Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ona111

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Ona111

  1. Ja chyba jestem naiwna... Gdy jest dobrze - czuję się na prawdę świetnie. Ale nie może być tak, że 3/4 czasu jest źle ;( Z jednej strony rozumiem wszystko - gdyby ktoś z moich znajomych miał podobny problem - powiedziałabym od razu bez chwili zawahania - rozstańcie się. A jednak w tej sytuacji mam problem ;( Bo jest ten głupi strach (
  2. Jeżeli źle wybrałam forum - przepraszam. Ale napisałam do pierwszego lepszego, żeby tylko ktoś mi pomógł, doradził... Coraz częściej zastanawiam się, czy ciągnąć ten związek... Ale jest strach / obawa... Czy dobrze zrobię..? W sumie trochę lat ze sobą spędziliśmy.. Przywiązanie też jest... Ale chciałabym żeby to się w końcu zmieniło, żeby było jak dawniej Nie chce źle zwracając mu uwagę, a on wiecznie uważa że ja go atakuje.. Że moja rodzina się na niego uwzięła.. A tak nie jest -- 21 lut 2014, 11:18 -- Wczoraj np.kłótnia zaczęła się o byle co - dosłownie. Zadzwoniła moja mama z wiadomością, że w zakładzie niedaleko nas są przyjęcia do pracy i że mógłby pójść się zapytać - może rzeczywiście tak jest i pracę dostanie. Gdy tylko mu o tym wspomniałam wybuchła wielka wojna. Stwierdził, że moja mama nie będzie mu mówiła co on ma w życiu robić, niech się zajmie swoimi sprawami , że on sobie poradzi ! No ale jak ma sobie sam poradzić, skoro ja do niego mówię a on nic sobie z tego nie robi. Widzi , co mnie boli i wykorzystuje te fakty przeciwko mnie. I takim oto sposobem "wygrywa" każdą sprzeczkę, bo ja nie chce słuchać złego o swojej rodzinie. Nie odzywaliśmy się później w ogóle. A dzisiaj po 9 wstał wypił kawę i bez słowa wyszedł. A gdy zapytałam gdzie idzie odburknął tylko - co cię to obchodzi ? Czy ja się ciebie pytam? I zostałam sama w domu z głową nabitą myślami. I nie wiem co robić ;((
  3. Witajcie ! Mam problem... Od dłuższego czasu nie układa mi się z narzeczonym. Jesteśmy razem 5 lat. Na początku mieszkaliśmy u moich rodziców - później on u swoich, a ja u swoich a od niedawna mieszkamy sami. On bardzo nie toleruje mojej mamy, brata... Ciągle wypomina im błędy.. Przy każdej kłótni, wraca i wypomina to samo - co go zabolało kilka lat temu. Gdy tylko zaczynam temat : idź poszukaj pracy lub nie pij kolejnego piwa - on wiecznie wyskakuje z tym samym : popatrz się na swoją rodzinkę - bo przecież taka idealna jest.. Nie radzę sobie już z tym wszystkim chcę żeby dla każdej ze stron było dobrze. Nie mogę znieść tego, jak on się wyraża na temat mojej rodziny. Skoro jest dla niego aż taka zła to po co ze mną jest ?? Podczas kłótni potrafi na prawdę zranić słowem i co najgorsze nigdy się do swojego błędu nie przyznaje. Ja się staram jak mogę, żeby utrzymać dom , gotuję - sprzątam - piorę - piekę w domu ciasta i torty na zamówienia, po to by jeszcze parę groszy wpadło . Tego nie docenia, bo przecież ja nic nie robię. Dla niego są wszelkie zasługi, bo napali w kominku i drzewa przyniesie... ;( Powoli zaczynam mieć tego wszystkiego dość... Łapie mnie depresja, częściej chodzę smutna, niż zadowolona... Nie wiem już co robić. Owszem - potrafi być miły, czuły... Ale co z tego, skoro przy każdej sprzeczce on wypomina mi moją rodzinę ? Zapomniał co było dobrego, pamięta tylko złe chwile. U niego różowo też nie jest, ale ja nie jestem z tych ludzi, żeby wiecznie wypominać. Było minęło, mam nadzieję, że będzie tylko lepiej - ja się tego trzyma, a on nie. Wydaje mi się , że robi to specjalnie. Wie, że mnie to boli ja później płacze i mam dość życia. I takim to sposobem kończą się nasze kłótnie ;(( Nie wiem co robić... Depresja dopada mnie wielkimi krokami
×