Skocz do zawartości
Nerwica.com

thewaytolivelife

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez thewaytolivelife

  1. Już przez myśl przeszło mi wydrukowanie tego, co napisałam wyżej i podanie psychologowi, ale to chyba nie jest najlepsze rozwiązanie... Nie wierzę, że to już jutro...
  2. Dziękuję! :* Bardzo się boję wizyty, nigdy nikomu nie mówiłam w 4 oczy o takich problemach... Nie wiem, czy będę w stanie to z siebie wydusić
  3. Niestety mama nie wspiera mnie na tyle, żeby popierać moje "wymysły", wręcz wyzwała mnie, że nie chcę, aby przyszły... Dziękuję Ci bardzo za odpowiedź, uspokoiłaś mnie... Czasami bardzo się cieszę na tę wizytę, a czasami mam ochotę zrezygnować... Idę w najbliższy poniedziałek. A jeśli spyta o mój problem, mam mu powiedzieć to wszystko, co wyżej napisałam? Czy może to jakoś stopniowo będzie "wychodzić"?
  4. thewaytolivelife

    Cześć

    Obsesyjny perfekcjonizm niestety i mnie męczy, okropność Powodzenia u psychoterapeuty.. Ja niedługo pierwszy raz idę do psychologa i bardzo się stresuję...
  5. Nathallie, póki co jestem umówiona na wizytę u psychologa, zobaczymy co on powie... Choć bardzo boję się wizyty i czasami najchętniej bym zrezygnowała, to wiem, że to nie jest dobre wyjście i na pewno tego nie zrobię. Niestety ja już chyba zabrnęłam w samotność dość daleko... Dla przykładu jutro prawdopodobnie przyjdą do mnie koleżanki zrobić mi "niespodziankę" z okazji urodzin, a ja się stresuję, mam ściśnięty żołądek na samą myśl o tym, mam wrażenie, że robią to tylko dlatego, żeby nie było mi przykro (od początku tego roku przychodzą tak do każdej po kolei), najchętniej bym gdzieś uciekła, wyjechała... Egzaminy nie poszły źle, choć zrobiłam głupie błędy, za które jestem na siebie wściekła. Najbardziej jestem chyba zadowolona z angielskiego i matematyki. A Tobie? Tikitiki, właśnie otwieranie się do ludzi jest dla mnie ogromną barierą i nie potrafię sobie z nią radzić... Na razie, tak jak już pisałam wcześniej, idę do psychologa, tylko nie wiem, jak mu wytłumaczę mój problem... Boję się, że to wszystko brzmi mało poważnie, żałośnie... woowoo, zdecydowałam się na psychologa właśnie dlatego, że boję się, że potem będę przenosić problemy z młodości do rodziny, na dzieci, itd... Czy moglibyście napisać mi w skrócie jak wygląda pierwsza wizyta u takiego lekarza..? O co pyta?
  6. thewaytolivelife

    Cześć!

