Skocz do zawartości
Nerwica.com

Marpas

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Marpas

  1. Witam! :) Od dłuższego czasu zastanawiam się, czy mam NN. Poczytałem forum, poszukałem w sieci i okazuję się, ze chyba jednak tak. Opiszę Wam pokrótce dlaczego tak myślę. Już w wieku 10-12 lat miałem cały zestaw tików nerwowych: wzruszanie ramionami, silne, intensywne mruganie oczami, lizanie palców - podnosiłem naraz obydwie dłonie do ust i jednocześnie lizałem po 2 palce z każdej dłoni (albo: lewa-prawa-obydwie dłonie), powtarzałem taką czynność co kilkadziesiąt sekund. Robiłem to, bo palce wciąż wydawały mi się zbyt suche. Oczywiście im więcej je lizałem, tym bardziej mi się wysuszały, więc było to zamknięte koło... Standardem były równo ustawione kapcie przy łóżku, rzeczy składane w kosteczkę, zamiłowanie do kątów prostych (do dzisiaj czuję dyskomfort, gdy np. książki, gazety, pudełka itp. nie są poukładane równo względem siebie albo względem powierzchni, na której leżą). Denerwuje mnie, gdy ktoś ogląda ze mną film i nie uważa, albo jest rozproszony. Jeśli mi samemu coś przerwie, albo sam się rozproszę muszę cofnąć film tak, żeby niczego nie pominąć... Liczę schody, po których wchodzę/schodzę, jeśli coś ma mieć wymiar (rysunek techniczny, komórka tabeli) to albo rzeczywisty (do 4 miejsca po przecinku :)), albo zaokrąglony do pełnej, parzystej liczby. Zliczam litery w wyrazach - nie muszą być parzyste, żebym się dobrze poczuł - jeśli są inne (np. 9, 15...) szukam innej prawidłowości (9 to 3x3, 15 to 5x3). Mniej komfortowo jest, jeśli są to liczby pierwsze. Inne zachowania związane z jakimś rodzajem z symetrii: gdy zrobię krok do przodu prawą nogą i (nie wiem jak to określić) „zauważę” go, skupię na nim jakoś szczególnie swoją uwagę, to zaraz muszę wykonać taki sam lewą (też będąc na nim „skupiony”) potem np. obiema - skok albo coś w rodzaju skoku... Ten schemat (lewa-prawa-obie funkcjonuje zresztą u mnie w różnych innych przypadkach). Sprawdzanie przed spaniem kurków od gazu, kontrola klamek, zamka, sprawdzanie, czy się na pewno czegoś nie zapomniało (pomimo, że 2, 10, 15, 30 sekund wcześniej już sprawdzałem)... Te wszystkie zachowania są ze mną tak długo jak sięgam pamięcią... Poza tym rytuały: ubieranie się i rozbieranie w odpowiedniej kolejności, określone schematy przy myciu okien, naczyń, myciu w wannie, zawsze te same miejsca dla konkretnych przedmiotów (i rozdrażnienie, kiedy ktoś mi coś przestawia albo przenosi)... Z tego co przychodzi mi jeszcze do głowy to np. ściąganie z sieci tutoriali (samouczków) do programów graficznych. Wyszukiwanie, konsekwentne przeglądanie, zapisywanie, katalogowanie, tak, żeby mieć wszystkie. I narastająca frustracja, bo przecież to niemożliwe, żeby je wszystkie w końcu zgromadzić! Jest też jakieś dziwne rozdwojenie: jestem grafikiem i mam raczej twórczy, „rozbujany” przez wyobraźnię umysł. Ale kiedy zaczynam tworzyć, rysować, nie mogę wyjść poza prostokątne ramy, kąty proste i symetrie – to przytłaczające i zniechęcające... Jest też sprawdzanie po kilka-, kilkanaście razy tego co się napisało (postów, dokumentów...) i poprawianie ich, bo jakiś wyraz nie jest na „swoim” miejscu, jakiś użyty „nie ten”... Sznurowadła w butach wiąże w określony sposób... Cóż, jest