Skocz do zawartości
Nerwica.com

entliczekpentliczek

Użytkownik
  • Postów

    21
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez entliczekpentliczek

  1. Rodzice osiagneli cel - wybierasz ich zamiast niej. Nie bedziesz musial z nia zrywac, ona Cie zostawi jesli bedzie sama nocowala w hotelu, a Ty z rodzicami... wiec rob tak dalej
  2. Wydaje sie, ze niektorzy tu sa bliscy argumentacji w stylu ze "do buzi to nie zdrada", "minetka to nie zdrada" albo "paluszek to nie zdrada". Pojdzmy moze o krok dalej - stare chińskie przysłowie mówi, że "raz w pupę to nie pedał". Tak tak .. nie zrobił niczego złego .. jeszcze To kurczowe trzymanie sie regułek "zdrady" jest leeko z czapy wziete, bo zwiazek czy malzenstwo to nie sala sądowa ani egzamin ze znajomosci prawa i definicji. Porazajace jak syntetycznie podchodzicie do pewnych spraw. Powtarzanie na lewo i prawo jak mantre "ale przeciez to nie zdrada" brzmi jak tlumaczenie sie winnego. Nie wazne jak sie to nazywa, nie wazne czy to byly tylko puste slowa na forum - wazne ze przeczytala je żona i wazne jak sie poczula.. a koles na zlosc wrzuca jeszcze zdjecie innej laski z debilnym tekstem pod spodem. Chlopie, odstaw te dragi bo Ci sieczke zrobil z glowy .. zamiast szukac pojednania i przeprosic Ty zaostrzasz konflikt. Ale rozumiem ze w/g Ciebie nie zrobiles nic zlego, a post na forum to tylko potrzeba przeczytania tego spod palcow innych osob. Wiec rob tak dalej
  3. Ktos potrzebowal wymowki i pies okazal sie byc idealna - pytanie dla kogo?
  4. Tez mi sie wydaje, ze leki jedynie przytlumia problem, ale go nie rozwiaza. Zamiast lekow moze przeciez tez zaczac pić, to rownie dobrze otępi zmysły..
  5. Obawiam sie, ze jest ktos trzeci i czego bys nie zrobil czy powiedzial to i tak nic nie da - juz pozamiatane. Mnie po 3.5-letnim zwiazku tez zostawila dziewczyna bez slowa. Wiem, ze to nie to samo co 9 lat zwiazku i malzenstwo. Ale podobnie jak u Ciebie - jednego dnia cudnie, nastepnego "to koniec, nie mam ci nic do powiedzenia, nie moge tak dluzej zyc" .. cokolwiek to znaczylo, bo oczywiscie nie miala ochoty mi wytlumaczyc ani sie spotkac. Po ok. roku zwiazku zdradzila mnie do czego sie przyznala. Mysle ze 2gi raz juz nie potrafila sie do tego przyznac. Po ponad 10 latach ciszy ruszylo ją jakiś czas temu gdy sie odezwala do mnie. Ma meza, 3ke dzieci .. i wspomniala jak cudowny byl seks ze mna i ze brakuje jej tego i w ogole to co o u mnie slychac. Odpisalem zeby sie ogarnela, bo nie ma juz 19 lat .. W tym roku znow sie odezwala, tym razem nie odpisalem. Poprowadzila monolog przez kilka dni az ucichlo. Kobiety .. PS. Nie bierz zadnych piguł, uporasz sie z tym sam w momencie gdy zrozumiesz ze to koniec.
  6. Tez mi sie tak wydawalo, ale 2 tygodnie temu przekonalem sie, ze znowu trafiam na kogos z takimi samymi problemami jak ja ... a juz mialo byc tak pieknie A Ty jakie wnioski wyciagnelas po tym rocznym zwiazku? Zapytalas czy jestes zla osoba - a czujesz sie nia?
