Skocz do zawartości
Nerwica.com

ambiwalentna

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ambiwalentna

  1. Nie umiem chyba konstruować odpowiedzi, w których nie pada coś w rodzaju "to zależy" (być może już przyszłe zakrzywienie ). Anyway chodzi mi o to, że mogę to źle wyjaśnić. Jeśli teraz wyobrażam sobie, że idę w świat i xanax zostawiam w domu to oczywiście się boję. Przeraża mnie wizja odstawiennych skutków, które atakują ze wzmożoną siłą. Ale gdy myślałam o tym, że odstawiam już tę ostatnią dawkę i nie pilnuję czy mam tabletkę w torebce to zdecydowanie robiłam się bardzo zdeterminowana. Być może to kwestia tego, że nie wpisuję i nigdy nie wpisywałam się w tę grupę, dla której ten "lek" był jednocześnie przyjemnością, którą sobie fundowałam przy kaprysie. Ja już tylko uzupełniam dawki bo po iluś tam godzinach ściska mnie żołądek itp. To już nie działa i zdaję sobie sprawę, że nawet gdy nieco lepiej się poczuję to jest to spowodowane wyeliminowaniem "miniodwyku" niźli efektem uspokojenia. Myślę też, ze z samym lękiem radziłabym sobie teraz o wiele lepiej, a to dziwne uczucie pojawiające się gdzieś po kilku godzinach bardziej powoduje mi objaw lękowy, niż sama ekspozycja na bodziec. Tak, mogę żyć bez tego, chociaż wiem że na początku będzie dziwnie, zwłaszcza z rana i jestem tchórzem, boję się objawów abstynencji;p Tak, to faktycznie wszystko jest silnie powiązane. I jeśli chodzi o mnie to i tutaj jest bardzo różnie. Niektóre objawy jak omdlenie budzą we mnie to niszczące poczucie wstydu, jednak bardziej chyba zawsze bałam się o siebie (niekoniecznie o życie, ale o to, że dolega mi jakaś przypadłość, z którą będę musiała się zmagać) i gdy o tym pomyślałam poza domem bałam się, że te wszystkie objawy zaatakują bardziej, nagle.. Przy ludziach nawet względnie obcych uspokajałam się raczej. Jednak społeczna dopadła mnie już tak czy siak. Zbyt wiele czasu ćwiczyłam agorę sama. Nie wiem kiedy stało się tak, że umiałam być juz tylko sama, skoncentrowana na swoim lęku.. . Czy po tym 1,5 roku to były objawy głównie psychiczne jak "głód" z powodu braku tabletek pod ręką? Czy też te wszystkie dolegliwości cielesne, które trzymały tuż po odstawieniu (tylko już z mniejszym nasileniem) ? Nie umiem przestać się bać objawów. Przez to od miesiąca stoję w miejscu i nie wiem już czy to odstawianie czy moja obawa przed kolejnym ciachnięciem tabletki :/
  2. Przemek_44 Dziękuję za odpowiedź. Owszem samowolka zaczęła się u mnie bardzo szybko (choć nadal do końca nie byłam świadoma konsekwencji (tudzież psychiatra nie wspomniał)) i jako nastolatce zależało mi już tylko na tym by zdać szkoły. Mija 4 tydzień od odstawienia 0,25 xanaxu, a lęk w ciele wciąż się utrzymuję, to niedobrze, chciałam pójsć dalej póki wakacje.. Uzależnienie psychiczne na pewno nie jest duże (tzn często zapominam o lekach etc) jednak teraz jest już gorzej, gdyż np dopada mnie obawa gdy wezmę już ostatnią dawkę na noc jak przetrwam naście godzin do kolejnej (a nie dobieram i koniec). Powiedz mi jeszcze jak zadziałała na Twoją agorę terapia poznawczo-behawioralna? Cenię sobie psychodynamiczną lecz myślę, że będzie skuteczniejsza kiedyś, gdy skupię sie tylko na problemach w relacjach etc. Nie mam siły dłużej się w tym grzebać ;P charakterny Gratuluję i popieram. W swojej walce, która jeszcze