Coż, tu się różnimy w poglądach. Przynajmniej częściowo. Ja wiem o czym mówię, bo byłam takim zagubionym, zawstydzonym dzieciakiem, bałam się wszystkiego, zawsze czułam się gorsza,dziwna. I tak byłam odbierana, co potęgowało moją alienację. Znalazłam przyjaciela, osobę cierpliwą, też pokiereszowaną przez życie. I również dzięki tej przyjaźni, gdzie czułam się akceptowana, taka jaka byłam, gdzie czułam się doceniana i kochana, udało mi się zmienić moje zachowania. Trochę oswoić świat. Nadal nie jest super,ale jest lepiej. I nie twierdzę,że to gładko poszło. Ale nie wierzę, że za problemami w komunikacji, w nawiązywaniu relacji z ludźmi stoi jakaś tajemnicza,złowroga dysfunkcja mózgu. Prędzej błędy w wychowaniu,nawarstwiające się latami złe nawyki. Masz rację,ze potrzeba przyjaciela,bliskiej osoby. Tak to jest niezbędne! Pewnie potrzeba też leków, pomocy psychologa itp. Skad przekonanie,że ja chcę komuś wmówić, że mu nie wiem pomogą spacer i oglądanie komedii? Pewnie, że nie. Twój fatalistyczny pogląd (tak go odbieram, jeśli się mylę popraw mnie) trochę mnie przeraża. I nie zarzucaj mi, że mówię frazesy i nie oceniaj mnie ani tego co przeszłam. A próbować trzeba. Nawet przyłączenie się do tego forum to jest próba walki o siebie.