Skocz do zawartości
Nerwica.com

Carmie

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Carmie

  1. Obecny też nie jest dobry + masz jeszcze ryzyko zakażenia się HIV-em czy innym syfem, dostania po łepetynie od napranych gości. Myślę nad tym coraz poważniej. Tak samo jak myślę nad tym, aby zrobić maturalną i samą maturę w jakiejś zaocznej szkole i wystartować na studia medyczne. Wierze, że jakby mi się wtedy udało to moje życie byłoby piękne i nie potrzebowałabym swego "antydepresanta".
  2. Dobija mnie wszystko. Czytałam forum inne dla osób z depresją i widzę komentarze osób, które leczą się 11 lat i nie ma u nich poprawy. Wogóle dobija mnie mój zawód. To nie tak miało być....marzyłam zawsze o tym, że jak tylko skończę 18 r.ż. to będę modelką (nie jakąś miss world czy coś), ale miałam ogromny zapał do pracy nad sobą, metodą małych kroczków wspinać się coraz wyżej i wyżej i odbierać modeling jako pracę artystyczną a zawodowo pójść studiować medycynę. Oglądając zdjęcia modelek pocieszam się myslą, że mogę się nadawać na modelke (tak jak one mam chłopięcą/aseksualną budowę ciala czyli brak bioder, lekka talia, chuda, ostre rysy twarzy), ale mam 20 lat....boje się, że jednak nie nadaje się ani na to ani na to a byłby to motyw by wyjść z tego bagna. Naprawdę chciałabym tak się w życiu realizować - to moje marzenia do których chciałabym dążyć, ale ciągle się boję, że to marzenia ściętej głowy..... A ja znam siebie - wiem, że gdybym tylko miała czarno na białym udowodnione, że mam potencjał i że jest taka możliwość to bym pracowała dzień i noc i odkładała każdą złotówke na każdy zabieg...byleby osiągnąć swoje marzenia.
  3. Chciałabym powiedzieć, ale na przeszkodzie stoi to, że nie chcę ich stracić a jeśli im powiem to: 1. Nie będą mi mówiły o problemach swoich, w międzyczasie pomagając mi. 2. Gdy będą mi pomagać znajdą sobie inne osoby, które im pomogą w tym czasie. 3. Gdy już te "koło" się zakończy pomyślą i powiedzą to samo co powiedziała mi kiedyś pewna bliska osoba do której dnia dzisiejszego opłakuje: " Skoro już jest dobrze to nie potrzebuję Twojej przyjaźni bo (taka i taka) osoba mi pomogła i chcę z nią spędzać czas niż z tobą a skoro już się czujesz lepiej to będziesz mieć siły znaleźć kogoś nowego, nie mnie" I tego się boje bo zależy mi na tych osobach, nie chce niszczyć naszej przyjaźni a samotność która nastanie gdy oni odejdą spowoduję, że załamie się totalnie i znów wrócę do tego. Boje się, gdyż zdaję sobie sprawę, że każdy z nas jest w różnym stopniu egoistą. Boje się, że znajdą sobie osoby "lepsze" które im pomogą i nawiążą z nimi lepszą więź niż ze mną. @EDIT Na dodatek w tym wszystkim pojawiły się wyolbrzymione problemy związane z chęcią współżycia seksualnego. Jeden z psychologów stwierdził u mnie nimfomanię. Ciąglę, dzień w dzień myślę o tym - głównie jak czuje się gorzej. Będę mieszkać w Wrocławiu (tu pracuję, obecnie mieszkam pod w mieszkaniu załatwionym przez mojego "szefa" ale chcę wynająć własne aby nie być "zależna" od niego).
  4. Sprawa polega w ten sposób, że wiele razy chciałam ponownie zaufać specjalistom, nawet mój lekarz prowadzący mi polecił abym poszła do psychiatry (swoją drogą zasugerował to tym, że rezygnuję z leków na RZS bo nie widzę sensu w leczeniu choroby oraz to, że wiele razy nie przychodziłam na umówione wizyty). Nie wiem czy znów dam radę pójść, zapisać się....nie mówiąc o przyjściu do gabinetu. Sprawę pogarsza fakt, że mój obecny styl życia tak mnie uzależnił i rozkochał we mnie, że działa u mnie następujący algorytm: Jeśli czuje się dobrze -> pomagam moim przyjaciółkom(wsparcie finansowe, wsparcie duchowe) -> [Jeśli poczują się lepiej] -> nie idę w alkohol/seks/prostytucje/anoreksje....[Jeśli nie poczują się lepiej] -> dostaję załamki -> idę w seks/alkohol/prostytucje/anoreksje -> [Jeśli nie pomaga mi] -> idę w seks/alkohol/prostytucje/anoreksje -> [Jeśli nie pomaga dalej] > {dalej to robie aż do skutku}......[Gdy poczuję się lepiej] -> pomagam moim przyjaciółkom ->....... i kółko się tworzy i nie potrafię go przerwać. Niestety nie zawsze dostaje od nich wsparcie jakie potrzebuje (właściwie to wcale ale nie winie ich bo sami mają cięzko) P.S. One nie wiedzą jakie mam życie myślą, że z tym skończyłam choć wiele razy miałam im ochotę wydać prawdę (aby mi pomogli), ale powstrzymałam się.
