Skocz do zawartości
Nerwica.com

billi

Użytkownik
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia billi

  1. Witam, Od pewnego czasu cos mnie zastanawia. I Są ludzie, którzy ciągle krytykują innych, wyśmiewają ich ( bo wyglądają lub ubierają się inaczej). Nawet zdażało mi się słuchać jak to jeden kolega cieszy się bo innemu coś w życiu nie wyszło. Jest wielu takich ludzi, którzy po prostu nie wierzą w innych itd. Zdarzają się być powierzchowni. II Z drugiej strony istnieją ludzie, którzy wspierają innych, zachęcają do realizacji swoich marzeń oraz cieszą się z sukcesu kolegi/znajomego/kogos z rodziny. Zdarzają się również niepowodzenia, ale wtedy ten typ osoby, raczej ją pochwali za podjęcie działania bez względu na efekt i będzie dopingować dalej. Ja należę to tego drugiego typu ludzi i jestem w miarę tolerancyjny. Zastanawiam się czy w porządku będzie bycie nietolerancyjnym dla osób I?
  2. Jeżeli chodzi o lekarza, to szanuje każdego. Nie każdemu to samo pomaga i kazdy inaczej reaguje. Paxtin, który brałem- nie podpasował mi. Byłem bardziej rozkojarzony, skupiony na samych przyjemnościach, powoli zaczałem zaniedbywać obowiązki, wzbudzony gniew. Więc chciałbym spróbować innych leków. Nie mam chęci leczenia się z fobii społecznej w terapii grupowej. Na przestrzeni 10 lat- (gimnazjum- koniec studiów tak średnio): moja fobia, nieco zmalała chociaż mogłaby zmaleć jeszcze bardziej. Nie chcę też iść do psychologa, bo nie odczuwam innego problemu. Nawet nie wiem o czym mógłbym pogadać z psychologiem na chwilę obecną. Jeżeli dobrze zrozumiałem, to pójście do psychiatry po same leki to nie taki głupi pomysł. Obawiałem się komentarzy typu: iść po to żeby się naćpać -bez sensu. Temat rozwiał moje wątpliwości. Z mojej strony, można go zamknąć. Dziękuję i Pozdrawiam Wszystkich.
  3. Prawie zawsze (9/10 przypadków) kiedy pytam kolegę czy wyjdzie, ma wymówki 1. Nie bo jutro idę na siłownie 2. Nie bo wczoraj byłem na siłowni 3. Nie bo umówiłem sie z dziewczyną 4. Nie bo (jakaś losowa sytuacja) Ostatnio jak kolegę zapraszam to odmawia mi i sugeruje przełożenie na kolejny dzień Oczywiście nie pisze do niego codziennie. Jak już są wakacje to pytam się go raz max raz w tygodniu. Ostatnio go pytalem prawie 2 tyg temu. Kiedy studiuje piszę jeszcze rzadziej. Zapytałem dzisiaj- znowu odmówił... bo idzie do dziewczyny. Ostatnim razem jak z nim gadałem to odmówil i zasugerował termin na kolejny dzień(bo wczoraj był na siłowni). Zgodziłem się umówiłem, wyszedłem ALE pod warunkiem: szybko, bo umówił się z dziewczyną. Wyszedłem o 21, wrócił przed 23 z zegarkiem na ręku i pośpiechu, bo jego dziewczyna idzie spać i nie chcę jej budzić. Jak myślicie, czy jest sens takiego ciągłego proszenia się o wyjscie na piwo? Z tego co patrze to ja jako kolega jestem na 4 miejscu: dziewczyna, siłownia, chęci. Czasem myślałem odmawia bo nie chcę pic alkoholu ( bo forma na siłowni spada itp. Więc od jakiegoś czasu mówiłem mu, że piwo to jest pretekst, żeby wyjść z domu, nawet nie musi pic piwa, byle wyjść z domu i się przewietrzyć i pogadać. Nie zakładam tutaj jakiegoś wyjścia z domu i picia dużych ilości alkoholu, na ogół są to 2-3 piwka. Kolegę znam od małego Jak już kolega wyjdzie i wypije piwa, to kiedy wracamy to jest chętny na kolejne wyjście, mówię smiało, jak chce to nawet przyjdzie z dziewczyną, ja nic do tego nie mam, niech da znać ( czasem mówiłem mu kilkakrotnie)- i nic. Powiem szczerze, trochę mnie to boli. Czuję się przez taką sytuacje czuję się mniej