  7. Ale wiesz, ze tak na prawde to zadne wytlumaczenie? Mysle ze mialas pretekst, bo w rzeczywistosci chodzilo o to, ze nie chcesz przedstawiac rodzinie kogos na kim Ci nie zalezy. Ja tez mialem swoje wymowki .. ale to wciaz byly tylko i wylacznie wymowki. Dzięki. Ale w sumie to nawet nie byl zwiazek. Nie moglismy sie od siebie opedzic, bylismy dla siebie jak narkotyk .. 2-3tygodnie cudownych chwil a potem rok rozlaki gdy znajdywala sobie kogos innego.. i znow wracala i zaprzatalismy sobie glowy soba na wzajem. Teraz gdy zaczalem pracowac nad soba wiem, ze to ze nie wyszlo to tez moja wina - te wszystkie blokady ktore mam, lęki przez odrzuceniem i ze ktos zobaczy jaki na prawde jestem.. nie potrafilem sie otworzyc, a ona nie potrafila mi zaufac bo to widziala. Z reszta ona tez nie byla/nie jest wolna od problemow .. po prostu dwojka niedojrzalych osob nie miala szans na stworzenie czegos. Dobrze ze przyznalas sie sama przed soba i przed swoim chlopakiem do tego, ze to nie ma sensu i to skonczylas. Mysle ze juz 2gi raz nie popelnisz tego samego bledu, bo wiesz jak kiepsko sie przez to wszystko czulas :)
  8. Obawiam sie, ze moglo by dojsc do roztrzelania poslanca gdyby zdecydowala sie o tym porozmawiac z rodzina. Rozmowa ze szwagrem tez raczej nic nie da, bo wyprze sie wszystkiego i to jeszcze z niej zrobi wariatke, ze sama nagrywala sie na telefon i mu to wysylala. Chyba nie ma jedynego slusznego wyjscia z tej sytuacji. Kazde niesie za soba konsekwencje i to spore..
  9. Tez bylem w takim dziwnym, jakby wymuszonym, ale z litości związku. Trwał rok, dłużej juz nie moglem wytrzymac. Ciagle klotnie o to kiedy przedstawie ją swoim rodzicom.. ale po co mialem to robic skoro nic do niej nie czulem? Mowila mi ze mnie kocha, ja odpowiadalem ze 'chyba tez sie zakochuje' .. Wstyd mi za siebie i za to co zrobilem tej dziewczynie. Wstyd mi za brak odwagi i ze az rok zajelo mi zerwanie z nia. I pewnie byl bym z nia dluzej, gdyby nie to, ze przypadkiem poznalem kogos innego.. bylo jak na filmach, jak grom z nieba. I nagle uswiadomilem sobie, ze musze to skonczyc bo omijaja mnie takie rzeczy w zyciu i ze zanim sprobuje sie spotkac z ta nowa osoba musze to zalatwic. Tak tez zrobilem. Dwa tygodnie po poznaniu tej nowej dziewczyny zebralem sie w koncu w sobie i zerwalem ten bezsesnsowny zwiazek. Odczekalem jeszcze 2-3 tygodnie i skontaktowalem sie z nia ... motylki, swiat wirowal, bylo cudownie. Dzis tamta dziewczyna ktora tak potraktowalem ma meza oraz dzieci, swietnie sobie dala rade w zyciu. Z ta od "gromu" po 7 latach ciagania sie, wzajemnego przyciagania, odpychania i zatruwania sobie zycia na wzajem wszystko sie skonczylo .. zerwalem kontakt bo mnie to juz meczylo. Ale nie zaluje tych 7 lat, tylko tego roku w klamstwie.