  5. Na wstępie jeśli ktoś chce mnie potępiać w sposób chamski lub ordynarny to zapraszam do "drzwi wyjściowych". To nie trolling. Mam 20 lat. Moje dzieciństwo i cały okres dojrzewania to okres życia pod jednym dachem z osobami, które regularnie mnie biły i poniżały psychicznie. Moja matka zamiast przytulić mnie gdy czułam się źle potrafiła uderzyć mnie w pysk i powiedzieć, że jeśli nie będę dobrze nastawiona do życia to dostanę już nie "z liścia" a z pięści. Byłam izolowana społecznie. Poza domem i szkołą oraz kościołem (wszyscy "wierzący katolicy") nie miałam prawa nigdzie wychodzić - nigdzie. Nie miałam nikogo, rówieśnicy mnie gnębili, byłam wyzywana, poniżana a powodów znajdowało się wiele: od starych i zniszczonych ubrań po moją depresję i wiecznie melancholijny nastrój. To w skrócie bo nie chce mi się dużo pisać - mogę jedynie dopowiadać w trakcie. Miałam 2 próby samobójcze, wiele nieudanych psychoterapii i farmakoterapii. Choruję na depresję od 12 r.ż. oraz anoreksję bulimiczną (w wieku 13 lat ważyłam 28 kg przy 170 cm) Choruję na RZS i jestem zakażona gronkowcem złocistym. Na dodatek mam wiele biologicznych wad genetycznych. W wieku 17 lat poznałam swojego pierwszego faceta i właśnie do niego uciekłam w wieku 18 lat z rodzinnego domu. Znalazłam pracę, udało mi się doprowadzić do sytuacji gdy sama potrafiłam się utrzymać (za najniższą pensję, ale potrafiłam). Niestety rozstaliśmy się i byłam zmuszona opuścić go i przeprowadzić się do znajomej. U niej poznałam swój własny antydepresant, który składa się z następujących składników: - prostytucja - zaczęłam to robić bo sprawiało mi to przyjemność, odreagowywałam wszystkie żale, odrzucenia, stres, niską samoocenę + miałam z tego sporo pieniędzy. - alkohol - dzięki niemu po jakiejś stresującej i dołującej sytuacji dostałam "odlotu w przestworza" i zasypiałam co przy moich problemach z snem było zbawieniem - narkotyki (okazjonalnie) - choć nie używam bo skoro alkohol daje mi to co potrzebuje to stosuje je wtedy, gdy mam silny "dołek". - imprezy i przygodny seks po nich - to samo co daje mi alkohol i prostytucja - anoreksja i bulimia - dostaję "odlotu" gdy nie zjem nic i gdy chudnę. po takim czymś czuję znów siły do życia i pomagania 2 moim bliskim przyjaciółkom, które chorują na depresję. Co prawda wiem, że moje sposoby są kontrowersyjne, ale gdyby nie to to naprawde nie miałabym sił im pomagać. Jednak w ogólnym rozrachunku nie daje rady już żyć. Gdy imprezowanie się kończy, klient odchodzi i kończy się moja "dniówka" w klubie dopada mnie depresja. Powoli nie daję sobie rady mimo moich wspomagaczy. Chciałabym aby moje bliskie osoby w końcu wyszły z depresji aby one mogły mi pomóc bo wiem po sobie, że psychologowie i psychiatrzy mi nie pomogli, antydepresanty mnie otumaniały.... Rozumiem moje bliskie osoby a jednocześnie mam żal, że ja im pomagam więcej niż one mi. Coraz ciężej mi jest wytrzymać kolejne dni, coraz ciężej radzę sobie z moją chorobą biologiczną. Pogarsza się mój stan zdrowia bo wielokrotnie odstawiałam leki na gronkowca i rzs bo uznałam, ze skoro mam umrzeć to i tak umre. Mam ochotę zatonąć się w "wir swego życia i swego antydepresantu" by móc pomóc w wyjściu z depresji moim przyjaciółkom (choć sama już trace w nie wiarę) i odejść wreszcie z tego świata w sposób bezbolesny (najlepiej zaćpana i zatopiona w wódce. ewentualnie na HIV). Proszę o pomoc. Chciałąbym prowadzić lub mieć nadzieję na lepsze życie, ale nie widzę już innej nadzieji dla mnie. Pzdr.
×