wartościowy. W dodatku sam kolega nie oferował mi wyjścia na piwo od wtedy kiedy jest na stałe w związku z dziewczyną ( od 3 lat?). Czuję się troche jakby robił mi łaskę z tym wyjściem. Potem zastanawiam sie, czy jest coś złego w zachowaniu kolegi? Może to ja przesadzam i to normalne? W mojej głowie rodzą sie takie zmieszane myśli, raz myślę spoko, nie ma w tym nic złego jak odmawia, potem myślę że w sumie to troche nie w porządku i być może lepiej nie starać się o takie utrzymanie kontaktu ? Jakby nie patrzeć utrzymanie kontaktów raczej powinno być obustronne, a ja tutaj widzę tylko siebie? Czy nie jest tak? Mam mętlik w głowię.
  4. Ja nie widzę sensu chodzenia do psychologa. Być może do tego co chodziłem. Nie ma mnie w mieście, gdzie chodziłem do psychiatry/psychologa. Być może trafiłem na takiego psychologa, który po prostu nie był dla mnie. Własnie problem polega na tym, że ja się czuje źle nie od myśli. Jak się źle czuje to i kiepskie myśli przychodzą. Właśnie dlatego zastanawiam się czy nie pójść do psychiatry, tylko wyłacznie po leki, i sprawdzić jak będe funkcjonować. Nie chciałbym oczywiście tych samych leków Co do starań to ja z natury mam tak, im bardziej sie staram tym bardziej mi nie wychodzi. Kompletnie nie zgadzam się, że to moja wina. Uważam, że mój mózg nie produkuje odpowiednich substancji i leki mogą to zmienic.
  5. Witam, Zastanawiam się czy wybrać się do psychiatry. Mam 22 lata. Ok 4 lata temu zacząłem swoją przygodę z psychologiem/psychiatrą. Będąc w tamtym stanie sam uważałem że potrzebowałem pomocy. Na dodatkowe pogrążenie przyczyniła się terapia leków na trądzik. Od stycznia do sierpnia przez 6-7 miesięcy brałem leki, które jako skutek uboczny mogły powodować depresję. Bez zastanowienia mogę powiedzieć, to były moje jedne z dobijających moją psychikę okres. Nie chcę opisywać tutaj jak się czułem, bo nie do tego dążę ( dodam: na pytanie dermatologa związanego z depresją, nastrojem- kłamałem oczywiście) Studia, nowe miasto nowe ludzie. Więc jakoś zebrałem się postanowiłem pójść do psychologa. Potrzebne było skierowanie, to poszedłem do psychiatry. Chciałem tylko skierowania, dostałem leki, Paxtin o ile się nie myle. Na skierowaniu miałem powód: fobia społeczna. chodziłem regularnie do psychologa/psychiatry. Paxtin brałem przez około 10 miesięcy. Sam chciałem przestać go brać. Czułem się co raz bardziej gniewny, łatwo było mnie sprowokować. Na szczęście z nikim się nie pobiłem, a byłem do tego zdolny. Przytyłem 30 kg... ( obecnie zrzuciłem połowę z tęgo, i jako w czasie depresji byłem skóra i kości, to teraz moja waga mi prawie odpowiada) Psycholog przestał mi pomagać. Uznał, że kończą sie sposoby do pomocy ze mną i że jedyne co mogłoby mi pomóc, to terapia grupowa ( 5x wtygodniu 4h spędząc czas z uczestnikami terapii.) Teraz czuję taką pustkę. Nie czuje potrzeby pójscia do psychologa, bo nie odczuwam jakoś problemu. Czuję, że moim problemem jest mój nastrój. Rzadko jestem radosny, albo się ciesze. Na ogół jestem albo "znudzony" albo zestresowany. Rzadko wstaje uśmiechniety. Czy nawet oglądając komedie, nie smięję się czesto. Oglądam je dla zabicia nudy. Jedyne co mi lekko poprawia nastrój to bieganie, czasem rower. Ale robię to niemal codziennie od miesiąca (czasem nawet dwa razy dziennie- rano, wieczorem) Odczuwam potrzebe takiego spokoju i harmonii. Bo wtedy zacząłbym podejmować działania. Których teraz nie robię, bo skupiam się na poprawieniu humoru Czy uważacie, że powinienem się wybrać do psychiatry?