  10. My se możemy dywagować, bo zaden z nas nie jest kobieta i ciezko sobie wyobrazic jak mysla kobiety Z reszta kazda kobieta jest inna pomimo ze niby wszystkie sa takie same Jednak dzieki terapii i pracy nad soba (krotkiej bo krotkiej, ale jednak) wiem, ze to nie ma sensu i nie da sie na tym zbudowac niczego trwalego. Bo jesli wywolasz w kims zazdrosc i zasiejesz niepewnosc, to owszem, staniesz sie towarem duzo bardziej porzadanym, ale tylko na chwile - no bo co sie stanie gdy wszystko wroci do normy? Zastanowiles sie nad tym? Chyba ze chcial bys udawac caly czas - pytanie czy potrafisz i czy chcesz budowac cos na swojej nieszczerosci? To jest proste - albo ktos Cie chce, albo nie. Nie zmusisz nikogo do zmiany uczuc. Ja to wiem, ale teraz staram sie tego nauczyc i to poczuc, jako ze sam mam wielki problem z zaakceptowaniem odrzucenia. Sam stosuje jakies dziwne wywieranie presji, szantaż czy inne glupoty nad ktorymi nie panuje, dopiero po krotkim czasie łapie sie na tym co robie. To bardzo niedojrzale .. Trzeba przelknac strate i zyc dalej. Jeszcze nie wiem jak, ale stram sie ..
  11. Na krótką metę takie pogrywanie (w tym przypadku w zazdrość, jak piszesz) może i być zabawne, ale zastanów się, czy chciał byś prowadzić jakieś gierki i na nich budować związek? Bo jeśli jest szansa że Ty tego nie chcesz, to jest też szansa, że są osoby płci przeciwnej które myślą podobnie i też tego nie chcą.. ? Jak wspominałem mam podobny problem, zwłaszcza gdy mi zależy na kimś (a rzadko mi na kimś zależy). Tydzień temu otworzyłem się przed nią, powiedziałem że jej chcę .. i dostałem kosza, pomimo ze 3 tyg. wcześniej to ona mnie chciała. Powiedziałem więc wczoraj, że nie chcę tego kontynuować, bo nie radzę sobie z ta sytuacją. Efekt był taki że dziś sama zadzwoniła ... bo poczuła się odrzucona i niepewna moich uczuć, pomimo że wczoraj powiedziała, że nie czuje nic do mnie, poza przyjaźnią. Dla mnie są to właśnie takie gierki, których chyba nie chcę kontynuować... chyba ... bo wciąż nie potrafię pogodzić się z tym odrzuceniem i szukam okruchów dzięki którym będę miał nadzieję, że może nie wszystko stracone, pomimo że przecież jest stracone.
  12. Totalnie zle mnie odbierasz. Jest w tym dziale dluuuugi i nudny watek ktory zalozylem z pytaniem co zrobic aby czuc prawdziwie - jak znajdziesz czas i ochote to zerknij tam, bo nie potrafie tego strescic Lęk przed odrzuceniem miesza sie ze zbyt wysokim mniemaniem o sobie.. powstaje paradoks o ktorym piszesz. Terapeuta dosc dlugo walkowal mnie pod tym kątem i stwierdzil z cala pewnoscia (oczywiscie moze sie mylic, ale jak na razie wszystko sie zgadza), ze nie mam niskiej samooceny, a wrecz przeciwnie. Ludzie o takiej postawie z obawy przed tym ze swiat sie dowie ze moze nie sa najlepsi we wszystkim nie podejmuja prob i sie odcinaja. Niby niska samoocena, ale jednak wynika z czego innego .. chyba? -- 03 mar 2014, 10:48 -- Tzn mi sie tez wydawalo ze mam niska samoocene i z tym miedzy innymi sie zglosilem po pomoc do psycholga. Ale w efekcie spotkan zaczelo wychodzic cos zupelnie innego ...
  13. MalaMi, wyglada na to, ze te same stany moga powodowac rozne przyczyny. Z tego co rozumiem, u Ciebie wszystko wywodzi sie z niskiej samooceny? U mnie jest wrecz przeciwnie, wszystko sie bierze ze zbyt wysokiej.. i ze swiadomosci ze wszystko co kocham kiedys strace, wiec nie warto kochac, lepiej na starcie odrzucić. Ale gdy juz jakims emocjom uda sie przebic i zdam sobie z nich sprawe, dopada mnie lęk, ze to sie skonczy bo komus nie zalezy .. i reszte rzeczy dopowiadam se w glowie dzielac wlos na czworo.
