Skocz do zawartości
Nerwica.com

kamikaze

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia kamikaze

  1. kamikaze

    jestem na dnie

    Leczę się od stycznia bieżącego roku. Problemy w zasadzie zaczęły się jakoś w październiku. Wiedziałam, co oznaczają - jakieś 5 lat temu zaliczyłam już epizod depresyjny i zaburzenia lękowe. Po roku leczenia było mi trochę lepiej, odstawiłam leki samodzielnie, na terapii nie byłam. Teraz obiecywałam sobie, że będzie inaczej. Pierwsza psychiatra na którą trafiłam wypisała mi tylko esci i kazała brać. Zapomniałam jak wyglądają początki na ssri i autentycznie chciałam umrzeć. Nie wiedziałam jak tłumaczyć nieobecności w pracy, bo nie byłam w stanie się wyczłapać z łóżka, nie wspominając o jakimkolwiek innym funkcjonowaniu. Lekarka miała mnie w d, nie odbierała telefonu i nie chciała mi wypisać nic dodatkowo. Potem znalazłam super lekarza. Pierwsza wizyta trwała dłuuuugo, przepisał mi paroksetynę i dorzucił jakieś uspokajacze na początek - lorazepam, potem tranxene. Nie musiałam brać tego długo, bo paro zadziałało okej i jak poczułam się lepiej, gość dał mi namiar na dobrą terapeutkę no i miałam się zapisać, jednocześnie biorąc leki. Niestety wrodzony pracoholizm nie doprowadził mnie do gabinetu terapeutki, nie miałam czasu nawet na wykonanie do niej telefonu. Dwa tygodnie temu miałam w pracy mocno stresującą sytuację, mój pracownik popełnił mnóstwo błędów przez co wyszłam na idiotkę na spotkaniu. Popłakałam się wtedy przy 8 obcych osobach. Od tamtej pory nie mogę się pozbierać. Do pracy chodzę w kratkę, powiedzmy, że stanowisko mi na to pozwala. Powoli dochodzę do paczki papierosów dziennie i non stop piję alkohol. Można powiedzieć, że piję już codziennie. Wczoraj wypiłam butelkę wina. Dziś rano czułam się fatalnie, objawy nerwicy wróciły, trzęsące się ręce, problemy z oddychaniem, miękkie nogi i tak dalej. Przywaliłam więc tranxene z silnym postanowieniem, że koniec z alkoholem, bo rujnuję całą terapię, a przecież było już nieźle! A teraz piję drugiego drinka. Czuję się tak okropnie słaba. Mam wrażenie, że jestem już alkoholiczką. [przed tą akcją w pracy też piłam, ale dużo mniej] Każda stresująca sytuacja kończy się pustą butelką wina i tabletkami. Wiem, że jestem idiotką i łączenie takich leków z alkoholem może się źle skończyć, ale nie umiem się opanować. Dobija mnie presja. Nie pójdę na L4 z pieczątką psychiatry, nie mogę wziąć dłuższego urlopu, bo mamy teraz za dużo pracy. Mam wrażenie, że ciągle ktoś czegoś ode mnie oczekuje i naciska, ciągle presja, że powinnam była postąpić inaczej, być inna. Mój plan na dzisiejszy wieczór: zapalę, dopiję drinka, wezmę prysznic, może znów zapalę, łyknę zolpidem na lepszy sen i nadzieją na jutrzejszy lepszy humor! Gratulacje kamikaze, niżej jeszcze nie byłaś! Dobrej nocki! Mam nadzieję, że u was lepiej
×