Skocz do zawartości
Nerwica.com

Selma

Użytkownik
  • Postów

    343
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Selma

  1. Z moich informacji wynika, że żadna terapia nie jest skuteczniejsza od innej. To po pierwsze. ale:

    Najnowsze badania (2013, 2014) pokazują że terapia psychodynamiczna jest bardzie skuteczna w leczeniu zaburzeń osobowości w tym bpd niż terapie poznawcze - efekty są znacznie bardziej trwałe a to chyba najważniejsze.

    Dobre efekty terapii poznawczych opierają się na zmniejszeniu objawów, bo to jest łatwe do zmierzenia w przeciwieństwie do zmian zachodzących w nurtach analitycznych. Niestety te zmiany z czasem zmniejszają się.

    Preferencje piszącej niniejsze słowa są zapewne łatwe do odgadnięcia.

     

    I apel: szanujmy się nawzajem, nawet jeśli o niezwykle trudne

  2. rozmawiałam o moim funkcjonowaniu w relacjach z t. i z psychiatrą też.

    od t. usłyszałam, że przerwa w kontakcie (np. z nią) jest dla mnie jak śmierć (było już o tym na wcześniejszych sesjach) i na tej samej zasadzie postrzegam swoją zdolność do kochania, troszczenia się, połączenia z innymi ludźmi: gdy przestaję to wszystko czuć, przestaję też wierzyć, że w ogóle jestem do tego zdolna. negatywne emocje uśmiercają uczucia budujące relację, bo nie ma między nimi żadnego połączenia.

    natomiast psychiatra zaczęła mi tłumaczyć, że to jest klasyczny mechanizm w bpd. kiedy moja miłość przybliża się do stabilizacji, pewności, zaufania, to wpadam w panikę z lęku przed bliskością i dlatego nagle moich uczuć nie ma - muszę się natychmiast wycofać z zagrażającej sytuacji. więc to, że nagle przestawałam kochać, nie znaczyło, że nie kochałam w ogóle.

     

    kurde, niby oczywiste, ale dopiero jak mi to wyłożono czarno na białym, to jakoś się przekonałam.

    Między czym a czym nie ma połączenia?

    Tak, pomocne;]

    Ja mam podobnie po śmierci matki - wydaje mi się że nigdy matki nie miałam.

    Zastanawia mnie co to znaczy 'poczuć odrębność terapeutki"

  3. chalkwhite

    zgadzam się z tobą, 'mam tak samo' jeśli chodzi o myslenie i czucie relacji z ludzmi i z t.

    Mysle ze wybaczenie sobie to jeszcze nie ten etap po prostu więc wydaje sie nierealny

    POza tym wybaczyc innym to chyba nie najlepsze określenie. Niektórzy uważają że nie trzeba wybaczać, raczej pogodzic sie z tym co nas spotkało. Choć inni uznają że owszem, potrzebne jest to do pełnego 'poradzenia sobie'. Ja nie wiem, jestem lata świetlne o tego i raczej nie mam zamiaru się poganiać.

  4. coma - trzeba rozmawiać, jak zawsze.. Ty musisz dzielić się szczerze swoimi uczuciami wobec niej, byle nie z oskarżycielskim tonem no i masz super 'nauczyciela", ktory cie nauczyć może wyznaczania granic..

     

    -- So mar 01, 2014 2:23 pm --

     

    Nie wiem jak wbić sobie do łba, że nie tylko ból jest prawdziwy. On wciąż mnie woła, na różne sposoby, a ja poddaję się, bo nie mam argumentów, które ukierunkowałyby mnie w stronę życia.

    to zdanie mnie zaciekawiło, możesz coś więcej napisać, co to znaczy że tylko ból jest prawdziwy?

     

    -- So mar 01, 2014 2:31 pm --

     

    Chłonę jak gąbka pozytywne uczucia i zainteresowanie od terapeutki.

    Czuję się tak jakby całą swoją osobą mówiła mi że nie ma dla niej znaczenia jaka jestem bo sobie ze mną poradzi, nie przeszkadza jej to, ale muszę się zmienić dla siebie samej.

    zazdroszczę

  5. To ja albo nie uświadamiam sobie tego albo jakoś inaczej to przeżywam.. jak jestem z rodziną to czuję jakbym nie miała swojej tożsamości mogę tylko na zasadzie bodziec reakcja odpowiadać na ich działania, albo tylko obserwować..

    I bardzo koncentruję się na swoim partnerze, też go obserwuję i chciałabym robić wszystko razem a jeśli nie to jest mi źle a jednocześnie nie potrafi sama niczego dla siebie zaplanować, ciągle 'oglądam się' na niego. I t mi mówi że boję się gdy ktoś ma inne zdanie albo czuje inaczej.. Ale nie rozumiem tego stopienia cały czas

  6. Ale o co chodzi w tej zbyt bliskiej bliskości? Bo ja tego nie rozumiem/nie czuję? Co by się wtedy działo?

     

    Chalkwhite:

    -może czujesz że nie zasługujesz na bliskość, dobrą relację w ogóle a nie na terapię akurat. Terapii to ty potrzebujesz ;]

    -No tak a je nie wiem tego czy masz dystans do swoich przeżyć na kozetce czy nie, więc pytam;]

    - Co do braku sesji.. dla ciebie to jest niepotrzebne zadawanie bólu a pewnie z jej perspektywy celem jest twoja nauka lepszego znoszenia frustracji. Mnie podobnie, czasami terapeutka wydaje się być okrutna;/

    -no o to mi chodziło jak napisałam że nie słuchasz, skrót myślowy

  7. legaro,

    co to znaczy że terapia nie posuwa się tak jak powinna? Kto tak twierdzi t czy ty? A jak powinna twoim zdaniem? Rozmawiałaś o tym z t?