  14. Mialem napisac, ze to zadziwiajace, ale chyba jednak raczej to wszystko jest przerazajace. W mojej glowie tak duzo sie dzieje od wydarzen sprzed tygodnia ze nawet nie wiem jak to wszystko opisac. Pokonalem swoja zazdrosc i niepewnosc ktora mialem przy ostatnim wpisie .. tzn pokonalem wtedy, 2 godziny pozniej.. Po prostu ozdrowialem, pomyslalem sobie 'nie to nie' i zaczalem byc soba zarzucajac wiekszy dystans. A moze zdalem sobie sprawe ze moje obawy nie byly uzasadnione? W drodze powrotnej z wyjazdu mialem przeswietny nastroj pomimo ze jechala w oddzielnym samochodzie. Myslalem o NIEJ, myslalem cieplo i wyobrazalem sobie wspolne spedzanie czasu .. moze nawet zwiazek? I wiecie co? Bylo mi tak .. dobrze. Przez moment nie myslalem o rzeczach ktore mnie blokują. Po przyjezdzie do rodzinnego miasta wszyscy przepakowali sie do mojego auta i rozwozilem ich do domu. Oczywiscie w myslach kombinowalem jak ich wszystkich porozwoic, zeby na koniec zostala ze mna sama w samochodzie. No i okazalo sie, ze nie musze kombinowac - poprosila zebym odwiozl ją jako ostatnią. Panowal mega nastroj, wszyscy w skowronkach .. ja tez! Ale z kazda kolejna osoba ktora wysiadala z samochodu stawalem sie co raz bardziej spięty. W momencie gdy zostalismy sami czulem sie jak zagubiony nastolatek. Nie wiedzialem co mowic, bo balem sie ze jak cos powiem to bedzie to glupie. Gdy stalimsy pod jej blokiem nie wiedzialem co robic z rekma, czulem sie zmieszany .. jak nie ja, a jak ktos kto pierwszy raz zostal sam na sam z najfajniejsza dziewczyna w szkole i ta sytuacja mnie przerosla. 2 godziny pozniej powiedzialem jej o tym wszystkim. Spotkalismy sie raz jeszcze, spedzilismy czas na sluchaniu muzyki i na rozmowie.. w sumie to chyba tylko ja gadalem. Opowiedzialem jej jak sie czulem na imprezie w sobote i dzis. Tym razem juz bylem wyluzowany i po stresie i zazenowaniu nie bylo miejsca. Chociaz z perspektywy czasu chyba zaluje ze jej o tym wszystkim mowilem .. a ONA chciala abym przeczytal jej to co napisalem na tym forum, jednak nie zrobilem tego. Nie wiem dlaczego? Boje sie chyba, ze odbierze cos inaczej , bo to co pisze nie oddaje w 100% moich mysli, nie da sie przeciez napisac o wszystkich. Nastepnego dnia mialem wizyte u psychologa. Nie pamietam jak sie czulem tego dnia, ale za to pamietam ze terapeuta powiedzial cos co mnie popchnelo do dzialania. Zapytal dlaczego sie boje ze JĄ strace, przeciez efekt zawsze bedzie taki sam, czy jej powiem co o niej mysle i czuje, czy nie .. i tak nie bedziemy przeciez razem. To nagle stalo sie takie proste, bo zrozumialem ze nie mam nic do stracenia. Tzn mam .. ale skoro i tak strace, to czemu by nie zaryzykowac?!? Po skonczonej wizycie chcialem jechac do niej, rozmawiac z nia, powiedziec o wszystkim co mam w glowie ... w koncu przestalem sie zastanawiac czy to co mysle lub czuje jest wynikiem podswiadomosci, tylko wiedzialem ze to co czuje jest dobre i chce sie z NIĄ tym podzielic. No coz, powinienem byl pohamowac swoj entuzjazm, ale o tym za sekunde.. Napisalem jej ze koniecznie musimy pogadac. To byl chyba pierwszy gwozdz do trumny. Byla zmeczona po pracy, ale znalazla chwile zeby sie spotkac. Odwozila mnie od wspolnych znajomych, a ja pomimo ze godzine wczesniej bylem zdeterminowany zeby jej o wszystkim powiedziec, tak teraz z kazdym kilometrem blizej domu bylem