  6. ha ha ha' Na wstępnie napisze ze jestem pijany, to bardzo waże :) ( moja podświaadomość mi to podpopiwada ;:::) więc, tak widziałem kobiete. Nie powiem ze ja znam bo tak nie jest. Ale dzieki fb wiem wez ta osoba miała ślub. Powiedziałem do niej żeby pozdrowilła sebastiana i zeby wiedziałą o co chodzi ( ta osoba brała słub i ta osoba która chce poznac była na nim w dodatku byla na zdjeciach zfb wiec uznalem ze ok ) ps. piszac ten post jestem kompletnie pijany wiec przepraszam, ale byc moze sie wtylumacze byc moze nie. to zalezy od mojej natury :) -- 12 lip 2014, 15:20 -- Matko boska, troche mi wstyd teraz .
  7. Spotykam się w męskim towarzystwie. Tylko wiekowo podobnie do mnie. Mogę powiedzieć, że raz w tygodniu wychodzę z kolegą ( przez co raz przypadkiem własnie zobaczyłem starszego) na piwo. Od początku roku ( Sylwester) zakończyłem znajomość ( lub zawężyłem, jak to powiedzieć: widziałem się z nimi raz pogadałem chwile i tyle) z dwoma kolegami, z którymi trzymałem się kilka lat. Każdą wolną chwilę spędzałem z nimi. Nie porzuciłem tej znajomości bez powodu. Taka znajomość wpływała na mnie źle. Napisze już dlaczego ( staram się nie uogólniać ): Ci dwaj byli rdzeniem znajomości, było 3-4 kolegów innych którzy czasem przychodzili( chociaż tamci przychodzili do nas coraz rzadziej- obecnie wiem dlaczego). Jeden wśród kolegów zniechęcał do wszystkiego, dążył do tego żeby nic w życiu nie próbować, wprowadzał ludzi w depresje. Z kolei drugi był leniwy. Nasza znajomość w dodatku była hermetycznie zamknięta na świat. Co drugi dzień siedzieliśmy u jednego pijąc alkohol, a nawet częściej. Każda próba do otworzenia się na ludzi sprowadzała się do krytyki i nieprzyjęcia tego pomysłu. Stwierdziłem ,że za 10 lat będę w tym samym miejscu co wtedy, będę pić piwo z tymi samymi, słuchając jaki to świat jest zły, oraz coraz bardziej się rozleniwiając ( z oczywistą nadzieją, że kiedyś się wezmę za siebie... ale od jutra..). Nowy rok zawitałem będąc pijany i powiedziałem im co o nich myślę ( głownie to co napisałem wyżej). Od tego czasu zerwałem z nimi kontakt. Dodatkowo zacząłem z nimi grac w gre komputerową ( od prawie 2 lat), która pochłaniała mnóstwo czasu. Obecnie pozbyłem się tej gry, nie rozmawiam z nimi i spotykam się z innymi znajomymi. Z 2-3. Jednak są to znajomi z czasów liceum, czy nawet z podwórka. Podsumowując, jestem w pewnym sensie w męskim towarzystwie, ale oczekuje od nich tylko rozrywki i spędzenia czasu poza domem. Nic więcej. @Edit Właśnie, czy szukanie znajomości wśród przypadkowych znajomości jest złe/dziwne/nieodpowiednie ? Czy mam dążyć do tego, żeby nie nawiązywać znajomości z przypadkowymi (chociaż wspominam tylko o jednej osobie) osobami? -- 26 cze 2014, 23:54 -- Czy szukanie znajomości wśród przypadkowych ludzi *
  8. Mężczyzna, który ma wybujałą wyobraźnie i rozbudowany świat wewnętrzny jest dla mnie interesujący (atrakcyjność duchowa i seksualna). Wrażliwość jest przepustką do mojego świata. Wystarczy? Jestem kobietą. Ps. Kiedy fleksja rzeczownika kończy się na a, jest ta, kiedy na ę, jest tę, e-e. Ta fleksja, tę fleksję. Dziękuje, zrozumiałem.