nieco potrwa również uwzględniłam zdrowy styl życia, co by czuć się chociażby lżej i aby dodatkowo nie obciążać organizmu. Faktycznie tylko gdy kilka dni pod rząd trenowałam i byłam napowerowana endorfinami - odstawiałam łatwo kolejną dawkę, nie bałam się tego. Później byłam konsekwentna, choć czasem o sport było już ciężej, gdyż nie umiałam tak łatwo opuścić domu czy nawet wyprostować się z powodu skurczów brzucha, gdzie "umiejscawia się" mój lęk. Suplementuję. Nie liczę, że to zniesie moje uzależnienie, ale przecież gdy jest się zdeterminowanym (a jak widać nie każdy jest) to próbuje się wszystkiego. Pomaga. Kierowałam się w tym względzie choćby poradami z podręczników na temat nerwicy lękowej. Stosuję zdrowy tryb życia, a kiełki są super ;) Możesz napisać mi czy stosujesz coś specjalnego prócz zwyczajnie zdrowego stylu życia. Mimo wszystko wsparcie ze strony psychologicznej to myślę potęga. Smacznego :)
  3. Faktycznie, ta moja wielowątkowość.. Poczęstowano mnie xanaxem 6 lat temu na stany lękowe, było to wtedy 0,5mg najpierw raz, po czym szybko 2x dziennie. Żeby w ogóle zdać szkoły szybko zwiększyłam i już po kilku miesiącach dobiłam 5mg na dobę. Jakoś 2 lata, później zaczęłam fazami schodzić z dawek o 0,5. Właściwie nie pamiętam tego czasu, wiem, że nie działo mi się nic wybitnego, ale mam pewne luki w pamięci, psychicznego uzależnienia w ogóle u siebie nie rozpoznawałam, psycholog zresztą też. Później jechałam na jakichś ok 3,5mg kolejne 2 lata, nie wiem skąd te zastoje, zawsze coś. Dwa lata temu znów ciachnęłam 3 dawki, kilka mieś później kolejne 3, z tym że już po 0,25mg i zostałam na 2,75 rok przez ciężkie rozstanie i studia. Ponad 3 tyg temu odstawiłam swoje 0,25mg i zostałam z 2,5 alpro. Przez 4 dni czułam ściski i pobudzenie, przetrzymałam. Nagle po 3 tygodniach przybyła czarna chmura, lęk, głównie w ciele choć coraz bardziej doskwiera mi psychicznie.. chcę zejść dalej, ale tym razem się boję. Kojarzę fakty i widzę, że kiedyś prawdopodobnie też tak sie działo, bo najdziwniejsze stany depresji bądź silnych dolegliwości fizycznych wystąpiły ostatnim razem miesiąc po odstawieniu... Biorę codziennie 3x, pilnuję regularnych godzin i odstępów, nie robiłam żadnych przerw, żeby nie szarpnąć organizmem. Terapeutka mówiła mi kiedyś, że tak się dzieje. Że po dłuższym czasie organizm może zacząć szaleć i to na długo, dlatego byłam ciekawa jak długo ktoś tutaj może odczuwał podobne napięcie i jak długo czekał by odstawić kolejną dawkę. Ja tego nie dopuszczałam do siebie, sądziłam że będzie mnie trzymać ok 3dni i po sprawie, widzę, że jest inaczej. Psychiatrzy najczęściej mówią mi, że mam zrobić co chcę (dosłownie). Albo wziąć antydepresant (źle działał) albo sobie odstawiać długoterminowymi benzo albo sobie iść na detox, no aż się nie mogę zdecydować takie mam pole manewru !! I chyba muszę przejść z psychodynamicznej na poznawczo-behawioralną, gdyż przebyta agorafobia i sporo innych lęków niespecjalnie mijają... Z góry dziekuję za odp!:)