pewien ze niczego jej nie powiem ... i dobrze, po co robic z siebie idiote. Zdobylem sie jednak na odwage .. pierwszy raz od nie wiem ilu lat mialem komus powiedziec ze mi zależy... Zaczalem od pytania co o mnie mysli i tu poszedl pierwszy kubel zimnej wody szybciej niz myslalem. Uslyszalem ze nie chciala by byc ze mna w zwiazku, bo czula by sie przygnieciona jego ciezarem. Pomyslalem "okej .. zaczalem to skoncze, gorzej juz byc nie moze w koncu i tak wlasnie dostalem kosza". Zaczalem wiec kolosalnie trudna dla mnie rozmowe o tym co tak na prawde mnie blokuje, o tych swiadomych blokadach, a nie podswiadomosciowych. Cholernie rozbity bylem i bardzo ciezko wypowiadalo mi sie te slowa. Powiedzialem ze wstydze sie swojego ciala ze ktos mogl by mnie dotykac... a ONA ze to bez znaczenia przeciez ... i pyta, czy to wszystko, bo ma wrazenie ze nie? Zagiela mnie, bo to nie bylo wszystko. Nie wiem ile czasu zbieralem sie do powiedzenia o 2giej rzeczy, z wielkim trudem powstrzymalem łzy zazenowania i upokorzenia .. a mimo to poczulem sie tak lekko, gdy wszystko wyznalem. Powiedzialem jej to na co wpadlem niedawno... ze wtedy, gdy wyslala mi wiadomosc "choooodz tu" ktora to sprawila ze sie w sekunde 'odkochalem' nie przestraszylem sie jej uczuc, tylko tego ze bysmy sie zbliżyli, a to by oznaczalo ze poznala by moje sekrety ... ze musiala by poczuc moj nieswiezy oddech z ktorym mam mega problemy i nie potrafie sobie z tym poradzic od kilkunastu lat. Teraz gdy o tym pisze serce mi kolacze, bo znowu przed kims sie przyznaje do swoich kompleksow i ulomnosci .. pomimo ze robie to anonimowo. Jej slowa nie mialy dla mnie najmniejszego sensu, byly nielgoczine i zaprzeczaly tego co bylo niedawno.. albo sobie sam za duzo dopowiadalem i wcale tak nie bylo niedawno. Powiedziala, ze wie ze mi na niej zalezy.. ze to widzi .. ale .. zawsze jest jakies ale. Nie jest gotowa na zwiazek, jest juz dlugo sama i jej sie podoba ta niezaleznosc, nie chce sie przed nikim tlumaczyc z tego co robi zwlaszcza gdy nie robi czegos zlego. I ze w sumie to uwielbia sie przytulac do facetow .. WTF? Bylem mocno zdziwiony jak szybko sobie poradzila z tym ze jej zalezalo na mnie. Tzn nie dziwie jej sie, ale .. ten tekst z przytulaniem facetow? Czy w grudniu kiedy pisala 'chooodz tu' albo gdy na poczatku lutego chciala ograniczyc kontakty bo sie bala ze sie zakocha, nie martwila sie tymi rzeczami, ze to wszystko by prowdzilo do zwiazku? Tzn zwiazku .. dla mnie to i tak mega trudne slowo. W sumie to sam nie wiem czy bym potrafil od razu wskoczyc w zwiazek, chcialem jedynie zeby wiedziala, ze mi na niej zalezy i zeby moze nie blokowala sie na mnie ... ale chyba za pozno mi to przyszlo.. Jak powiedzial psycholog, musze nauczyc sie ponosic konsekwencje za wlasne decyzje .. i chyba wlasnie to jest tego konsekwencja. Minal tydzien, ktory przyprawil mnie o permametny skurcz zoladka. Ciezko mi szlo z jedzeniem i koncentracja. Czulem sie jak by mnie przejechal autobus. W momentach gdy sie odzywala (a raczej odpowiadala na moje zaczepki) przechodzilo mi i znow wsztystko bylo super na moment. Natomiast trwanie w niepewnosci i wyczekiwanie na odpowiedz ... przerazajace. Poszedlem nawet do lekarza zeby przepisal mi jakies leki na ten stan, dostalem cos mocniejszego na uspokojenie, ale nie wzialem tego .. Wciaz mam mentlik w glowie i sam nie