Skocz do zawartości
Nerwica.com

Borka3

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Borka3

  1. Dziekuje J-23 za to co napilas/es. Masz w tym wszystkim racje, najgorsze jest to ze ja mam swiadomosc tego o czym piszesz, ale ogromny brak sil zeby walczyc tymi lekami i ich nawroty odbieraja sens wszelkich dzialan, nawet ponownego rozpoczecia terapii, sprowadzajac wszystko do poczucia ze to i tak nic nie da i ostatecznie skoczy sie to szpitalem psychiatrycznym albo po prostu samobojstwem...wiem ze na ten moment tylko tak potrafie czuc, bo jestem w leku i chyba w dodatku w depresji, dlatego nie widze zadnych rozwiazan i brak mi wszelkiej motywacji, czuje ze powinnam chyba rowniez skierowac sie w strone lekow uspokajajacych i moze przeciwdepresyjnych, zeby moc ruszyc do przodu, ale bardzo nie chce ich brac...tylko ze moj umysl i cialo sa juz mocno wycienczone, a przeciez musze chodzic do pracy i jakos funkcjonowac, co z reszta robie ale jest to okupione wielkim wysilkiem...czy cos sie wydarzylo w moim zyciu? Jesli chodzi o traumatyczne wydarzenia to nie...po prostu (i moze az) dorastalam w rodzinie gdzie ojciec byl depresyjny, a matka obsesyjna, na punkcie kontroli i perfekcyjnosci, a ja nigdy nie spelnialam jej oczekiwan...stad moja psycholog tlumaczyla ogromnie zanizone poczucie wlasnej wartosci, mysli agresywne i mordercze jako wyraz niewyladowywanych emocji, bycia niesluchanym i nie branym pod uwage jako dziecko, no i oczywiscie w domu tematy seksualne byly tematami tabu, biorac pod uwage oromna religijnosc moich rodzicow seks sam w sobie byl grzechem dlatego psycholog tlumaczy obsejse seksualne jako taki podswiadomy rodzaj samokarania sie. Lek przed opuszczeniem przez partnerow powodowal ze ja w duzym stopniu podswiadomie uczestniczylam w destrukcji tych zwiazkow, a teraz lek przed tym ze opuszcze mojego partnera nie wiem czego jest wyrazem...strachu przed nowym, nieumiejetnosci prawdziwego funkcjonowania w zwiazku ktory nie jest toksyczny? Moj lek ma na to tylko jedna odpowiedz...zostawisz go i zniszczys siebie i jego. Lek: 1 ja: 0
  2. Witam wszystkich! Na stronach tego portalu wielokrotnie znajdywałam pocieszenie i ukojenie, widząc, że wielu ludzi przeżywa podobne potyczki z nerwicą co ja i wielu potrafi z nią wygrać, albo przynajmniej w miarę możliwości normalnie żyć. Dziś po raz kolejny dla mnie nadchodzi trudny moment w mojej walce i czuję, że chciałabym się tym po prostu podzielić. Walczę z nerwicą i lękami już od kilku lat, a lęki i obsesje pojawiają się wciąż w nowej postaci, jedne gorsze od drugi przykuwając mnie do ziemi za każdym razem kiedy chcę się podnieść. W swojej historii miałam już myśli obsesyjne o chorobie psychicznej, robieniu krzywdy bliskim i obcym (noże ostre narzędzia itd.) i te z najgorszych o których ciężko mi nawet pisać…o jedzeniu odchodów czy innych obrzydliwości i o podłożu seksualnym, czyli najobrzydliwsze sceny dotyczące bliskich, nieznajomych, dzieci a nawet zwierząt, nie umiałam funkcjonować z tym co pojawiało się w mojej głowie, miałam się za najgorszego dewianta, który powinien być wykluczony ze społeczeństwa…terapia nauczyła mnie w miarę z tym żyć i lekceważyć te myśli, co do tej pory nie zawsze mi się udaje. Ogromny problem dotyczył budowania związków, w których jak możecie sobie wyobrazić relacje seksualne są bardzo trudne kiedy w głowie ma się takie okropności…ale w tych związkach problemem był także obsesyjny lęk o tym ze zostanę opuszczona przez partnera i też tak się działo, bo zostawiali mnie jeden po drugim…od roku jestem w związku, dobrym związku, gdzie ja i partner czujemy się dobrze ze sobą, on wie o mojej nerwicy i ją akceptuje, chcemy wspólnie zamieszkać, a ja nigdy jeszcze nie byłam w tak udanym i partnerskim związku jak teraz i tutaj czas na nowy lęk, a mianowicie od kilku miesięcy wraca on jak bumerang, aby teraz wybuchnąć z pełną siłą…lęk że tym razem to ja go przestanę kochać, albo co gorsza, że już go nie kocham, że go porzucę, skrzywdzę jego i siebie i zostanę sama i zniszczę swoją życie i naprawdę dobra relację, która mi się przytrafiła. Lęk jest na tyle silny, że boję się przebywać z moim partnerem sam na sam bojąc się ze raz poczuję np. do niego obrzydzenie i zaraz nie będę go chciała nawet dotknąć, więc cały czas sprawdzam obsesyjnie w moich myślach czy to nie następuje, analizuje, boję się, mówię sobie że go kocham, bo wierzę, że ta miłość nie zniknęła, tylko jest ukryta za ogromnym lękiem oraz wszystkimi objawami fizycznymi, o których nie będę już tu wspominać. Mój lęk wygrywa ze mną ciągle rozkładając mnie na łopatki…Tak bardzo się boję…tak bardzo się zapadam, lata terapii, okres brania leków, a ja zadaje sobie jedno tylko pytanie…czy to się kiedyś skoczy, czy jest jakaś szansa z tego wyjść? Chwilami tracę nadzieję na normalne życie, tracę wiarę i sens…a tak bardzo chciałabym po prostu normalnie żyć…
×