Skocz do zawartości
Nerwica.com

SweterWPaski

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez SweterWPaski

  1. Bardzo dziękuję za odpowiedzi. :) Jam Van Dahl - Właśnie się umówiłam... Ale są kolejki, za miesiąc najwcześniej mi się uda gdzieś dostać. Jednak lepsze to niż nic. Agusiaww - Nie, nie byłam molestowana. Gdyby tak było, to nie dziwiłabym się mojemu zachowaniu. W moim domu relacje między rodzicami są bardzo dobre, kochają się od lat. Zastanawiam się jednak czy nie wynika to z tego, że kiedyś byłam bardzo otyła, przez leki i chorobę, a w tym czasie wszyscy - młodzież, osoby dorosłe, rodzina (prócz mamy i taty), lekarze - wszyscy się ode mnie odwrócili. W ciągu paru lat doświadczyłam ogromnej krzywdy od innych. Każdy mnie ranił, nikt nie akceptował. Jednak minęły już 2 lata odkąd moje relacje z ludźmi są o niebo lepsze, ale poprawiły się ponieważ...schudłam. A mój facet, jest właściwie jedynym człowiekiem przed którym czuje się w pełni sobą, który daje mi dużo energii i przy którym nie czuje żadnych zahamowań. Prócz tego fizycznego, ale chcieć chce jego bliskości, naprawdę tego pragnę, chciałabym się do niego przytulić normalnie, ale jakby... nie panuje nad tym. Mój organizm reaguje automatycznie, spinam się, jestem sztywna, zero emocji. Atalanta - Dziękuję Ci za dobre słowa. :) Mam zamiar z nim o tym porozmawiać kiedy spotkamy się po raz kolejny.
  2. Witam. :) Jakiś czas temu poznałam faceta, który udowadnia mi z każdym spotkaniem, że jest osobą, z którą chciałabym spędzić resztę mojego życia. Jest niesamowicie energiczny, otwarty do granic możliwości i doświadczony przez życie. Nie wiem dokładnie co się u niego działo, ale na pewno miało to związek z poważną depresją. Ja - po dużych przejściach zdrowotnych na tle fizycznym i psychicznym mam ten problem, że nie do końca potrafię się przed nim otworzyć. Mogę z nim rozmawiać o wszystkim i rozmawiam. Ale jeśli chodzi o okazywanie sobie uczuć, bliskość fizyczną czy chociażby wyznanie sobie ich (nawet powiedzenia mu, że się stęskniłam) mam jakąś barierę. On jest bardzo wyrozumiały, sam powiedział mi, że widać, że jestem zamknięta na innych, że nawet moje ciało komunikuje, że się boję. Bardzo chce mi pomóc i ja też chcę się otworzyć pod tym względem, ponieważ bardzo mnie to ogranicza i źle się z tym czuje. Nie zawsze zachowuje się jak chce i nie zawsze robię to co bym chciała. Kiedy mnie przytula jestem sztywna jak kłoda. Próbował nawet zrelaksować mnie i pomóc poczuć się swobodnie przez taniec (to jego pasja i prowadzi terapię tańcem), ale ja dalej czułam się fatalnie. Mimo że na prawdę chciałam się otworzyć, chciałam spędzić miło czas, nie potrafię. I mam pytanie do Was - Czy wiecie z czego to może wynikać i jak sobie z tym radzić? Za tydzień idziemy razem na wesele i wiem, że zrobiłabym sobie i mu, najlepszy prezent gdybym poczuła się choć trochę swobodniej i nie czuła się źle podczas bliskości fizycznej. Wiem, że praca nad takimi rzeczami wymaga czasu, że są to małe kroczki, ale jestem na to gotowa, po prostu nie wiem jak zacząć działać. Pozdrawiam, P.
  3. Witam! Chciałabym się Was poradzić w pewnej sprawie, którą samej mi trudno rozwiązać. Od 8 lat choruje na ciężką odmianę jednej z chorób autoimmunologicznych. Na początku byłam bardzo źle leczona, jako dziecko z podstawówki dostawałam dawki leków nadające się dla 3 osób dorosłych. Między innymi były to sterydy, przez które bardzo spuchłam i przytyłam. Nie mogłam temu zapobiec, ponieważ mój stan zdrowia był w opłakanym stanie, parę lat przeleżałam w łóżku, a później poruszałam się na wózku. O ruchu nie było mowy. Nastał jednak moment, kiedy wstałam z wózka, zaczęłam "samoistnie" chudnąć, aż zatrzymałam się na pewnej wadze. Wtedy prócz ścisłej diety, którą miałam od dawna, wprowadziłam ćwiczenia. Mijają 2 lata odkąd ćwiczę, udało mi się wiele zrzucić również w tym okresie. Właściwie, przez całą drogę, spadłam z rozmiaru XXXL do S. Niestety przez mój początkowy wygląd wszyscy prócz moich rodziców i dwóch najlepszych przyjaciół, się ode mnie odwrócili. Ludzie wytykali mnie palcami, opluwali, wyśmiewali. Były to znajomy, osoby przypadkowo spotkane na ulicy, starsze, młodsze. Nawet lekarze