Skocz do zawartości
Nerwica.com

robczyk

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez robczyk

  1. Rozumiem, po tym opisie tez bym do siebie nie czul sympatii, jednak obcy ludzie uwazaja ze jestem bardzo sympatycznym i pozytywnym chlopaczkiem. Nie umiem tego wyjaśnić. Wszystkim da sie zamydlić oczy... Wziąłem się ostatnio w garść, jednak wydaje mi sie, że troszke za pozno sie obudziłem i z tego powodu nie zdam 2raz. Najgorsze jest to, ze nie jestem debilem i nauka mi latwo przychodzi aczkolwiek jestem BARDZO BARDZO leniwy i nic mi sie nie chce. Ok gdybym nie rozumial, gdybym byl debilem, gdybym wszystko zapominal to bym zrozumiał. Nie umiem sie zmobilizować i przez to mam problemy. Moim haslem bylo carpe diem, ale juz sie przekonalem o tym, ze to zly motyw przewodni.
  2. Witajcie! Jestem tu nowy i jest to dla mnie szok, ze znajduje sie na takim forum. Nigdy w zyciu bym nie pomyslal, ze skoncze w tym miejscu, ale nie mam nikogo komu moglbym sie wyzalic... Wszystkich straciłem przez swój nadzwyczajny egoizm. Zaczynamy. Mam 18lat, aktualnie mieszkam w stolicy i od dłuższego czasu dostrzegam, że moje życie powoli stacza sie na dno. Wychowywalem sie przez pierwsze 6lat na wsi z babcia (podczas gdy moja mama studiowala), bylem bardzo pozytywnym dzieckiem, ktore mialo w sobie mase vigoru i energii. Przeprowadziłem sie do Warszawy idąc do podstawówki. Wszystko było super. Ja, mama, treningi akrobatyki, ogolnie cud miod. Wychowywalem się jednak bez ojca (mam z nim znikomy kontakt, zazwyczaj daje mi tylko pieniadze). Bylem dzieckiem dominującym wśród rówieśników, miałem pierwszy najlepsza dziewczynę itp itp. Ogolnie pochodze z zamożnej rodziny. Pewnego dnia mama przyprowadzila nowego faceta, ktorego od razu zaakceptowalem i zaprzyjaznilem sie z nim. Bylem typem sportowca, trenowałem praktycznie wszystko co było możliwe i w każdym sporcie zawsze byłem najlepszy. W 4klasie podstawówki zacząłem trenować pilke ręczna, która weszla mi w krew. Niestety... skończyłem "kariere" po tym jak na jednym z meczy zaczalem pyskowac trenerowi. Wtedy zaczely sie moje pierwsze problemy. Trener nie przyjął mnie do druzyny w gimnazjum i z tego powodu musialem zmienic szkole. Poszedlem do sportowego gimnazjum i zaczalem trenowac siatkowke. Gimnazjum to okazalo sie jednak patologiczne (uswiadomilem to sobie dopiero po skonczenou), przestałem sie uczyć, ale zdawalem bez problemu. Rodzina jednak zaczela dostrzegać, ze jestem coraz bardziej leniwy i rozpuszczony. Mama wraz ze swoim partnerem uwazali, ze jestem uzależniony od komputera i mialdm do niego dostep tylko w weekendy. Moj ojczym provowal na sile mnie wychowywac, a moj twardy charakter nie pozwalal na to i sprzeciwialem sie mu. On jednak nie tolerowal mojego bezczelengo zachowania i nie raz od niego dostalem. Fakt faktem, ze gosc ten ma problemy z glowa i jak wpadnie w szal to nie kontroluje tego co robi. Szybko sie znielubilismy, on uwazal ze jestem rozpuszczonym i niewychowanym bachorem, ja natomiast traktowalem to jak powietrze. Pewnego dnia przy śniadaniu mama powiedziala mi, że bede mial rodzeństwo, bylem w szoku... Od zawsze sam sie wychowywalem i nagle ktos sie pojawi. Po 9miesiacach urodziła mi się siostra, a po 2latach pojawiła sie kolejna. Lena i Nina, moje dwia najwieksze skarby dla których jestem w stanie zrobic wszystko. Wreszcie poszedlem do