  4. Witam, mam pytanko. Zdaję sobie sprawę, że jest to sprawa bardzo indywidualna, ale ile mniej więcej "trzymało Was" po odstawieniu małej dawki jednego leku, gdy robił to ktoś stopniowo? Jeszcze z rok- dwa temu potrafiłam odstawić trzy dozy z rzędu (co kilka dni) i myślę, że funkcjonowałam. Później była długa przerwa, co by na studiach podołać, a teraz 0,25mg alprazolamu (brałam 2,75 na dobę) i prócz ok 4-dniowego stresu w organizmie lęk powrócił po ok 3 tygodniach i krąży po umyśle, po ciele.. Pewna terapeutka mówiła mi, że jest to proces normalny, że po czasie ciało domaga się ponownie leku, lecz starałam się to wypierać i nie zważać na to co dzieje się miesiąc po. Nie wiem czy im mniejsza dawka tym gorzej (startowałam od ponad 5) czy też to inne czynniki zewnętrzne.. Strasznie boję się tego, że w dniu w którym zerwę z benzo, to mimo iż poczuję wolność przez jakiś tydzień, zacznie się ten największy, być może kilkuletni koszmar. Nie chcę wspomagać się innymi gównami, już nie. Pozdrawiam:)
  5. Krzysiek85 Gratuluję wytrwałości i odwagi i Tobie i mamie. Tak trzymać:) Michaela To, że żadne suplementy nie rozprawią się z nerwicą czy depresją jest faktem oczywistym, ale myślę, że łącząc wszystkie te elementy 'wspomagające', które wymieniałam po części wcześniej, można tylko sobie pomóc, nie wykluczam, że to też dlatego wcześniej szybciej i łatwiej wstawałam. :) Jeśli chodzi o wapń to najwyraźniej mamy inne dane, gdyż przedawkować taki suplement jest raczej ciężko, sęk w tym, aby nie spożywać czysto chemicznego środka, tylko chelatowy. Ja jako weganka (po części z musu, bo zaczęło się od alergii ;p) grzebałam sporo w tych wszystkich artykułach (najlepiej niepolskich) oraz czytałam o wspomaganiu minerałami leczenia depresji na zachodzie, wyniki były raczej zachęcające. Co do dziurawca to nie wiem też skąd te dane, chociaż domyślam się, że ktoś gdzieś na pewno zamieścił jakieś "nieprzychylne wnioski" na jego temat, słyszałam też gdzieś (bądź czytałam?), że to zioło jest zagrożeniem da koncernów farmaceutycznych. Najnowsze badania wykazały tak negatywne działanie antydepresantów (głównie z grupy ssri) kontra dziurawiec własnie, że są już zamiary wycofywania ich z rynku. Może nie piłabym dziurawca jako naparu, to faktycznie jest 'herbatka na dobrą pracę żółci', acz chodzi mi o silny wyciąg z tego ziela w kapsułkach, jak choćby w popularnym preparacie Deprim (400x silniejszy), na którego ulotce nie zaznaczono niczego niepokojącego. Oczywiście ja nie zachęcam do brania jakichkolwiek suplementów czy ziółek, jednak gdy ktoś byłby zainteresowany jakąkolwiek dodatkową pomocą zachęcam do poszperania w Internecie i poczytania o ciekawych badaniach na temat ów środków. Jedynie nie mogę się zgodzić z tym, że wszystko uniesiemy sami, na własnych barkach. Czasami tej siły po prostu nie da się znaleźć, bo powód jest ukryty gdzies bardzo głęboko w nas, narodził się 10-20 lat temu, nierozwiązane dylematy wewnętrzne, jeśli to wszystko będzie w nas tkwiło - ciężko tak po prostu normalnie funkcjonować. Pewnie, można dać sobie radę ćwicząc i walcząc, ja już raz dałam, ale co z tego, jeśli później wydarzy się najmniejsze niepowodzenie, które uruchomi w nas lawinę dawnych, skrywanych uczuć i to wszystko znów wybuchnie. Bo pewnie nigdy nie byłam zdrowa, zwyczajnie zamiotłam problemy pod dywan. Wiem też, że jest niestety bardzo wielu takich terapeutów, którzy skutecznie sprawią, iż możemy przestać w nich wierzyć i nie dziwię się. Ja sama bywałam u większości takich, ale nie poddawałam się, bo mając w zamiarze kiedyś robić to samo, nie mogłam w nich zwątpić. I opłacało się ! :) Pozdrawiam.