wiem co powinienem zrobic. Z reszta jak bym mogl cos zrobic.. Bylismy wczoraj na wspolnym spotkaniu.. byl tez ten o ktorego jestem zazdrosny. Czulem sie nawet ok, ale w momencie gdy stojac na fajce dolaczyl do nas jeszcze jeden kolega i powiedzial ze oni chcieli zostac sami ... zaczekalem az wszyscy spalili fajki, wrocilem do kanjpy i nie zdejmujac plaszcza z usmiechem na twarzy powiedzialem ze musze leciec. Pozegnalem sie ze wszystkimi i wyszedlem. Jak na zlosc zostawilem portfel, wiec musialem wrocic... ale to byla tylko sekunda i znow mnie nie bylo. Wydaje mi sie ze to ta moja zazdrosc mnie do tego zmusila, ale lęk przed zranieniem .. wiec po prostu uciekłem. Chyba wciaz nie dotarlo do mnie ze zostalem odrzucony i totalnie sobie z tym nie radze. Z jednej strony mam ochote ją olać i przestac sie odzywac, a z drugiej strony nie potrafie tego zrobic. Moge udawac ze wszystko jest ok nie mowiac o swoich uczuciach, ale od razu lapie sie na myslach, ze moze jednak jak powiem co czuje to cos to zmieni ... i tak w kolko. Dobijające i wiem ze nie prawdziwe, bo nie da sie nikogo przekonac do tego aby cos zaczac czuc. Konczac te swoje wywody, chyba znam odpowiedz na pytanie ktore postawilem w tytule watku - jak zaczac czuc prawdziwie? To proste .. trzeba zaczac byc szczerym wobec siebie i innych .. i nie badz sie zaryzykowac, chociaz potem boli.
  15. Dean, powiem Ci ze mam to samo. Nie potrafie zapanowac nad tymi negatywnymi emocjami ktore sie we mnie budza. Ta sztywnosc i blokady wszystko psują .. zamiast czerpac radosc z czyjejs obecnosci zadreczam sie. Dotyczy to przede wszystkim osob na ktorych w jakis sposob mi zalezy.
  16. Poranek w skali znosnosci oceniam na 4/10, chociaz wciaz sie nie widzielismy. Straszna panikara ze mnie i dopowiadam se tysiace negatywnych zakonczen scenariusza. Odnioslem wrazenie, ze ONA czuje sie troche nie komfortowo, wiedzac o mojej sytuacji i majac kolejnego adoratora. Wie ze jestem zazdrosny i nie chce tego we mnie podsycac. Powiedziala pare razy, ze zaluje ze nie jest facetem, to by nie bylo dziwnych sytuacji i nikt by niczego nie chcial.. Nie chce (a moze i chce?) mieszac JEJ w glowie. Dla niej sytuacja jest jasna, dostala kosza od niezdecydowanego kolesia, wiec nie majac nic do stracenia daje sie poniesc zyciu. Z drugiej strony chyba sam nie chce pozostac w niedopowiedzianej sytuacji. Mogl bym zagadac ja dzisiaj z rana, ale moze lepiej zaczekac do powrotu do domu? Ja albo ochlone, ale strzeli mnie totalna masakra.. na dwoje babka wrozyla. Wiem jedynie, ze nie chcial bym dzialac pod wplywem zagrozenia.. -- 23 lut 2014, 07:53 -- khalessi, biorac pod uwage ze wie o moich blokadach i tych innych dysfunkcjach, co jej pozostalo? Uczelic sie kolesia ktory nie wie czego chce... czy korzystac z zycia? W sumie to nie wiem jak bardzo jest otwarta na facetow i kontakt z nimi bedac na i prezie i nie zalujac sobie alkoholu. Moze to co dla mnie jest jasnym przejawem czegos, dla niej moze byc niewinna zabawa. A moze tez mi sie to wszystko wydawac bo ja, jak to ja, z gory zakladam najgorsze. Ale oprocz wydawania sie mam jeszcze jakas tam intuicje i dwoje oczu. PS. Strasznie kobieco to wszystko roztrzasam i dziele wlos na czworo.. ale chyba zawsze tak mialem, ze oprocz zycia realnego miliony historii bieglo rownolegle w myslach, zakladajac rozne inne rozwiazania.
