Witajcie !
Mam problem... Od dłuższego czasu nie układa mi się z narzeczonym. Jesteśmy razem 5 lat. Na początku mieszkaliśmy u moich rodziców - później on u swoich, a ja u swoich a od niedawna mieszkamy sami. On bardzo nie toleruje mojej mamy, brata... Ciągle wypomina im błędy.. Przy każdej kłótni, wraca i wypomina to samo - co go zabolało kilka lat temu. Gdy tylko zaczynam temat : idź poszukaj pracy lub nie pij kolejnego piwa - on wiecznie wyskakuje z tym samym : popatrz się na swoją rodzinkę - bo przecież taka idealna jest.. Nie radzę sobie już z tym wszystkim chcę żeby dla każdej ze stron było dobrze. Nie mogę znieść tego, jak on się wyraża na temat mojej rodziny. Skoro jest dla niego aż taka zła to po co ze mną jest ?? Podczas kłótni potrafi na prawdę zranić słowem i co najgorsze nigdy się do swojego błędu nie przyznaje. Ja się staram jak mogę, żeby utrzymać dom , gotuję - sprzątam - piorę - piekę w domu ciasta i torty na zamówienia, po to by jeszcze parę groszy wpadło . Tego nie docenia, bo przecież ja nic nie robię. Dla niego są wszelkie zasługi, bo napali w kominku i drzewa przyniesie... ;( Powoli zaczynam mieć tego wszystkiego dość... Łapie mnie depresja, częściej chodzę smutna, niż zadowolona... Nie wiem już co robić. Owszem - potrafi być miły, czuły... Ale co z tego, skoro przy każdej sprzeczce on wypomina mi moją rodzinę ? Zapomniał co było dobrego, pamięta tylko złe chwile. U niego różowo też nie jest, ale ja nie jestem z tych ludzi, żeby wiecznie wypominać. Było minęło, mam nadzieję, że będzie tylko lepiej - ja się tego trzyma, a on nie. Wydaje mi się , że robi to specjalnie. Wie, że mnie to boli ja później płacze i mam dość życia. I takim to sposobem kończą się nasze kłótnie ;(( Nie wiem co robić... Depresja dopada mnie wielkimi krokami