Witam wszystkich! Na stronach tego portalu wielokrotnie znajdywałam pocieszenie i ukojenie, widząc, że wielu ludzi przeżywa podobne potyczki z nerwicą co ja i wielu potrafi z nią wygrać, albo przynajmniej w miarę możliwości normalnie żyć. Dziś po raz kolejny dla mnie nadchodzi trudny moment w mojej walce i czuję, że chciałabym się tym po prostu podzielić. Walczę z nerwicą i lękami już od kilku lat, a lęki i obsesje pojawiają się wciąż w nowej postaci, jedne gorsze od drugi przykuwając mnie do ziemi za każdym razem kiedy chcę się podnieść. W swojej historii miałam już myśli obsesyjne o chorobie psychicznej, robieniu krzywdy bliskim i obcym (noże ostre narzędzia itd.) i te z najgorszych o których ciężko mi nawet pisać…o jedzeniu odchodów czy innych obrzydliwości i o podłożu seksualnym, czyli najobrzydliwsze sceny dotyczące bliskich, nieznajomych, dzieci a nawet zwierząt, nie umiałam funkcjonować z tym co pojawiało się w mojej głowie, miałam się za najgorszego dewianta, który powinien być wykluczony ze społeczeństwa…terapia nauczyła mnie w miarę z tym żyć i lekceważyć te myśli, co do tej pory nie zawsze mi się udaje. Ogromny problem dotyczył budowania związków, w których jak możecie sobie wyobrazić relacje seksualne są bardzo trudne kiedy w głowie ma się takie okropności…ale w tych związkach problemem był także obsesyjny lęk o tym ze zostanę opuszczona przez partnera i też tak się działo, bo zostawiali mnie jeden po drugim…od roku jestem w związku, dobrym związku, gdzie ja i partner czujemy się dobrze ze sobą, on wie o mojej nerwicy i ją akceptuje, chcemy wspólnie zamieszkać, a ja nigdy jeszcze nie byłam w tak udanym i partnerskim związku jak teraz i tutaj czas na nowy lęk, a mianowicie od kilku miesięcy wraca on jak bumerang, aby teraz wybuchnąć z pełną siłą…lęk że tym razem to ja go przestanę kochać, albo co gorsza, że już go nie kocham, że go porzucę, skrzywdzę jego i siebie i zostanę sama i zniszczę swoją życie i naprawdę dobra relację, która mi się przytrafiła. Lęk jest na tyle silny, że boję się przebywać z moim partnerem sam na sam bojąc się ze raz poczuję np. do niego obrzydzenie i zaraz nie będę go chciała nawet dotknąć, więc cały czas sprawdzam obsesyjnie w moich myślach czy to nie następuje, analizuje, boję się, mówię sobie że go kocham, bo wierzę, że ta miłość nie zniknęła, tylko jest ukryta za ogromnym lękiem oraz wszystkimi objawami fizycznymi, o których nie będę już tu wspominać. Mój lęk wygrywa ze mną ciągle rozkładając mnie na łopatki…Tak bardzo się boję…tak bardzo się zapadam, lata terapii, okres brania leków, a ja zadaje sobie jedno tylko pytanie…czy to się kiedyś skoczy, czy jest jakaś szansa z tego wyjść? Chwilami tracę nadzieję na normalne życie, tracę wiarę i sens…a tak bardzo chciałabym po prostu normalnie żyć…