potrafili mi mówić, że "Za dużo ciastek jesz dziecko", ponieważ nie mieli żadnej świadomości. Był to dla mnie okropny okres, patrząc nawet z perspektywy czasu, nie dziwie się, że nie widziałam sensu życia i nie miałam za dobrych zapatrywań na przyszłość. Jednak, paradoksalnie, dzięki temu jestem gdzie jestem. Problemy zdrowotne i wszystko co z nimi związane zahartowały mnie bardzo, dały mi siłę do walki i dzięki temu potrafię docenić drobne rzeczy. Przez wszystkie docinki, które słyszałam i osobę, którą widziałam w lustrze, dziś również nie potrafię siebie zaakceptować. Moje życie wygląda inaczej. Przez to, że schudłam i ja się otworzyłam na ludzi i oni na mnie. Nie leżę już w szpitalu non stop, więc mam kontakt ze społeczeństwem. Jednakże, moje ciało nie jest idealne. Dalej nie jestem na tyle szczupła żeby np. móc pokazać się w bikini i przede wszystkim moje ciało jest dość sflaczałe przez ubytek tłuszczu. Dochodząc do meritum - Nie jest idealnie, ale jest o wiele lepiej. Kiedy jestem ubrana, podobam się sobie, ale kiedy rozbiorę się do bielizny, nie mogę na siebie patrzeć, czuje się okropnie. Ciężko mi spojrzeć w lustro i powstrzymać się od krytyki lub łez. Kiedy ktoś skomentuje (pozytywnie) moją figurę, czuję się jakby naruszył moją prywatność, jakby chciał mnie skrzywdzić, dogryźć. Wiem bardzo dobrze, że nie liczy się to co mamy w środku i ja w taki sposób patrzę na innych, ale do siebie nie potrafię zastosować tej mądrości. Możliwe, że nigdy nie uda mi się wyglądać lepiej niż w tym momencie, ponieważ od dłuższego czasu znów się zatrzymałam, dalej biorę leki, choroba ciągle aktywna... Chciałabym coś z tym zrobić, bo moja samoocena i pewność siebie automatycznie spada kiedy np. komentuje się czyjś wygląd, jestem w towarzystwie szczuplejszej osoby ode mnie, ktoś narzeka na swoją aparycje. Dodatkowo boję się, że w przyszłym związku będę przeżywała koszmar, ponieważ nie wyobrażam sobie rozebrać się przy kimkolwiek, skoro przy samej sobie jest mi ciężko. W tej chwili przez media wyobrażamy sobie wiele, więc i ja czuję się nieatrakcyjnie i panicznie boję się tego, że ktoś, a w szczególności mój przyszły partner również mnie tak oceni. Wiem, że kiedy się kocha, nie to jest najważniejsze, ale myślę, że większa przeszkoda siedzi w moim myśleniu. Będę wdzięczna za każdą wiadomość, jeśli ktoś ma jakieś rady lub był/jest w podobnej sytuacji, niech pisze. Pozdrawiam, P.
  4. Dziękuje za odpowiedź. Chyba coś w tym jest... Muszę to przeanalizować pod tym kątem. :)
  5. Witam! Może Wy mi wyjaśnicie jak to jest... Poznaje nową osobę. Zauważam u niej jakieś pozytywne cechy i po pierwszej z rozmów nie zauważam nic co przeszkadzałoby mi w tej osobie. Dlatego też nastawiam się pozytywnie, cieszę się, że poznałam "w końcu" kogoś kto, moim zdaniem, myśli dobrymi kategoriami. A z biegiem czasu widzę u danej osoby jakiś negatyw. Na początek jest to jedna rzecz np. dajmy na to, dana osoba lubi się zabawić - po prostu wyjść w weekend na miasto, potańczyć w klubie i dobrze się napić... Wydawało by się normalne. W teraźniejszych czasach spora część społeczeństwa tak postępuje, jednak... Ja jestem osobą wolną od używek i przyznaję, że nie lubię kiedy ktoś pije tyle, że zaczyna mu się plątać język, albo jeszcze gorzej. Więc, automatycznie, kiedy zauważam u tej osoby coś co nie pasuje mi do jej wizerunku, to się po prostu zrażam. Nie potrafię tego pojąć, że z jednej strony ktoś potrafi być optymistyczny, mieć dobre serce, pomagać potrzebującym, a z drugiej zachowuje się jak człowiek nieodpowiedzialny, mało rozgarnięty i dojrzały. Przez to mam niewiele naprawdę bliskich mi osób. Oczywiście każdy ma wady, ale są takie, które nie gryzą się z zachowaniem danej osoby i z moimi poglądami. Ale później jestem zła na siebie, a nie na tych ludzi, bo to ja jestem za dojrzała jak na swój wiek i takie coś strasznie mnie razi. Co kończy się... po prostu smutkiem, bo nikt mi nie odpowiada. A tym bardziej jeśli chodzi o płeć przeciwną. Chciałabym coś z tym zrobić. Świata nie zbawię, ale zastanawiam się czy to jest normalna reakcja, czy tylko ja nie pojmuje takich, nazwijmy to, sprzeczności, u drugiego człowieka. Co myślicie? Pozdrawiam, Paulina.
×