  17. jolantka, dzieki za odpowiedz. Powialo lekkim optymizmem, ale chyba duzo to nie pomoze. Ja rozdzielalem osoby po pokojach i jej mina gdy powiedzialem ze spi ze mna i jeszcze jedna kolezanka.. chyba byla rozczarowana ze nie trafila do 2giego pokoju. Chyba, tego nie wiem, tak mi sie tylko wydaje.. a ja "uwielbiam" wymyslac rozne rzeczy, zwlaszcza te negatywne. Wieczorem na imprezie - no widze ze on do niej smali cholewy.. a jej to chyba nie przeszkadzalo, milo spedzila czas. Do tego ich wspolne przepychanki, ciaganie za rece wracajac do hotelu.. i na koniec "dezercja" do innego pokoju, nie przychodzac samej po swoje rzeczy tylko wysylajac tego kolege.. poczulem jak bym dostal w brzuch Mowie jej o wszystkich swoich rozterkach, o wizytach u psychologa, staram sie mowic o swoich emocjach i gdy tesknie to JEJ to mowie. Nie ukrywam przed nia niczego, a juz na pewno nie swoich intencji.. mowie jej wprost ze nie wiem co mna kieruje, ze czasem czuje sie tak, a czasem tak. Dodam moze jeszcze ze poprzednie uczucie scisku zoladka minelo po paru godzinach i nawiazaniu konwersacji. Do tego z jej strony w czwartek padla propozycja spotkania, co bylo super zaskoczeniem i bardzo poprawilo mi nastroj. Siedzielismy potem na kanapke oparci o siebie, tak jak by przytuleni, nasze dlonie sie dotykaly przewracajac strony i bylo .. nieopisywalnie dobrze. Mogl bym tak trwac i trwac............ niby wszystko takie oczywiste, ale tyle blokad po drodze, a przez wizyty u psychologa zaczynam wszystko rozmieniac na drobne i szukac podwojnego dna.. albo potrojnego. Cholernie boje sie poranka - tego co zastane, tego jak sie bede czul i jak reagowal. Juz nawet obmyslilem plan szybszej ucieczki z hotelu, zeby ich nie ogladac razem, bo moze zobacze cos czego nie chce widziec, co mnie zaboli.. Bezsilnosc jest paskudnym uczuciem.