tego trochę. :) Jest też niewiarygodna wnikliwość, konieczność analizowania własnego działania połączona z niedowartościowaniem. Zależy mi na opinii innych ludzi, jednak od czasu do czasu staram się z tym walczyć, prowokować ich reakcje np. przez zmianę wyglądu, ubioru - bez wielkich ekstrawagancji, po prostu jakąś zauważalną zmianą. W ten sposób się testuję: czy stchórzę pod naporem reakcji i się wycofam, czy potrafię zbagatelizować uwagi innych... Bardzo się do tego przykładam ostatnio, żeby nie robić sprawy z błahych sytuacji. Wiecie (to może być trochę zagmatwane), mam takie coś, że wiem, taki wymyślony, chyba mało realny obraz tego, jak postrzegają mnie inni (konkretni) ludzie. Do tego (nieprawdziwego) obrazu dopasowuję swoje zachowanie, tak, żeby coś zmienić, albo naprawić. Muszę też wiedzieć jak najwięcej o tym, co ktoś o mnie myśli, żeby naprawianie miało sens i było skuteczne. Jeśli zrobię kolejną rzecz „nie tak”, już wyobrażam sobie jak to wpłynie na mój obraz w oczach innych i staram się zrobić to lepiej. Ale wpadam wtedy w błędne koło wyjaśniania wszystkiego, wypytywania, tłumaczenia się, co jeszcze bardziej narusza mój wyimaginowany wizerunek, zamiast po prostu machnąć na to ręką i być sobą. No cóż, wątpliwości co do mojego stanu chyba nie ma. :) Przejdę jednak do sedna. Tiki nerwowe z dzieciństwa minęły, Wszystkie moje natręctwa są męczące, ale mając ich świadomość czasami (nawet często) robię im na przekór i nie daje się im ślepo prowadzić. Udaje się. Co prawda w przypadku niektórych z nich odczuwam wyjątkowo silny przymus, ale i z tym udaje mi się poradzić, a gdy ulegam nie robię sobie z tego powodu wyrzutów. Czyli te wszystkie moje dziwactwa nie są nadmiernie uciążliwe i potrafię z nimi normalnie żyć. Bałem się totalnej utraty kontroli, gdy na świat przyszło pierwsze dziecko, że nie będę potrafił zaakceptować chaosu, nieprzewidywalności i bałaganu jaki może wprowadzić mały człowieczek, ale – o dziwo – dosyć szybko to zaakceptowałem. Wprowadziliśmy z żoną jednomyślnie pewną rutynę w opiece nad dzieckiem, potrafię wykryć i zdefiniować w zachowaniu naszego dziecka pewne regularności – to chyba trochę pomaga... Gorzej gdy chodzi o moje kompleksy i chęć podobania się innym, podporządkowanie opinii innych i kreowanie własnego wizerunku – to bywa wyjątkowo denerwujące... Ale, jak pisałem, staram się być sobą i lekceważyć to, jak inni mnie postrzegają. Cóż, nie jest to terapia bezszokowa, bo przy okazji czuję, że tracę kontrolę nad pewną dziedziną mojego życia (nie będę miał wpływu na postrzeganie mnie przez innych, ale czy kiedykolwiek ten wpływ tak naprawdę miałem?). Na razie mnie to fascynuje i czuję się przyjemnie wolny w chwilach, kiedy zupełnie nie zawracam sobie głowy reakcjami innych. Chwilami (falami) przejmowanie się wraca i wtedy już nie jest tak kolorowo... A! Pytanie! :) Czy istnieje możliwość, że moje objawy się pogłębią i nerwica nasili się z biegiem czasu? Mam w tej chwili ponad 30 lat i nie wiem, czy czasami nie zacząć już teraz szukać pomocy, zanim sprawy nie rozwiną się zbytnio? Pozdrawiam – M. PS. Świetnie, że trafiłem na to forum. To pocieszające, że nie jest się samemu, a już zupełnie niesamowite, że można mówić o swoich fobiach i ktoś inny to rozumie! :)
×