Skocz do zawartości
Nerwica.com

AgaJoa

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez AgaJoa

  1. AgaJoa

    Mirtazapina

    No jasne! Z orgazmem chodziło mi o porównanie nie jakości lecz intensywności doznania - podnie jak w przypadku fal gorąca przy np. przekwitaniu: są jak orgazm - nie można ich mieć i tego nie wiedzieć (co nie znaczy zaraz, że są odczuwane równie przyjemnie :). Choć wiem, że depresja może ciągnąć się za człowiekiem miesiącami, a nawet latami, i pozostawać niezauważona. Moja depresja to jednak pożar. I owszem, wybieram się do psychologa, ale nie pokładam w terapii zbyt dużych nadziei
  2. AgaJoa

    Mirtazapina

    Witam moi drodzy, jest to mój pierwszy wpis na forum i niestety pierwsze doświadczenie z depresją. Gdzieś wyczytałam, że depresja nie jest skutkiem obciążających wydarzeń lub wpływu naszego otoczenia, ale brakiem posiadania odpowiednich strategii radzenia sobie z danym problemem i niewłaściwego do niego nastawienia. Ich choć jest to logiczne i banalnie proste, to cały kłopot w tym, że będąc w depresji nic nie wydaje się ani logiczne ani proste. A już na pewno nie w zasięgu naszych możliwości. Najwyraźniej całe moje życie jakoś udawało mi się radzić sobie z problemami, aż do teraz. Nie będę za wiele pisać i skupię się na pytaniu, które chciałabym Wam zadać, bo moje doświadczenie w tej dziedzinie jest znikome. Otóż będąc na skraju wyczerpania psychicznego i fizycznego udałam się do lekarza rodzinnego, który przepisał mi mirtazapinę. Wtedy jeszcze myślałam, że to załamanie nerwowe, że muszę się uspokoić i na spokojnie wszystko przemyśleć. Lek zaczął działać praktycznie od razu - mogłam wreszcie jeść i spać. Właściwie tylko o to mi chodziło. Stale jednak ciągnął się za mną ten cały depresyjny cyrk w postaci (nieuzasadnionego?) lęku lub ataków paniki, smutku, poczucia beznadziejności, bezsilności, wyrzutów sumienia, złości. Z czasem jednak wszystko zaczeło się uspakajać (po około 2 tygodniach) i pozostało tylko poczucie przygnębienia, smutku i bezsilności. Po miesiącu byłam już niemal sobą, choć wciąż z cieniem niepewności i uległości. Uznałam, że wszystko się już naprawiło i mogę wkońcu tego psychotropa odstawić. Długo się nie nacieszyłam swoim szczęściem, a depresyjny cyrk powrócił w ciągu kilku dni z całym swoim repertuarem. Jest źle i już się nie łudzę, że jakoś przejdzie. Depresja jest jak orgazm - jak przychodzi, to nie ma mowy o pomyłce - totalny pożar duszy i ciała. Zapisałam sie do psychologa, choć w obecnym stanie nie bardzo wierzę w skuteczność terapii. I tu moje pytanie: mirtazapina właściwie dobrze na mnie działała, nie biorę jej jednak dalej, bo nie chcę żyć w pozornym szczęściu ze świadomością, że tylko blokuje ona we mnie destrukcyjne myśli i odruchy. Wystarczyło odstawić lek na chwilę, a wszystko wróciło. A może się mylę? Czy mirtazapina może leczyć w przypadku dłuższego zastosowania? Czy to jednak tylko blokowanie, odroczenie umierania, aby chwile odsapnąć i starać się naprawiać (np na terapii). I czy to nie paradoks? - jeśli po leku poczuję się dobrze, to wcale nie będę odczuwać potrzeby terapii. Będę wdzięczna za wasze doświadczenia. Tylko proszę o niekopanie leżącego.
×