    Witam! Trafiłam dzisiaj przypadkiem na forum i w poszukiwaniu wsparcia postanowiłam się zarejestrować. Właściwie to nie wiem, co mi dokładnie jest, więc opiszę swoją historię... Mam 16 lat. Początki tego wszystkiego sięgają 4-5 klasy podstawówki, gdy miałam swoją grupkę koleżanek oraz jedną, należącą do innej grupy, ale bardzo mnie lubiła i tak jakoś się przyjaźniłyśmy... Ona i te jej przyjaciółki były śliczne, przebojowe, a ja skryta, nieśmiała... Gdy koleżanka chciała gdzieś wyjść ja raczej wolałam zostać w domu, bo zawsze były tam jakieś inne osoby, których nie znałam, nie potrafiłam nawiązać z nimi rozmowy... Natomiast z tą drugą grupką bardzo lubiłam się spotykać. Dorastałam wciąż będąc bardzo nieśmiałą osobą. Do tego doszło zaniżone poczucie własnej wartości, brak poczucia własnej wartości i samoakceptacji... Nigdy nie byłam szczypiorkiem, a waga była jednym z moich wielu kompleksów. Potem w 1 gimnazjum doszło poczucie, że każda koleżanka komuś się podoba, a ja nie... Wiem, że to była głupota w tym wieku... Czasami w domu miałam odczucie, że jestem gorsza... Miałam okres, że wszystko robiłam źle, nie tak, nic mi nie wychodziło, brat był lepszy... Mama często mnie wyzywała, a brat zaczął wyśmiewać (obecnie z bratem mam bardzo dobry kontakt). Często wtedy płakałam i użalałam się nad swoją beznadziejnością. Nadszedł taki czas, że wydawało mi się, że waga jest moim największym problemem, a zrzucenie paru kg sprawi, że wreszcie się polubię, inni będą mnie podziwiać, będzie idealnie! Oczywiście nic bardziej mylnego... Zaczęłam dietę 1000 kcal (styczen 2013), co było głupotą... Schudłam w 2 miesiące 5 kg, przy okazji nabawiłam się obsesji myślenia o jedzeniu, liczenia kcal (+zanik miesiączki...). Zaczęłam jeść więcej, ale potem spadło jeszcze 2,5 kg, dość spora niedowaga (42,5 kg/160 cm wzrostu). W końcu udało mi się zatrzymać wagę. Pomimo, że wizualnie jest mnie mniej, to w środku czuję się zupełnie tak samo, albo nawet gorzej.... Podczas tych paru miesięcy zaczęłam się jeszcze bardziej odizolowywać od koleżanek... W końcu jak chciały gdzieś wyjść czułam ogromną niechęć, miałam napady paniki- płacz, złość, krzyk (i zostało mi to do teraz). We wrześniu postanowiłam przytyć- jadłam dużo (ponad 2000 kcal), ale nadal czułam strach przed bardziej kalorycznymi potrawami... Waga stała w miejscu. W końcu przestałam liczyć kalorie, ale myśli o jedzeniu pozostały. Przez ten czas przeplatały się lepsze i gorsze okresy. Te lepsze- to gdy trwałam w codziennej monotonii, a czas przepływał mi przez palce. Te gorsze- powroty ze szkoły, brak sił, nadziei, nienawiść do siebie, codzienny płacz... Obecnie od jakiegoś czasu spłynęła na mnie taka obojętność... Bardzo denerwowałam się egzaminami gimnazjalnymi miesiąc przed, a gdy nadeszły wisiały mi totalnie... Nic nie sprawia mi radości, przyjemności... Na samą myśl o wyjściu gdzieś z rówieśniczkami czuję ścisk żołądka (podobny odczuwam w chwilach stresujących), a gdy ma do niego dość, tak jak pisałam, mam napady paniki... Odwróciłam, zerwałam kontakt z większością koleżanek, a z tymi z klasy ograniczyłam kontakt do widywania się w szkole (głupi przykład, ale na facebooku mam zawsze wyłączony czat, itp). Mam też chore, ogromne ambicje- zależy mi na jak najlepszych stopniach, bo daje mi to poczucie, że chociaż w czymś mogę być lepsza od innych... Jestem chorą perfekcjonistką, a gdy coś idzie nie po mojej myśli bardzo się złoszczę, denerwuję... Do tego mam parę objawów somatycznych, ale nie jestem pewna, czy one są z tym związane... Co jakiś czas silne bóle brzucha w dolnej części, zaparcia naprzemiennie z biegunkami, wzdęcia, non stop mi zimno (to jest raczej związane z niską wagą), chroniczne zmęczenie, pomimo wielu godzin snu. Od około 3 tygodni staram się też (tym razem na poważnie) przytyć, póki co zatrzymałam się na 44 kg. Dochodzi do tego mama, która naciska, żebym jadła "normalnie", a ja upieram się na zdrowym tyciu... Gdy powiedziałam jej (co było dla mnie ogromnym wyzwaniem), że mam zaniżone poczucie wartości, itp, to potem wykorzystała to w kłótni "Ty masz zaniżone poczucie wartości, a ludzie w szpitalach umierają na raka"... Wywołała u mnie wtedy ogromne poczucie winy... No i dodam jeszcze jedno. Mając 8 lat umarł mój tata. Był dla mnie najważniejszą osobą na świecie, kochałam go bardziej nawet od mamy (choć teraz mam z mamą świetny kontakt i bardzo ją kocham, pomimo tego co mówi!), mój świat w jedną chwilę zawalił się... Być może to wydarzenie ma teraz na mnie wpływ? Nie wiem... Wybaczcie, że się tak rozpisałam....
×