłupem i dość trudny wybór, ponieważ operacja jest bardzo ryzykowna, a nieoperowanie skutkuje uciążliwymi bólami i większym zaawansowaniem choroby. Ma bardzo ciężka pracę fizyczną, w której czuje się źle (wykończenie fizyczne i psychiczne), a więc jest generalnie niezadowolona z życia. Chodzi do pracy i nie odpuszcza ani jednego dnia, ale widzę jak jej ciężko. Do tego problemy rodzinne ze strony jej matki, którymi się martwi, alkoholizm jej matki i te sprawy. Problem jest taki, że wszystko bierze bardzo do siebie (wcześniej tak nie było), ma bardzo zaniżoną wartość siebie, analizuje różne rzeczy w swojej głowie i przekręca na obraz nierzeczywisty. Przykład: ktoś z rodziny powiedział w beznadziejnie nieudolnym żarcie "trzeba było się uczyć, to byś miała lżej". Jestem pewien, że był to tzw. suchar. Natomiast matka widzi to tak, że ta osoba jej nie lubi, nie chciałaby jej widzieć, ma ją za osobę nieudolną itd..... czyli wyolbrzymia to tak, że się nie mieści w głowie, ponieważ ta osoba z rodziny darzy ją dużym szacunkiem. Przykład 2: uważa, że na Święta, rodzina potrzebuje ją tylko po to żeby "usługiwała", czyli ugotowała obiad, podała wszystkim, umyła itd itd itd. Myśli, że gdyby powiedziała, że nie może gotować, to nie byłaby mile widziana, co też jest absurdem bo wszyscy ją kochamy i nikt złego słowa by o niej nie powiedział. Gdy spokojnie jej tłumacze, obiektywny obraz, ona nie wierzy, nie da się przekonać i zapiera się jak się da i od razu płacze. Na koniec stwierdzi, że nie widzę tej sytuacji tak jak ona, i że ona ma rację. W ostatnim czasie zaczęły drgać jej brwi. Wizyta u psychologa też odpada, bo wtedy "ja jestem jej wrogiem", uważam ją za głupią itd itd itd itd itd itd itd. Nie mam pojęcia jak jej pomóc, czy to jest nerwica, czy depresja? Staram się ją odciążyć, rozmawiać, pomóc w gotowaniu obiadu, żeby zrozumiała, że jest bardzo ważna. Ale szczerze mówiąc gówno to daje
  3. Siemka, mam ogromny problem z którym nie potrafię sobie poradzić od lat. Jesteśmy parą już 6 lat, mamy po 24 lata. Obojgu nam bardzo zależy. Niestety moja partnerka podnosi ton, a mówiąc wprost - w sytuacji gdy coś nie jest po jej myśli to krzyczy. Gdy się to dzieje, to nigdy mnie nie obraża. Po prostu krzyczy. Zauważyłem, że nie dzieje się to bez powodu, czyli nie ma nieuzasadnionych humorków. Taka sytuacja ma tylko i wyłącznie miejsce, gdy moje zdanie jest przeciwne. Przykład: Ona chce kupić telewizor. Ja sugeruję jej, że ten który ma jest dobry i nie ma potrzeby kupować, lepiej przejść się za te pieniądze do kina parę razy i sobie odłożyć resztę. Ona dalej argumentuje swoje racje, a gdy dalej jestem nadal przeciwny momentalnie podnosi ton i krzyczy. Wtedy ja się denerwuję, że na mnie krzyczy, skoro nie ma powodu (nie obchodzi mnie wtedy nawet ten telewizor już). Wtedy ja również potrafię podnieść ton. Ona natomiast nie zdaje sobie sprawy kiedy nawet podnosi ten ton i przechodzi to w krzyk. I tak jest bez przerwy. Nie mam problemu żeby uznać jej rację, gdy jest to racjonalne. Dodam, że ja byłem wychowywany w domu typu oaza spokoju, w którym obowiązywało prawo argumentów, a nie prawo dżungli Ona przeciwnie, krzyki to sposób na rozwiązanie problemów i nie są dla niej niczym szczególnym. Czuję się z tym fatalnie i nie wiem jak sobie poradzić, jestem bliski zakończenia tego związku choć chciałbym żeby była moją żoną i spędzić z nią życie. Ona również by tego bardzo chciała, ale ja po prostu nie mogę już wytrzymać takiego zachowania (nie mieszkamy ze sobą jeszcze). Dużo rozmawiamy na ten temat, ona zdaje sobie sprawę, że nie powinna tak robić. Natomiast mówi, że postara się poprawić i nic się z tym nie dzieje. Wywnioskowaliśmy, że dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że tak była wychowywana i to pewien jej wzór postępowania. Odbiór tego z mojej strony jest być może skrajny w drugą stronę.
  4. Witam, jestem Artur 24 lata. przyznam szczerze, że od dłuższego czasu miałem zamiar dołączyć do forum, liczę, że pomoże mi to przezwyciężyć życiowe problemy, a jeśli przy okazji uda mi się i komuś w jakiś sposób pomóc czy wesprzeć to będzie super.
×