Na wstępie jeśli ktoś chce mnie potępiać w sposób chamski lub ordynarny to zapraszam do "drzwi wyjściowych". To nie trolling.
Mam 20 lat.
Moje dzieciństwo i cały okres dojrzewania to okres życia pod jednym dachem z osobami, które regularnie mnie biły i poniżały psychicznie. Moja matka zamiast przytulić mnie gdy czułam się źle potrafiła uderzyć mnie w pysk i powiedzieć, że jeśli nie będę dobrze nastawiona do życia to dostanę już nie "z liścia" a z pięści. Byłam izolowana społecznie. Poza domem i szkołą oraz kościołem (wszyscy "wierzący katolicy") nie miałam prawa nigdzie wychodzić - nigdzie. Nie miałam nikogo, rówieśnicy mnie gnębili, byłam wyzywana, poniżana a powodów znajdowało się wiele: od starych i zniszczonych ubrań po moją depresję i wiecznie melancholijny nastrój. To w skrócie bo nie chce mi się dużo pisać - mogę jedynie dopowiadać w trakcie. Miałam 2 próby samobójcze, wiele nieudanych psychoterapii i farmakoterapii. Choruję na depresję od 12 r.ż. oraz anoreksję bulimiczną (w wieku 13 lat ważyłam 28 kg przy 170 cm)
Choruję na RZS i jestem zakażona gronkowcem złocistym. Na dodatek mam wiele biologicznych wad genetycznych.
W wieku 17 lat poznałam swojego pierwszego faceta i właśnie do niego uciekłam w wieku 18 lat z rodzinnego domu. Znalazłam pracę, udało mi się doprowadzić do sytuacji gdy sama potrafiłam się utrzymać (za najniższą pensję, ale potrafiłam). Niestety rozstaliśmy się i byłam zmuszona opuścić go i przeprowadzić się do znajomej. U niej poznałam swój własny antydepresant, który składa się z następujących składników:
- prostytucja - zaczęłam to robić bo sprawiało mi to przyjemność, odreagowywałam wszystkie żale, odrzucenia, stres, niską samoocenę + miałam z tego sporo pieniędzy.
- alkohol - dzięki niemu po jakiejś stresującej i dołującej sytuacji dostałam "odlotu w przestworza" i zasypiałam co przy moich problemach z snem było zbawieniem
- narkotyki (okazjonalnie) - choć nie używam bo skoro alkohol daje mi to co potrzebuje to stosuje je wtedy, gdy mam silny "dołek".
- imprezy i przygodny seks po nich - to samo co daje mi alkohol i prostytucja
- anoreksja i bulimia - dostaję "odlotu" gdy nie zjem nic i gdy chudnę.
po takim czymś czuję znów siły do życia i pomagania 2 moim bliskim przyjaciółkom, które chorują na depresję. Co prawda wiem, że moje sposoby są kontrowersyjne, ale gdyby nie to to naprawde nie miałabym sił im pomagać.
Jednak w ogólnym rozrachunku nie daje rady już żyć. Gdy imprezowanie się kończy, klient odchodzi i kończy się moja "dniówka" w klubie dopada mnie depresja. Powoli nie daję sobie rady mimo moich wspomagaczy. Chciałabym aby moje bliskie osoby w końcu wyszły z depresji aby one mogły mi pomóc bo wiem po sobie, że psychologowie i psychiatrzy mi nie pomogli, antydepresanty mnie otumaniały....
Rozumiem moje bliskie osoby a jednocześnie mam żal, że ja im pomagam więcej niż one mi.
Coraz ciężej mi jest wytrzymać kolejne dni, coraz ciężej radzę sobie z moją chorobą biologiczną. Pogarsza się mój stan zdrowia bo wielokrotnie odstawiałam leki na gronkowca i rzs bo uznałam, ze skoro mam umrzeć to i tak umre. Mam ochotę zatonąć się w "wir swego życia i swego antydepresantu" by móc pomóc w wyjściu z depresji moim przyjaciółkom (choć sama już trace w nie wiarę) i odejść wreszcie z tego świata w sposób bezbolesny (najlepiej zaćpana i zatopiona w wódce. ewentualnie na HIV).
Proszę o pomoc.
Chciałąbym prowadzić lub mieć nadzieję na lepsze życie, ale nie widzę już innej nadzieji dla mnie.
Pzdr.