    Podobnie jak chalkwhite wydaje mi się że to jest pragnienie ucieczki od relacji. I bym odradzała. Ale jeśli jesteś już w takim miejscu że czujesz że nijak nie ruszysz nie wiesz co robić jesteś wyczerpana to wtedy jakakolwiek zmiana może być korzystna. Może po 2 tyg przerwy coś zrozumiesz i będziesz chciała wrócić?

    Ja gdybym zrezygnowała to potem musiałabym czekać pewnie rok żeby mojej t zwolnił się jakiś termin (bo moja godzina by zostala od razu zajęta. Chyba że bym nadal płacił i nie chodziła)

    Ja miałam przerwę przymusową prawie 4 miesiące ze względu na finansowanie na nfz, tak po 10 miesiącach chodzenia 2xtyg i było fatalnie, byłam totalnie wściekła i przerażona, mogłam dzwonić do niej raz w tyg i rozmawiać 20 minut ale to mi bardzo 'nie szło' i ogólnie pogrążyłam się w depresji i brałam leki. No ale to była inna syt bo musiałam a nie chciałam

     

    -- Pt lut 14, 2014 12:03 pm --

     

    głupio mi się do tego przyznawać, ale przyłapuję się czasem na myśleniu, że muszę upaść jeszcze niżej, być jeszcze bardziej chora i wymagająca opieki, by zasłużyć na związek, dzięki któremu w ogóle zacznę pracować nad sobą... :cry: czyli swojego przyszłego partnera właściwie już w tym momencie skazałam na piekło.

    na dodatek wiem, że w takim razie sens mojej obecnej terapii jest znikomy lub nie ma go wcale.

     

    (...)

    no ale milczę dalej. myślę, że przecież w związku z urlopem świątecznym pochlastałam się jak rasowy świr i co mi niby dała ta strata? łzy napływają mi do oczu, ale mrs freud tego nie widzi, bo siedzi za mną. w końcu pyta: co panią zatrzymało? ---> ????????????? zatrzymało?! no ku.rwa, chyba właśnie próbuję być dorosła i nie robić scen? maksymalnie opanowanym tonem mówię: jest mi przykro. ona: dlaczego jest pani przykro? znowu milczę, ale już nie wyrobiłam i się rozryczałam na dobre: no bo pani sobie myśli, że to takie proste - zmierzyć się ze stratą! ona: uważa pani, że tak myślę? ja: tak, tak uważam! i ryczę jak debilka. ona coś tam tłumaczy, że właśnie myśli, że to bardzo trudne, ale coś tam coś tam, ja już nie słyszę. po co o to pytałam, przecież nie oczekiwałam, że ona się zgodzi? po co zawracałam jej głowę swoimi pierdołami?

     

    Odpowiem w osobnych postach bo nie umiem inaczej żeby mi się nie pomieszało:P

     

    Też miewam czasem taki myślenie że dopiero upadnięcie na dno upodlenie.. będzie jakąś karą dla mnie? Ale wydaje mi się że wtedy nikt już mną się nie zajmie na pewno, ale może wtedy zrozumiem że sama muszę sobie pomóc? I marzę o takiej zależności szpitalu.. ale boję się że nikt mnie wtedy nie uratuje jednak:( I moim zdaniem to wcale nie dyskwalifikuje terapii że tak myślisz, przecież to jesteś ty jak jeden aspekt ciebie miałby cię dyskwalifikować? po to jest terapia żeby to dopiero zmienić. Chociaż rozumiem że tak się można czuć bo też często myślę że jestem jakimś przypadkiem beznadziejnym bez prawidłowej motywacji..

     

    Nie rozumiem tego pochlastania się? Jaka strata, przerwa świąteczna, z którą sobie 'słabo poradziłaś'? Możesz to wyjaśnić? A to jej pytanie co panią zatrzymało.. ja np odbieram neutralnie. Co panią zatrzymało np po prostu w mówieniu dalej, przecież ona 'nie wie' co się dzieje w twojej głowie nawet jak się domyślać może to przecież musi zapytac zeby sie nie pomylic. Oczywiscie nie bylo mnie tam wiec moge źle to rozumieć

    pzdr

     

    -- Pt lut 14, 2014 12:03 pm --

     

    oo jeden post się zrobił:P

     

    -- Pt lut 14, 2014 12:20 pm --

     

    Co do kozetki to z tego co wiem chodzi o regresję silną, czyli to co przeżywasz. Jest to trudne o tyle że właśnie pacjent może stracić kontrolę nad sobą więc trzeba mieć już silną więź z terapeutą częste spotkania i nie wiem co jeszcze, być zmotywowanym do terapii i już jakoś zaawansowanym w procesie (tak mi się wydaje).. albo - taka sytuacja jak u ciebie czyli jesteś zabezpieczona na początku terapii przynajmniej - w szpitalu. Znowu ci zazdroszczę, w takiej sytuacji nie ma możliowści ucieczki od emocji. I uważam że jesteś bardzo odważna. Moja t nie ma kozetki za to kilka foteli do t rodzinnej;]

    A mówiłaś t że nie do końca jej uważnie słuchasz? Może to też nic złego, ważne że do nieświadomości twojej te treści docierają i możesz je zacząć 'symbolizować'.

×