  9. No właśnie nie mam pojęcia, ponieważ moja krytyka jest strażnikiem, nie przepuści mnie dopóki nie stwierdzi, że to normalne, a ja nie wiem... Poważnie czy żart? ( pytam z powagą). Czy brakuje mi ojca? Ciężko mi powiedzieć, bardziej brakuje mi kogoś pokroju starszego brata. Po śmierci ojca było mi ciężko, ale to minęło ( czas leczy rany). Nie płacze wieczorami za ojcem i nie czuję do niego tęsknoty, od 15 roku życia ( albo i szybciej). Jestem osobą, która chcę się zmieniać i brnąć do sukcesu (przepraszam za ogólnik). Mój ojciec powinien przekazać mi pewnie jakieś cechy charakteru, które ułatwiłyby mi dojrzewanie. Obecnie jestem osobą dość miłą, mało ryzykowną. Nadinterpretacja? Nie masz pojęcia ile razy mi to po głowie chodziło i po części się zgadzam. Istnieje taka możliwość ( dlatego może wciąż trzymam się na dystans i próbuje ,, przypadkowo'' go zobaczyć"). Tylko jest to tylko czysto przypuszczające stwierdzenie z pesymistycznym zakończeniem. Więc wolałbym tą opcję wziąć pod uwagę kiedy to będzie pewne. Jak pisałem mój wiek to 23 lata, więc jestem młody. Tak własnie brakuje mi starszego brata czy to fantazje? Coś w tym jest. Tutaj działa moja podświadomość. Sam teraz poniekąd zrozumiałem zaostrzenie na gesty. Mam wewnętrzną potrzebę do zaspokojenia więc mój umysł stara się wyczulić na takie typu rzeczy. -- 26 cze 2014, 22:03 -- Poboczny temat: Co do wrażliwości i pozytywu... Ja rozumiem, że cenisz sobie tą ( tę?- proszę mnie poprawić) cechę. Mógłbyś podać argumentacje? Uważasz, że będąc wrażliwym łatwo będzie mi podejść do nieznajomej dziewczyny i do niej zagadać? Czy odczytać z jej mowy ciała, że zanudzam, bądź zniechęcam ją? Czy będąc wrażliwym facetem jest mi łatwiej przebrnąć kiedy jakaś dziewczyna mnie "oleje?" Właśnie nie, poniekąd ta wrażliwość zamyka mnie na cztery spusty..