liceum, jednak szybko okazalo sie, ze poziom nauczania jest o wiele wiele wyzszy niz w gimnazjum. Z tego powodu nie zdalem... Nie przejalem sie tym jednak. Mama nie wyciągnęła żadnych kosekwencji. Zaczalem jednak dostrzegać zmiany w tym jak traktuje mnie rodzina. Coraz mniej we mnie wierzyli, moja ulubiona ciocia zaczela traktowac mnie inaczej. Mowi, ze potrafie byc mily tylko wtedy gdy cos chce. Fakt. Od zawsze dostawalem to czego chciałem, ale nie byłem rozpuszczony. Zawsze osiągalem swoj cel. Stalo sie, zmienilem profil klasy jednak zostslem w tej samej szkole. W nowej klasie poznalem fantastyczna dziewczyne, ktora wydawala sie byc idealem, spedzalismy ze soba caly czas w szkoel i po szkole. Niestety byl pewien mankament, mianowicie owa przyjaciółka miała chłopaka od 2.5roku... Myślałem, ze facet nie sciana i da sie przestawic, dlatego walczylem o nia za wszelka cene. Spotykalismy sie coraz częściej i mielismy coraz lepsze kontakty. Wkrotce poznalem jej chlopaka, z ktorym odziwo sie zaprzyjaznilem. Nie przeszkadzalo mi to jednak w zdobyciu jego dziewczyny. Zdradzila go... Przez dwa tygodnie "nieoficjalnie" ze soba bylismy, spalismy ze soba itp. W mojej glowie jednak zaczala sie tworzyć nowa mysl. "Co ja do ku*** robie", sypiam z dziewczyna mojego znajomego. .. Czulem sie jak kompletny bydlak. Postanowiliśmy, że zostaniemy tylko przyjaciółmi. No tak, wszystko fajnie ale co ze szkola?! A no nic, przyzwyczajony norma gimnazjalna nic sie nie uczylem, chociaz wszyscy do okola mi mowili, ze musze sie uczyc. Js niby to rozumiałem, ale i tak to miałem w dupie i nic z tym nie robiłem. Zapomnialem napisac, ze na poczatku liceum zaczalem palic marihuane. Wszystko było super, co tydzien wypady do znajomych na "buszka", nocne tripy samochodem itd. Pewnej nocy jeździliśmy samochodem po okolicsch Warszawy i jak zwykle palilismy blanty. Nie była to jednak normalna przejazdzka. Kiedy sie upalilem zaczely sie we mnie kotlowac mysli, zaczalem myslec nad sensem mojego zycia i tym jak sie prowadze. Doszedlem do wniosku, ze jak tak dalej pojdzie to skoncze na dnie... Strasznie przejalem sie ta mysla i od nastepnego dnia postanowiłem wszystko zmienic. Bylo OK przez okolo 2tytodnie po czym znow przestalem sie uczyc. No i jestesmy na koncu mojej historii. Dzisiaj obawiam sie, ze nie zdam 2raz, kloce sie z mama, nie mam z nią żadnego kontaktu, tyle co robi mi jesc i na mnie krzyczy, a ja i tak nie jestem wdzieczny za to ze ma dla mnie jeszcze sile i nerwy. Czuje, ze powoli trace wszystko co mam, z dnia na dzien jest coraz gorzej i przestaje widzieć sens we wszystkim co robie. Podsumowując W przeciągu ostatnich lat całkowicie straciłem więź ze swoja mamą, nie lubię sie z moim ojczymem, rodzina powoli sie ode mnie odsuwa, nie mam nikogo komu moglbym się wyzalic, od nikogo nie otrzymuje wsparcia, wszystkich bliskich JA SAM nastawilem przeciwko mnie. Jestem skończonym egoista, samolubem, brak we mnie wspolczucia i jestem genialnym aktorem. Codziennie zakladam na twarz maske pozytywnego popierdolenca, a w rzeczywistosci jestem zerem. Po co, wiec mam żyć? Jaki jest tego sens? Co zrobie jak nie zdam 2raz? Zadnych perspektyw na przyszłość.... Ps.: Mozliwe, ze nie przedstawiłem swojej historii tak jak wygląda to w rzeczywistości jednak bardzo sie starałem. Pozdrawiam i przepraszam za moja litanie, ale krocej nie umialem
×