  6. Przemek_44 Oczywiście, obie fobie często się łączą, chociaż wydaje mi się, że faktycznie częściej zachodzi schemat, w którym to agorafobia wynika z fobii społecznej, a niżeli na odwrót. W końcu izolacja od społeczeństwa = pozostanie w bezpiecznym azylu, Twój terapeuta dobrze wyciągnął wnioski, bowiem niewielu "bawi się" w dokładniejsze analizy lęków.. niestety. 'Cechuje mnie' nieustanny lęk przed lękiem. Najbardziej boję się "miejsc pułapek" oraz tych , które są na drugim końcu dużego jednak miasta. Autobusy, tramwaje są dla mnie tragedią, zwłaszcza gdy zatrzymują się na czerwonych światłach, za to auto jest moim azylem, bo zwyczajnie mam wówczas nad wszystkim kontrolę, mogę się zatrzymać. Nie boję się, że stanie mi się coś strasznego i faktycznie prędzej obawiam się zwrócenia na siebie uwagi, jednak tak naprawdę nie umiem sprecyzować tego lęku.. wydaje mi się, że cały mój lęk ma mieć za zadanie 'bronić mnie' przed wszystkimi tymi obowiązkami, które przytłaczały mnie, gdy byłam dzieckiem, miałam ich zbyt wiele... no są to złożone mechanizmy obronne. Moja psychika potrzebuje wymówki, niestety zapętliłam się w tym wszystkim i teraz nie kontroluję już tego kiedy działam na siebie autodestrukcyjnie. Nie zaprzeczę, że jakaś delikatna fobia społeczna również się we mnie narodziła, jednak wynika ona właśnie z tego długotrwałego nie opuszczania domu czy po prostu dzielnicy. Człowiek musi żyć w stadzie, więc normalnym jest, że w samotności robi się "dziki" Zresztą tak jak zaznaczałam - przebywam poza domem sama - atak, przybywają jacykolwiek znajomi - spokój. Tak naprawdę byłam już w sporzej mierze wyleczona, na studiach filozoficznych przydarzył mi się może jeden atak paniki, który zmusił mnie do opuszczenia wykładów (ale po oddychaniu na dworze wróciłam do sali, aby nie przypieczętować ucieczki). Niestety ostatnio szereg porażek spowodował nawrót fobii.. czasami w takich momentach, gdy muszę po kolei rezygnować i z obowiązków i z przyjemności, jestem załamana, część mnie jakby na pewien czas się poddaje, jak w tej chwili, walczyłam bardzo mocno. Myślę wtedy: co jeśli moje życie będzie miał już do końca taki scenariusz, co kilka lat od nowa. Jednak wówczas staram przypomnieć sobie o roli terapii. Zdecydowanie pokładam w niej największe nadzieje i nie śmiałabym leczyć swojej nieświadomości na własną rękę, choć i tak cieszę się, że dotarłam do wielu czynników wywołujących mój stan sama i teraz terapia może przebiegać sprawniej. Moim głównym celem są zmiany osobowościowe, gdyż są kwestie takie jak problemy z utrzymaniami relacji, niska samoocena itp i dopiero gdy na tych płaszczyznach zostanę podreperowana, będę mogła przestać zakrywać się błahymi lękami, a utrzymanie abstynencji byłoby mniej uciążliwe. Powiedz mi jeszcze, choć pewnie być może gdzieś o tym wspominałeś, co działo się po całkowitym odstawieniu benzo.. i jak długo? Obawiam się już tego, gdyż chciałabym później normalnie powracać do życia, realizować się, byłoby źle, gdyby zespół abstynencyjny nagle wszystko mi zaburzył. Moja poprzednia terapeutka uzależnień wspominała jednak, że wszystko co dzieje się po całkowitym odstawieniu substancji, dzieje się tylko na płaszczyźnie psychologicznej, a co za tym idzie przepracowując to - objawy ustępują. I na to liczę :)