  10. Witam drogich użytkowników forum. Tak do końca nie rozumiem swojego postępowania, wg mnie jest zagmatwane i nie zrozumiałe, z tego względu zaczynam popadać w obłęd i nie rozumiem siebie samego. Moja historia wygląda mniej więcej tak( z góry przepraszam,że tak długa oraz za wszelkie błędy językowe): Mam 23 lata, mój ojciec nie żyje od ponad 10 lat. Wychowuje mnie matka. Mieszkam z rodzeństwem, pochodzę z rodziny wielodzietnej. Jeżeli chodzi o rodzeństwo to mam same siostry oraz jestem jedynym mężczyzną w domu. Kilka miesięcy temu, stałem w kolejce na poczcie. Przyszedł pewien mężczyzna (ma 33 lata). Popatrzył się na mnie i ja na niego. Wtedy było to dla mnie jakoś naturalnie. Kilka tyg później jadąc na rolkach po parku mieliśmy okazję się zobaczyć. Wtedy jechałem z naprzeciwka, szedł z żona i dzieckiem w wózku. Ja patrzyłem się na niego pewnie z lekkim uśmiechem ( nie pamiętam co myślałem). Z kolei on skulił głowę, ale co chwile ją podnosił i patrzył na mnie(taką czynność wykonywał więcej niż raz czy dwa..). Rozumiem, że mógł to robić z kilku przyczyn. Więc nie uznałem tej sytuacji jako coś znaczącego. Po kilku dniach coś ruszyło mnie i miałem ochotę znowu go zobaczyć. Na początku myślałem, że to jakieś zboczenie na tle seksualnym (pociągają mnie dziewczyny, ale taka myśl przeszła mi głowę). Sam przemyślałem to i doszedłem do wniosku, że to nie to. Szczęście miałem takie, że miasto jest małe i dowiedziałem kim jest ta osoba. Mijały dnie, a chciałem go zobaczyć i nic więcej, tak po prostu. Pewnego wieczoru wróciłem do domu po imprezie i wysłałem mu zaproszenie do grona znajomych na fb. Uprzednio podejrzałem jego znajomych. Sprawdziłem, czy jego grono jest dość liczne i kto w nim jest. Sprawdziłem było dość liczne i rozrzut wiekowy jest duży. Wniosek jaki mi się nasunął: z natury przyjmuje wszystkich. Wiec wysłałem. Uznałem: jak przyjmie to fajnie, jak odrzuci to też dobrze. Przyjął, więc poczułem się nieco uradowany. Istniała możliwość do zapoznania się. Czas zweryfikował i stwierdziłem, że w sumie to nic nie zmienia. Od małego lubię spacerować samotnie słuchając przy tym muzyki. Spacerując po obrzeżach miasta mam nadzieje, ze go zobaczę. Ostatnio też jeżdżę na rolkach i na rowerze, a od paru lat biegam. Z racji, iż on mieszka blisko ścieżki rowerowej, to pomyślałem i skorzystam. Często kiedy jestem w domu rodzinnym to własnie tam uprawiam sport. Z kilku powodów, dla zdrowia, dla odstresowania się (studia) no i możliwość zobaczenia się z nim. Zdarzało się, że go mijałem (on stał wtedy plecami do mnie), jednak nie miałem okazji spojrzeć mu prosto w oczy, ponieważ ja poruszałem się szybko, a on spacerował z żoną i wózkiem. Przytłoczony studiami spędziłem trzy tyg w mieście, w którym studiuje. Wiec nie miałem okazji go spotkać nawet trochę mnie to uspokoiło. Jedna chęć spotkania się z nim znowu wróciła kiedy zjechałem do rodzinnego miasta... Przypadkiem zobaczyłem go wieczorem, było ciemno, wracałem z kolegą. Pomyślałem: no w końcu. Pewnego niedzielnego wieczora jechałem rowerem i zobaczyłem go z daleka. Myślałem ze to nie on. Jednak przy odpowiedniej odległości go rozpoznałem. I w tym momencie coś się we mnie zmieniło... ( on szedł z drugiej strony na chodniku a ja jechałem