Od dawna, a moze i całe życie mam problem z jakąś społeczną lękliwością. W sumie to już od zerowki tak miałem. Pamiętam, że nie bawiłem sie z dziecmi tak jak wszyscy, tylko siadałem na ławeczce przy ścianie i tak siedziałem całymi dniami patrząc, jak reszta sie bawi. W końcu po jakimś czasie jakiś śmialy chłopak wciągnął mnie do zabawy i potem już sie nie wstydziłem. Mozna powiedzieć, że zostało mi to na całe zycie. Obawiam sie sytuacji związanych z jakimiś grupami ludzi. Np. teraz, ide na studia, będe mieszkac w akademiku i juz sie stresuje, sam nie wiem przed czym. Wydaje mi sie, , ze moge nie zostac zaakceptowany, ze nie bede mogl sie dogadac, ze ani książki nie poczytam(szczegolnie psychol/giczene tytuly, bo pewnie ktos by pomyslal, ze ejstem rąbnięty - jestem, ale nie muszą o tym wiedzieć), ani sie nie wyspie, zero prywatnosci i ogolnie będzie mi zle mieszkac z 3os w pokoju Najchętniej poszedłbym na mieszkanie najlepiej z pokojem jednoosobowym i w sumie znalazłem jakąś oferte 300+media. Ale ja ze wszystkim mam problem . Na mieszkaniu mysle, sobie, ze tez bedzie mi głupio np przebywać z jakąś osobą w kuchni, czy cos (jesli nie będe umiał z nią rozmawiać) Ja mam ze wszystkim problem i nie mam pojęcia jak sobie poradzić, jesem chorobliwie niezdecydowany(tak jakbym w mozgu nie miał zainstalowanych sterowników do opcji "decyzja") i sam nie potrafie stwierdzic czego chce.
To naprawde, jest straszne, pewnie niektorzy pomyslą, ze chieliby mieć takie problemy, ale uwierzcie NIE CHCIELIBYSCIE.
Moze to jakaś nerwica lękowa, czy cos w tym stylu? Moze znacie jakieś dobre psychotropy, ktore pomoglyby mi znormalnieć?
A i nie piszcie, ze trzeba sie przełamywac itp. bo gdybym tego nie robił, to chyba cały czas siedziałbym w domu.