Skocz do zawartości
Nerwica.com

Abisia

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Abisia

  1. Witajcie, jestem tu nowa, chociaż długo zaglądałam z zamiarem napisania... tytuł posta chyba mówi wszystko: jestem w związku z mężczyzną i z PTSD. Obydwoje jesteśmy po złożonych traumach (przemoc psychiczna, fizyczna, seksualna o przedłużonej ekspozycji). Obydwoje ucieczkowi ze skłonnością do panicznych, histerycznych reakcji, z próbami samobójczymi włącznie... A reszty łatwo się domyślić, jest jak na huśtawce: rozumiemy się bez słów, opiekujemy się sobą nawzajem, jest ciepło cudownie blisko, świetnie się razem bawimy i możemy na siebie liczyć - aż nagle TRACH pęka wszystko... czasem on, czasem ja w jednej chwili burzymy wszystko, cały nasz świat... potem przychodzi rozpacz i wyrzuty sumienia, gorące przeprosiny i obietnice że nigdy więcej, i znów jesteśmy w raju trzy czy cztery dni, aż znów któremuś nastrój padnie i zada cios... Nie wiem jak ubrać w słowa to co mam na myśli... nasza miłość została wypróbowana na tyle sposobów i zawsze, zawsze mogliśmy na siebie liczyć. Byliśmy nawet bezdomni przez krótki czas. Ale STRACH jest tak wielki że czasem myślę że któreś z nas w końcu nie da rady, ucieknie na dobre albo zrobi coś strasznego, albo umrze z rozpaczy... Zadajemy sobie niepotrzebny ból, odrzucamy się nawzajem i za chwilę błagamy "nie opuszczaj mnie"... Ja panicznie boję się obojętności, gdy on ma gorszy nastrój uciekam lub na siłę szukam kontaktu - on wtedy reaguje złością. W jednej chwili przytula mnie i głaszcze, by za parę minut pod wpływem nagłej zmiany nastroju (bo np zdenerwował się stanem swojego konta) powiedzieć że mnie nie kocha... wpadam w rozpacz i rozpadam się na kawałki, on wtedy przemienia się w rycerza i składa mnie do kupy znów na parę dni, znów parę dni jest cudownie i znów któremuś odbija bez powodu, i niszczy wszystko jednym słowem... Nie wiem po co to piszę, jestem już tak bardzo zmęczona, i tak bardzo boję się kolejnego odpływu...
×