  7. Przemek_44 Witaj :) Tak, ja na pewno cierpię na agorafobię, ponieważ gdy siedziałam sama w domu i bałam się przekroczyć próg mieszkania to niesamowicie tęskniłam za ludźmi, teraz zaś, gdy ćwiczę i mam straszne problemy z zostaniem gdziekolwiek sama, to gdy tylko spotkam się już np z koleżankami to lęk automatycznie zmniejsza się o 70%, obcych osób również się nie boję (mam problem jedynie z telefonicznym załatwianiem spraw).. Tylko na początku po jakimś dłuższym czasie spędzonym w zamknięciu trochę sie ich obawiam. Teoretycznie mój psychoterapeuta-psychoanalityk powiedział, że moje fobie wręcz nie mają charakteru fobijnego, lecz jest to jeden wielki mechanizm obronny. Tę teorię też sama mu podsunęłam, ale w tym nurcie właśnie często są takie gdybania. Dlatego chcę przepracować wszystko na terapii. A teraz pozostaje walka. Polecam podręcznik "Lęk i fobia" Edmunt J. Bourne.. tam jest wszystko :) Jeśli chodzi o suplementację to jest wiele badań, które dowiodły, że pewne suplementy potrafią leczyć lepiej, niż leki farmakologiczne, których działanie w końcu udowodnione nie jest.. Amerykańscy psychiatrzy leczą w pierwszej kolejności magnez z wapniem, który leczy ciężkie depresje i nawet wspomaga leczenie schizofrenii. Lecz nie może to być "aptekowe" 1mg, tylko chelat magnezu - 500mg i 1000mg wapnia. Do tego witaminy z grupy B (zwłaszcza B12, które często jest omijane), gdzie dawki muszą sięgać 20-50mg, a nie po kilka. Do tego oleje Omega3 1000-2000mg. Dalej: ziele dziurawca ma już udowodnione działanie silniejsze niż SSRI, bo porównywalne jest do Zoloftu, lecz nie można łączyć go z antydepresantami - z bezno można. Zaś waleriana na odwrót, z benzo jest interakcja, tak brać dowoli :)) Jeśli chodzi o moje dawki to nie nie, może poplątałam, najwięcej wzięłam kilka razy te 6mg, głównie ponad 5, teraz biorę 2,75 i jest całkiem całkiem.. trochę odżywam, wydaje mi się, chociaz muszę zmagać się z nie lada rozdrażnieniem itp. Może po prostu z natury jestem też w miarę silna, dlatego tak walczę bo mój były chłopak mając fobię społeczną zwyczajnie mówił "nic mi nie pomoże, to nic nie da" i wszystko olał, bo to on właśnie cierpiał na derealizację, którą wszystko usprawiedliwiał i to jest złe. Musiałam w końcu radzić sobie sama, mam swoje problemy, nie mogłam ich podwoić. Jeśli chodzi o moją derealizację - mam, ale po prostu chodzę sobie jak we mgle i czekam aż minie. Dr w podanej przeze mnie książce pisze, że im więcej ekspozycji na lęk tj. 5z w tygodniu i im silniejsze objawy takie jak derealka i inne to tym szybsze wyzdrowienie, nawet w pół do roku. Ja jako nastolatka walczylam pierwotnie 2 lata jakoś, teraz nawrót. No ale cóż.. da radę:)! Domyślam się jak ciężko było Ci, gdy tak potężną dawkę Clona odstawiono w tak krótkim czasie.. mówią, że to powoduje później większą abstynencję.. moja terapeutka też tak mówiła. :/ Ale najważniejsze, że do tego nie wróciłeś!:)
  8. Witajcie Nie raz myślałam już o tym, by do Was dołączyć, lecz hamowały mnie albo obawy, iż to tylko pogorszy stan rzeczy (czytanie o trudnościach w walce z uzależnieniem), bądź iż mój problem wyda się albo trywialny albo moje postępowanie z nim niewłaściwe. Nie wiem do końca co się zmieniło, że uznałam, iż również tu pasuję, acz.. miło mi:) Postaram się w skrócie.. postaram.. Mam 21 lat, na nerwicę lękową tj. agorafobię, lekkie od niedawna już lęki społeczne oraz najprawdopodobniej depresję "choruję" od 5 lat. Dlaczego jestem chora w cudzysłowie? Bowiem jestem tą, która uważa, iż wszystko dzieje się na poziomie psychologicznym, a niżeli neurologicznym. W przyszłości zamierzam być psychoterapeutą psychodynamicznym, zajmować się też zaburzeniami żywienia itp, jednak nigdy nie zrobię żadnej specjalizacji w dziedzinie uzależnień. Nie dlatego, iż sama jestem uzależniona, nie dlatego też ukierunkowałam się w stronę psychologii, ona była moim powołaniem odkąd pamiętam i dziękuję za to, że mogę