na ulicy rowerem) Poczułem jakiś lęk i obróciłem głowę w drugą stronę, byle nie nawiązać z nim kontaktu wzrokowego. Po tej sytuacji znowu coś we mnie się uradowało. Z jednej strony chciałem go zobaczyc, a tu zaraz unikam jego spojrzenia. Podsycało to moje niezrozumienie. Trzy dni temu poszedłem biegać. Przechodziłem przez ulicę i (podkreślę, że w tym miejscu on blisko nie mieszka) spojrzałem odruchowo na kierowcę samochodu. I co? Patrzył się na mnie, a ja po chwili zorientowałem się, że to on więc spojrzałem na niego. Spuścił wzrok i spojrzał przed siebie i pojechał dalej. Mój lęk zawitał mnie ponownie, swoja niepewność co do normalności swojego postępowania również. Dwa dni temu jechałem z rodzinnego miasta do tego, gdzie studiuje. Kiedy przyjechał autobus, w miejscu gdzie ludzie wysiadają, zauważyłem, że on jest kierowcą. Pierwsza myśl to oczywiście strach i lęk przed swoim zachowaniem (?). Kiedy podjechał autobus, zaczepiła mnie koleżanka z czasów liceum. Więc zacząłem z nią rozmawiać( przegadałem z nią cała drogę, ale to nie jest temat główny). Rozmawiałem z nią do momentu, aż nie kupiła biletu i nie poszła szukać miejsca w autobusie. Ja przywitałem się z nim ( jako kierowca on sprzedaje bilety) patrząc mu w oczy. Po czym dałem mu banknot. On dotknął mnie lekko (ręką), wyciągając banknot z ręki. Przypomniało mi się że kiedyś czytałem, iż Ja jako osoba nieśmiała powinienem jak najwięcej dotykać ludzi. Więc kiedy brałem resztę celowo chciałem go dotknąć. I kiedy odbierałem od niego resztę, patrząc się na niego z powagą, on spojrzał na mnie. Takie chwile trwają krótko, jednak dla mnie taka chwila była bardzo wartościowa. Po tej sytuacji : wewnętrzne uradowanie, bo miałem możliwość się z nim zobaczyć spojrzeć w oczy i nawet go dotknąć. I tak analizując swoje niezrozumiałą chęć ( poznania na tle koleżeńskim- na tym etapie już tak to zinterpretowałem) do nieznanej starszej osoby wciąż się zastanawiałem, czy może on chcę ze mną porozmawiać, czy nie. Ja sam stwierdzam, że dobrze byłoby mieć kontakt z osobą starszą, mężczyzną. Sam uważam, iż jako mężczyzna, potrzebuję wzorców, których nie mam od kogo brać ( mieszkam z kobietami). Dochodzą obawy: czy ja postępuje normalne? czy to nie szpiegowanie? Czy spróbować nawiązać kontakt? Ja mam czasem wrażenie, że znamy się bardzo dobrze. Tylko to jest niemożliwe. Tak przyszło mi do głowy kiedy, spotkałem go na poczcie. Takie coś budzi już we mnie lęk i wewnętrzne spory. Kiedy go zobaczę, zaczynam panikować i udawać, że go nie widzę. Z kolei jeżeli zastanawiam się czy podjąć jakieś działanie ( chociaż nie mam pojęcia jakie) to boję się, że raczej zniszczę taką możliwość nawiązania kontaktu.Kiedy siedzę w domu i mam to staram się wyjść bo być może zobaczę go znowu... Dodam też, że przez parę lat miałem kontakt z osobą ( teraz już w wieku podobnym do tej osoby) przez internet. Poznaliśmy się w grze internetowej, nawet miałem ochotę się z nim poznać w rzeczywistości i wypić trochę alkoholu. Niestety czas zweryfikował naszą znajomość i uległa rozpadowi. Rozumiem, że przyjaźnie odchodzą i pogodziłem się z tym. Czytając to wszystko zastanawiam się sam ze sobą: Co to jest? Czy to normalne? Nie rozumiem sam siebie. Strasznie jestem zmieszany.
×