Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pani Landers

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Pani Landers

  1. Już po wizycie. Mało się nie poryczałam, lekarka była wspierająca i ... motywująca. Dobrze mi zrobił sam fakt, że ktoś mnie wysłuchał. Zapisala mi lek Elicea i od czerwca zaczynam psychoterapię.
  2. Ok, już rozumiem, o co Ci chodzi, ale nadal nie jestem pewna, czy założyciel tematu cierpi faktycznie na to, co opisujesz. Najlepiej,jakby sam się odezwał.
  3. Coż, tu się różnimy w poglądach. Przynajmniej częściowo. Ja wiem o czym mówię, bo byłam takim zagubionym, zawstydzonym dzieciakiem, bałam się wszystkiego, zawsze czułam się gorsza,dziwna. I tak byłam odbierana, co potęgowało moją alienację. Znalazłam przyjaciela, osobę cierpliwą, też pokiereszowaną przez życie. I również dzięki tej przyjaźni, gdzie czułam się akceptowana, taka jaka byłam, gdzie czułam się doceniana i kochana, udało mi się zmienić moje zachowania. Trochę oswoić świat. Nadal nie jest super,ale jest lepiej. I nie twierdzę,że to gładko poszło. Ale nie wierzę, że za problemami w komunikacji, w nawiązywaniu relacji z ludźmi stoi jakaś tajemnicza,złowroga dysfunkcja mózgu. Prędzej błędy w wychowaniu,nawarstwiające się latami złe nawyki. Masz rację,ze potrzeba przyjaciela,bliskiej osoby. Tak to jest niezbędne! Pewnie potrzeba też leków, pomocy psychologa itp. Skad przekonanie,że ja chcę komuś wmówić, że mu nie wiem pomogą spacer i oglądanie komedii? Pewnie, że nie. Twój fatalistyczny pogląd (tak go odbieram, jeśli się mylę popraw mnie) trochę mnie przeraża. I nie zarzucaj mi, że mówię frazesy i nie oceniaj mnie ani tego co przeszłam. A próbować trzeba. Nawet przyłączenie się do tego forum to jest próba walki o siebie.
  4. To fakt, potrzebny jest ktoś wrażliwy, empatyczny, wiele można zrobić ze sobą dzięki temu.Ale to może być. pułapka, bo nie chodzi o to,żeby się uczepić innej osoby i uczucia do niej jak ostatniej deski ratunku. To prowadzi do toksycznych relacji. Trzeba pracować nad siłą w sobie.
  5. Yanusz nie grzeb sam w swojej osobowości, etykietujesz sie (tu depresja, tam borderline). Może powinien zrobić to jakiś specjalista? Wiem, co to znaczy zabiegać o akceptację, tak robiłam w gimnazjum, nie mogli mi się narażać, bo dawałam prace domowe , ale nie lubili mnie (przynajmniej cześć). Miotasz się jak ryba w sieci, wszystko urasta do rangi tragedii, każde niepowodzenie przeżywasz wielokrotnie mocniej niż powinieneś.To też znam z przeszlości. Trzeba z psychologiem dokopać się do źródła takich poglądów i przekonań. Bo są fałszywe i krzywdzisz siebie. Ale racja, w jeden dzień się nie zmienisz. Zmiana jednak jest możliwa i musisz poszukać fachowej pomocy. Masz wsparcie w bliskich?
  6. Prakseda, nie ujęłabym tego trafniej. Kurde, taka byłam idealna, spełniałam tyle cudzych oczekiwań, że sie nie zastanowiłam nawet, jak to jest mieć swoje własne. Przestałam odróżniać swoje marzenia od cudzych oczekiwań. I też runęło. Miałam taki okres, że bez przerwy rozpamiętywałam dzieciństwo. Mam przyjaciółkę, która wychowała się przy ojcu alkoholiku. Ona jest dla mnie wsparciem, bo przed nią pierwszą dawno temu się otworzyłam. Mój były (świetny facet zresztą był z niego) stwierdził kiedyś, że jest mnie dwie osoby: zimna, nieprzystępna i wesoła, towarzyska. Też nie jestem w pełni zdrowa, może mi choroba nie dokucza bardzo fizycznie, ale mnie ciągnie w dół w sensie psychiki. Od 13 roku życie postrzegałam swoje życie jako ciąg katastrof (mama w klinice z gruźlicą, potem rozstanie rodziców, kochana babcia z zanikami pamięci) To jest oczywiście bzdura, ludzie przecież doświadczają problemów i je rozwiązują. Ale ja nie miałam wsparcia, wszyscy dorośli też panikowali i tylko mi powtarzali:musisz się trzymać. Tylko czego ja się miałam trzymać? To sie trzymałam mojego wizerunku idealnego dziecka, potem idealnej studentki. A obecnie bywa mi wszystko jedno, nie chce mi się walczyć. Ale też nie chce się poddać. A już na pewno nie zniosę tego życia takim jakim jest. Konkluzja brzmi: tak, potrzebuję psychoterapii. Nawet wierzę, że dam radę z tego wyjść i że Ty też dasz.
  7. Miło słyszeć, że mój przypadek nie jest wyjątkowy. Boję się, że musiałabym długo czekać. Ale cz nie trzeba na to jakiegoś skierowania od psychiatry?
  8. Nie, przy przyjaciołach jestem sobą ale sama ich obecność mi trochę pomaga, tzn na ten czas gdy akurat ktoś z nich jest obok. Co do psychoterapii, to pewnie by mi pomogła, ale na NFZ nie mam co liczyć, a na prywatną mnie nie stać. Zobaczę co powie psychiatra, wiem, że w przychodni jest jakiś psycholog,ale nie mam pojęcia co on tam prowadzi. Potrzebuję jakiejś doraźnej pomocy, bo to co przeżywam przed zaśnięciem i bezpośrednio po przebudzeniu, to jakiś koszmar. Budzę się prawie z płaczem.
  9. Jestem tu nowa, ale czytam to forum od dwóch tygodni. To pomogło mi się zmotywować i zapisać do psychiatry. Wizyta za niecałe 2 tygodnie. Nie jestem pewna czy to depresja, ale większość objawów się zgadza: mam obniżony (oj maksymalnie) nastrój, brak woli, wydaje mi się, że wszystko mnie przerasta, nie mogę spać, a rano budzę się z głową pełną czarnych myśli. Zawsze byłam pesymistką,przewidywałam najgorszy scenariusz. To chyba wynik wychowania. W mojej rodzinie problemów się nie rozwiązywało, a ukrywało i rozpaczało, ewentualnie obwiniało innych członków rodziny. Rodzice pobrali się nie z miłości, a rozsądku. Ciągle były wzajemne pretensje i niespełnione oczekiwania. Ja od małego starłam się być dobra posłuszną córka, pilną uczennicą, nie piłam nie ćpałam, nie paliłam, na dyskoteki chodziłam, ale nawet tam byłam "grzeczna". Miałam i nadal mam skromną grupkę przyjaciół, udało mi się poskromić kilka swoich słabości, robię wrażenie osoby pełnej życia, zdecydowanej (o ironio ). I czuję się mniej dziwna i niepasująca niż w dzieciństwie. Ale mimo to posypałam się, boję się żyć. Nie miałam normalnego dzieciństwa i jestem w żałobie po nim. Ale wiecie co? Zdecydowałam, że chcę to zmienić, że chcę żyć. Tylko sama nie dam rady. Pomoc jest niezbędna. Liczę, że to dobry krok, chociaż jestem przerażona.
×