je odczuwać. Nigdy nie zapomnę (choć mogę się mylić) swojego pierwszego ataku paniki, którego doświadczyłam w wieku 16 lat na lekcji w gimnazjum. Nic specjalnego. Mroczki, duszności, poty, mdłości (których również tak strasznie panicznie się boję! w sumie tylko ich), wpatrywanie się w zegarek, a później już tylko bieg do domu, niemożność przejechania tych nastu przystanków tramwajem była nie do zniesienia. Biegłam szybciej niż myślałam, że umiem, a w domu.. ustało. Było już tylko gorzej, kilku gastrologów, parazytolog, rodzinny, jeden "wyrok" - wiadomo jaki ^^ Było już tylko gorzej. Nie opuszczanie domu, drgawki całymi nocami. I wylądowałam u psychiatry, która zaleciła mi "kurację" Xanaxem - brawo Pani Doktor! Najwyraźniej była Pani przekonana, iż nastolatka przestudiuje ulotkę w pierwszej kolejności.. no ale tak, od czego są rodzice. Nie wiem dokładnie jak to się stało, ale nikt nie zabrał mi po prostu tych leków. Po drodze pierwsze fatalne zakochanie, które było gwoździem do trumny, bankrut międzynarodowej szkoły.. ;p Ważne było abym zdała jakoś tę szkołę, zaliczyła testy, dzień po dniu wszystko było trudniejsze, dawka rosła błyskawicznie sięgało maxymalnie po 3mg dwa razy na dobę. Liceum już nie umiałam zrobić. Pewnego razu postanowiłam zdawać polską szkołę sama, przez OKE. Dokonałam tego w rok. Pytają się: jakim cudem?! Nie wiem. Najwyraźniej xanax nie upośledzał mojej nad wyraz dobrej pamięci i koncentracji. Tylko wówczas walcząc z ukrytymi lękami, jakie wywoływało we mnie samo uczenie się (choć kocham i chłonę wiedzę z miłością) wdrożyłam trzecią dawkę, by siedzieć po nocach. Po drodze feralne związki. I było coś w rodzaju najpierw: 2x 2,5mg, później + hmm jakoś 1,5/2 mg. Gdzieś w momencie, gdy zostałam znów wolną od problemów singielką odstawiłam dość szybko dozy tak, że zostałam z 3x 1,5 (nie wiem jak to się działo, mam amnezję z tamtych czasów akurat). I zastój. Jednej zasady zawsze się trzymałam: to co odstawione nigdy nie powróciło, owszem, zdarzały się takie momenty np w PMSach, ale nigdy jeśli dawka była zmniejszona w ostatnim czasie. Po długim czasie w swoim ostatnim (jeszcze dobrym) związku odstawiałam kolejne dawki już w ćwiartkach, po burzliwym rozstaniu 2 mieś temu również (chociaż było to o wiele wiele bardziej trudne i klasycznie obwiniam jego). Teraz sytuacja wygląda tak : rano 1mg, południe 1mg, wiecz 0,75mg. Mam nadzieję, że nie będę miała kolejnych "zastojów". Idę z zasadą, aby póki nie jestem gotowa nic nie zmieniać bo najgorsze co można zrobić to powrócić do dawki i chyba dobrze robię.. w każdym razie moje 'odwyki' nie są aż tak tragiczne. Myślę, że najbardziej atakuje psychikę, aktualnie nawroty depresyjne i jakaś agresja, wyrzucanie emocji + ściski w żołądku, splocie słonecznym i gardle. Zauważyłam, że pielęgnując swoje odwyki w istocie - jestem bardziej "lekomanką na odwyku", nie lubię tego stanu, więc 4 dni temu odstawiając kolejną ćwiartkę po prostu funkcjonowałam normalnie. Wybywałam na rower, nad jezioro, na imprezkę, bawiłam się tak jak nie bawiłam się przez ostatni rok z partnerem cierpiącym na fobię społeczną, nie chcącym robić z tym absolutnie nic. I przeżyłam :) znów! Chodziłam przez 7 mieś na terapię uzależnień i pomagała, głównie na psychosomatyczne odczuwanie lęków, lecz ta terapia prowadziła już do niczego. Pomagała głównie dlatego, że przepracowywałyśmy moje dzieciństwo (nie dotknęły mnie żadne poważniejsze traumy, lecz "diagnoza" mych lęków, którą sama sobie w sumie postawiłam, gdy żaden psycholog dziecięcy jeszcze nie był w stanie tego dokonać wynika właśnie z dawnych lat). Teraz