Skocz do zawartości
Nerwica.com

kotek e

Użytkownik
  • Postów

    4 519
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez kotek e

  1. Alternatywy 4, to dla mnie klasyka. Nie pamiętam ile już razy oglądałam powtórki.

     

    "-Ja pana pociągnę do odpowiedzialności.

    -To ja pana pociągnę."

     

    "-...i jak to wygląda? Jak gówno w lesie"

     

    "...połóż się z dziadkiem do kołyski i mów mu na ty; ty cieciu jeden"

  2. Raczej w swoim wyborze nie kieruj się jedynie wysokością stypendium, ale również np. tym, co bardziej Cię interesuje. Pomyśl jak będziesz uczył się czegoś, co jest dla Ciebie nudne i niezrozumiałe. Życie ma być fajne, a co do przyszłej pracy-niewielu ma szczęście pracować w wyuczonym i do tego wymarzonym zawodzie.

    (studia-najlepszy, jak dotąd, okres w moim życiu i do tego jeszcze bez choroby; żeby tak móc cofnąć czas; korzystaj z życia!) :papa:

  3. Swego czasu, kiedy korzystałam z komunikacji publicznej miałam następującą sytuację: siedziałam w tramwaju, na jednym z przystanków wsiadło więcej pasażerów, m.in. jakiś pan, któremu pewna pani wskazała wolne miejsce. On nie skorzystał i jechał stojąc. W pewnym momencie motorniczy gwałtownie zahamował, stojący ludzie "polecieli" jeden na drugiego, a wyżej wspomniany pan nadepnął mnie. Ponieważ nienawidziłam, kiedy ktoś się do mnie dotykał, tak mnie to rozwścieczyło,że, wykorzystując zamieszanie w tramwaju, kopnęłam tego gościa i udawałam, że to nie ja. :mrgreen:

  4. Tutaj jestem wśród "swoich". Kurczę, jak ja to znam...Swego czasu też mieszkałam w wynajmowanych pokojach. Byłam już wtedy chora, ale nie wiedziałam o tym, więc też się nie leczyłam, ale i moja choroba nie była tak zaawansowana, jak to się stało później, nie była zatem tak bardzo uciążliwa. Teraz mieszkam w domu rodziców, mam swój pokój, do którego nikt nie ma wstępu. Wychodząc z domu, zamykam go na kłódkę. Mam swoje absurdalne zasady postępowania w pokoju, dotyczące dotykania "zawartości" mojego lokum. Nawet nie wiem, jak to ująć w słowa, chyba dlatego, że są to kompletnie bezsensowne zasady. Na początku choroby nie znosiłam, jak ktoś się o mnie otarł.W zatłoczonych środkach komunikacji miejskiej nie było o to trudno. Po czymś takim zawsze musiałam wytrzeć ręką miejsce, które ktoś dotknął. W domu wycierałam wszystkie ubrania i oglądałam je centymetr po centymetrze. Sypiałam po 4-5 godzin na dobę, bo nie "wyrabiałam" się z tym wszystkim.Teraz tego nie robię, ubrania wytrzepuję, zajmuje mi to o wiele mniej czasu. Ale w zestawie ubrań, w których wychodzę z domu, na pewno nie usiądę na kanapę lub fotel w moim pokoju (chociaż po zdjęciu ich z siebie mogę je położyć na tę kanapę lub fotel- to jeden z absurdów w moim postępowaniu). Nie mogę po zdjęciu tych ubrań przebrać się w "ciuchy" domowe, dopóki się cała nie umyję. Myję się ze stoperami w uszach, żeby niczego nie usłyszeć, co mogłoby mnie zaniepokoić, rozproszyć podczas mycia się, bo wtedy mogłabym np. zapomnieć umyć którąś część ciała, lub też zdenerwować się jakimś odgłosem, spocić się z tego powodu, i ostatecznie mimo, że będę umyta, nie będę świeża i czysta. Jakie to wszystko jest żałosne, ale mogłabym tak jeszcze długo. Cieszę się, że kiedy ja studiowałam i mieszkałam w trzyosobowym pokoju w akademiku nie byłam chora, bo teraz nie mam pojęcia, jak miałoby to wszystko wyglądać. Pomyśl bei może o oddzielnym pokoju, jeśli pod względem finansowym nie stanowiłoby to problemu. Chociaż, z drugiej strony, może ta sytuacja pomoże Ci. Ja np. zauważyłam, że jeśli przez jakiś czas nie wykonuję jakiejś natrętnej czynności, lecz nie dlatego, że sobie zabraniam tego, tylko dlatego, że nie wykonuję normalnej czynności, z którą powiązane jest natręctwo-wracając do owej normalnej czynności, nie odczuwam już tak przemożnej potrzeby wykonania przy niej tego całego obrzędu rytuałów. Tak jakbym to robiła wcześniej już bardziej z przyzwyczajenia, a nie z lęku...

  5. Ze spóźnianiem się do pracy, to jest fakt, ja prawie zawsze byłam po czasie, w najlepszym przypadku punkt 8. Ile nerwów mnie to kosztowało...i obiecywanie sobie w drodze do pracy:jutro wstanę wcześniej, żeby zdążyć, wystarczy 5 minut i nie będę spóźniona :blabla: . I następnego poranka te same postanowienia. Zrobiłam sobie dzisiaj szczegółową listę czynności, które jutro chcę wykonać(nie chcę, ale muszę-piszę "chcę", ponieważ moja psycholożka twierdzi, że lepiej jest mówić "chcę", niż "muszę").Pochwalę się jutro, albo poużalam, jak mi poszło.

×