Skocz do zawartości
Nerwica.com

xnieobecnax

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez xnieobecnax

  1. Witam. Szukam pomocy u osób, które mogły przeżyć coś podobnego. Bardzo proszę o pomoc, to naprawdę tragiczne przeżycie, tak silne, że nie daję rady już żyć. Przeczytałam wszystkie Wasze wypowiedzi. I faktycznie, są one powiązane z moim przypadkiem ale mimo wszystko w bardzo niewielkim stopniu. Otóż mój "globus histericus" nie polega jedynie na uczuciu silnego ucisku. Wciąż mam ściśnięte gardło tak silnie, że nie mogę normalnie jeść ani pić. Muszę uważasz przy każdym połknięciu a i tak zazwyczaj kończy się to napadem duszności tak silnym, że nie wierzę, że mogę nie dławić się naprawdę. Męczę się z tym od czerwca ubiegłego roku. Spędziłam dwa u pół miesiąca łącznie w szpitalu, na oddziale immunologii i alergologii a następnie na oddziale psychiatrycznym. Stwierdzono mi lęki, których nie miałam a które zaczęły się pojawiać po zażywaniu medykamentów. Do tego już po odstawieniu leków z braku poprawy stopniowo dochodziły: zawroty głowy, zaburzenia widzenia, mdłości, skurcze, coraz ostrzejsze ataki duszności, drętwienie jakby płatu czołowego i potylicy, uczucie ociężałości umysłowej, bóle serca a wręcz jego niewydolność ( każda czynność, spacer, mycie naczyń a nawet nie robienie niczego prowadzi do silnego bólu mięśnia sercowego, tak silnego, że zgina mnie i tracę wszystkie siły, omdlewam), stany lękowe lub po prostu takie odczucie jakbym nagle spadała, umierała, ciężko to określić.. Domyśliłam się, że skoro nie mam niczego na tle somatycznym to musi być nerwica ( mój ojciec ma nerwicę choć objawia się jedynie agresją, potliwością, drgawkami i biegunką podczas sytuacji stresujących). Na internecie wyczytałam objawy. Mam praktycznie wszystkie. Aktualnie nie biorę leków. Jestem zniszczona psychicznie przez całe moje życie a mam dopiero 17 lat. Przeżyłam dużo, dużo więcej niż przeciętny człowiek w podeszłym już wieku. Ale nie będę tu o tym mówić. Mam stany depresyjne, myśli samobójcze. I fakt, mam zniszczone życie przez same doświadczenia i sytuację rodzinną, towarzyską i materialną. Ale z tym bym sobie poradziła. Jednak nie radzę sobie z problemami zdrowotnymi. Otóż od kilku miesięcy mój stan drastycznie się pogarsza. Są dni, w których nie mogę przełknąć nawet rozmiękczonego i przegryzionego chleba. Jednak do tej pory jeszcze jakoś sobie radziłam. To jest katorga, piekło ale jak widać żyję. Tyle, że w moim życiu znów wydarzyło się coś tragicznego, coś co drastycznie oddziałuje na moją psychikę, to niewątpliwie. Nie zadręczam się tym, nie denerwuję- nawet staram się o tym nie myśleć. Jest mi bardzo źle, przykro i smutno. Ale dlaczego ma to się przeradzać w cierpienie fizyczne? To mnie dręczy najbardziej. Otóż starałam się wczoraj ogarnąć. Był ostatni dzień lutego. Mój chłopak mi w tym pomógł. Napiszę wprost: On umiera. Ale staramy się żyć normalnie, wczoraj wzajemnie nauczyliśmy się sobie z tym radzić. Spędziliśmy c u d o w n y dzień, najlepszy w całym Naszym związku. Chłopak zmienił się przez swoją chorobę o 360 stopni. Zrozumiał, że bardzo mnie ranił i też bardzo silnie wpłynął na mój stan emocjonalny, psychiczny a co za tym idzie somatyczny. Ale nie chcę opowiadać całej historii, ponieważ nie ma na to czasu. Po takim dniu znacznie poprawił mi się humor. Mimo okropnych objawów, które utrudniają mi nawet zwyczajne nawiązywanie kontaktu, zwyczajne spędzenie dnia bez nawet żadnego wysiłku, czułam się w miarę zadowolona, poczułam siłę i wiarę, że i Ja i On wyzdrowiejemy. Zjadłam nawet sporo, męczyłam się ale mniej niż zwykle z czego również bardzo się ucieszyłam. Jednak jest szósta rano. Obudziłam się godzinę temu. Chciałam się napić. I nagle poczułam ten ból. W gardle. Tak silny, jakbym przełykała nóż. Gardło mam tak zdrętwiałe, że nie mogę połknąć już nawet śliny. Każda próba kończy się aż skrzywieniem i łzami w oczach z bólu, uderzeniem gorąca, dusznością, zawrotami głowy. Nie mogę się napić. Nawet łyka. Nie dość, że dławi mnie silniej niż dotychczas to jeszcze po prostu ból jest nie do zniesienia. Nie wiem co mam robić, mam ochotę dzwonić na pogotowie ale to niedorzeczne. Nigdzie nie wyczytałam, żeby taki bol towarzyszył chociażby zapaleniu krtani czy oskrzeli. Nigdzie nie wyczytałam w ogóle o tak silnym bólu. A mnie suszy, boli i dusi. Boję się niewiarygodnie. Długo tak nie wytrzymam. Czuję jakby ktoś zdrapał mi całą skórę z gardła i jakbym miała je bardzo mocno przekrwione. Jakby mi z niego leciała krew i to obficie, nawet czuję taką gęstą wydzieliną, która również znacznie utrudnia mi oddychanie. Proszę pomóżcie. Ja już wcześniej nie dawała rady. Wyobrażacie sobie każdego dnia przez pół roku jeść przez godzinę kawałek chleba żeby nie umrzeć z głodu ale żeby się przy tym nie udławić? Każdego dnia bać się, że to już koniec. Męczyć się ze ściskiem, dusznościami i wszystkimi objawami, które opisałam a które naprawdę są tylko połową rzeczy, które się ze mną dzieją i nie oddają nawet w połowie tego jak cierpię? Zaznaczam, że nie wpadam już w histerię gdy takie rzeczy mi się dzieją. Z początku wezwałam pogotowie, nie radziłam sobie z tym sama mimo, że wtedy obywaj wydawały się być tak łagodne w porównaniu do teraz... Nie jestem histeryczką, nie wpajam sobie również tego, jestem pewna. Ale nawet teraz, przejęta pisaniem siedzę i łapię oddech dopiero gdy sobie przypomnę, gdy już kręci mi się w głowie i ściska w mózgu i sercu od braku tlenu. A do tego ten ból... Proszę o pomoc, rade bądź pocieszenie... Nie dam rady...
×