rozpoczęłam już terapię w nurcie, który będę studiować i wierzę w nią, gdyż moja dysfunkcyjna osobowość naprawdę przeszkadza.. Powiem tak: walczę. Nie mogę sobie wiele zarzucić, oczywiście zdarzają się takie dni, gdy marudzę, narzekam, mówię, że mam najgorzej i obciążam tym resztę, ale to nic. Tak wielu agorafobów po prostu zamyka się w domu na lata.. ja jako nastolatka naściągałam do domu tony amerykańskich poradników i krok po kroku ćwiczyłam wychodzenie z domu. To była naprawdę ciężka praca. Ćwiczyłam ekspozycje na lęk zaczynając od wycieczek do żabki będącej przy bloku (i to nie sama!!!), kończyłam na zdaniu semestru filozofii z jednym atakiem paniki na ćwiczeniach tak, tak.. chyba sama troszkę podbudowuję tu siebie, ale ktoś musi : D Po rozstaniu 2 mieś temu wszystko wróciło. Absolutnie wszystko. Jestem w momencie załamania, złości, gniewu i żalu, ale wierzę, że znów dam radę i wierzę w psychoterapię! Myślę, że ja również mogę podzielić się jakimiś dobrymi radami od siebie, chociaż mogły one już paść. Zacznijmy od książek: "Stawić czoło uzależnieniom" - Charly Cungi - bardzo przystępny podręcznik, szukałam długo czegoś co tak racjonalnie do mnie 'podejdzie', nie przeczytałam jeszcze całego, lecz mogę już ocenić. WszechKsięgę ;p o lękach mogę również polecić, jeśli ktoś potrzebuje. We wszystkich tych podręcznikach są polecone specjalne metody relaksacji, które jak twierdzą są niezbędne, aby przetrwać w odwyku, rozluźnić mięśnie i nie wrócić do dawki. Progresywna relaksacja Jacobsena - impulsy wysyłane do mózgu poprzez napinanie odpowiednio mięśni i uczenie ich rozluźniania, gdyż kiedy tkwimy w napięciu nasze myśli szaleją, nie jesteśmy w stanie zapanować nad lękami. Trening autogenny Shultza, bardziej na sen myślę : ) Oddychanie przeponowe. Suplementacja. Bardzo dużo ćwiczeń fizycznych!! Tyko będąc stałą klientką na fitnessie, włącznie ze sztangą mogłam regularnie odstawiać leki + samoocena, która jest u mnie słabiutka, podnosząc się, daje kopa :) Zmiana diety, weganizm. Staram się nie skupiać, pracować nad tym co jest tam głęboko, analizować, dać pochłonąć się pasji jaką jest wiedza, gitara i śpiew. Chciałabym chyba, żeby ten post i te kilka prostych czynności dały komuś z Was jakąś chwilową siłę, łatwo zniechęcić się widząc jak cierpią inni i zdecydowanie to forum jest od tego, ja też cierpię, choć nie mam na koncie innych leków.. każdego dnia walczę z wyjściem z domu, walczę z objawami i zachęcam Was do takiej samej walki. Chciałam zacząć pozytywnym akcentem, bowiem wiem, że będę miała tak samo złe momenty i chciałabym wtedy chociaż tutaj przestać udawać, że sobie radzę i liczyć tak samo na wsparcie. Jednak najbardziej chciałabym, żeby każdy chciał uczyć się walczyć ze swoimi słabościami różnymi drogami, czasem nawet bolesnymi, żeby nikt nie stawiał się w pozycji "ofiary" jak to opisuje autor książki, twierdząc, ze nie ma i tak już wyjścia, że to się nie skończy, bo wówczas faktycznie tak będzie. I ja również chcę wierzyć, że to się skończy. Chcę czuć prawdziwe emocje, stan zakochania i obawy. To, czego boję się najbardziej, to to, że gdy już się tego pozbędę (chciałabym jak najszybciej, ale wiem że nie można i że ciągle się zatrzymuję) to utrzyma się dziwny stan abstynencji, który zabierze mi znów sporą część życia.. liczę, że u każdego jest to inaczej, a jak doczytałam się w popularnym artykule o benzo, może on nie wystąpić u osób, które nie biorą leków "jak im się podoba, raz więcej , raz mniej" i schodzą z dawek powoli tj. ok 1/10 tego co się bierze. Proszę wybaczyć monolog, jak zwykle nie udało się krótko. Pozdrawiam : )
×