  18. Mam metlik w glowie. Znowu nie wiem czy to co mna kieruje to prawdziwe uczucia czy chwilowe stany.. A moze na tym polega zycie, aby probowac i sie przekonywac na wlasnej skorze? Tylko tak ciezko sie otworzyc emocjonalnie i kogos dopuscic. Z jednej strony obawa ze JĄ trace na rzecz innego kolegi, realna obawa dodam. A moze juz stracilem.. taki jakis pesymizm ze mnie bije biorac pod uwage dzisiejsze wydarzenia. Ten scisniety zoladek, nienawidze tego uczucia. I chyba se to jeszcze napedzam z kazda minuta. Boje sie jak przed mega trudnym egzaminem, ten strach mnie paralizuje i nie jestem gotow zrobic nawet prostych gestow jak chocby zaproszenie na kawe (boje sie ze odmowi) .. jak bym sie obrazil ze wybrala cos/kogos innego niz mnie, przez co czuje sie .. hmm.. hmm.. taka mieszanka porzucenia, bezsilnosci, niepewnosci.. czuje to w skrecony zoladku az na wylot, ze mi prawie palce u rak dretwieja.. Z drugiej strony sympatia, ktora sie rozwija ale nie wiem czy rozwinie sie w cos wiecej. Zakladam ze dojrzalsi emocjonalnie nie maja takich rozkminek, tylko ryzykuja.. bo czego wiecej potrzeba gdy ktos sie nam podoba, dobrze sie przy nim czujemy i chcemy spedzac wspolne chwile gdy tylko jest ku temu okazja??? U mnie lek przed okazaniem slabosci jest chyba zbyt duzy.. chociaz tlumacze to sobie, ze nie chce ranic 2giej strony, wiec nawet nie probuje blokujac dobre uczucia w zarodku. No, cos tam sie wydostaje z tego zarodka, bo jednak odczuwam entuzjazm gdy sie mamy spotkac, tesk ie gdy sie nie widzimy.. ale czy to wszystko jest prawdziwe? Albo inaczej - jak sie przekonac czy to jest prawdziwe nie grajac jednoczesnie z TĄ osoba w jakies gierki o ktorych istnieniu nawet moge nie wiedziec, a wszystko za mnie zalatwia podswiadomosc. Hmm.. nawet teraz nie wiem na 100%czy to co pisze to prawda w 10000% .. Do bani .. PS. W sumie w swojej glowie juz wiem ze JĄ stracilem. Patrzac dzis przez caly dzien jak ich relacje sie zaciesniaja na wspolnym evencie, przez ich pozniejsze harce na imprezie, po duzo fizycznosci podczas powrotu do hotelu po pijaku czy.. wyslanie tego kolegi do naszego pokoju (3-osobowego) po jej koldre i poduszke, bo zostala na noc z nim (co prawda pokoj 4-osobowy, raczej nie doszlo do aktow milosnych).. Przez caly dzien patrzylem jak wyslizguje mi sie przez palce i nie moglem z tym nic zrobic, nie potrafilem.. paraliz od stop po czubek glowy i udawanie niezwruszonego. Chyba mam na co zasluzylem.. Psycholog mowil mi o nauce ponoszenia konsekwencji wlasnych decyzji.. a raczej braku tych decyzji.. Kurde jak fatalnie sie czuje, a z rana bede musial ogladac ich razem...
  19. Nigdy nie czulem sie nie kochany, jest wrecz przeciwnie - zawsze mialem wszystko, a milosc rodzicow mnie troche przytłacza, bo okazuja jej zbyt duzo. W/g psychologa jestem czyms na wzor króla, któremu wszystko przychodzi zbyt łatwo, wiec nie sprawia mu to radosci. Ale jak to krol, domagam sie tez pelnej uwagi i gdy ktos mi jej nie okazuje zaczynam sie z tym zle czuc. No bo jak? Krolowi sie nie odmawia .. Inny problem z tym "królem" jest taki, ze króla nie stac na slabosci. Moj lek przed porazka bardzo wiele rzeczy we mnie blokuje - pomimo ze uwazam sie za pana swiata nie czuje sie zbyt pewnie w obawie przed ocenami innych, ze moze sie wydac ze wcale taki super nie jestem. Wiec zeby nie ryzykowac i nie odkrywac wlasnych slabosci, wole sie zamknac w sobie i nic nie czuc.. tylko po to zeby przypadkiem potem nie cierpiec. Powiedzial tez cos o narcyzie. Ale chyba ten "król" to wlasnie taki przyklad bycia narcyzem. No i chyba najwiekszym problemem jest to, ze zyje wyobrazeniami. Potrafie za kims tesknic gdy rozmawiam z nim na fejsbuku, a gdy sie z nim widze nie czuje nic. Tak jak by wyobrazenie bylo piekne, ale przy spotkaniu wszystko opada. A do tego ten lęk i blokowanie się … wszystko sie nakłada. Czuje dzis od rana scisk w zoladku, bo boje sie, ze JĄ stracę. Mecze sie gdy mi nie odpisuje. Wkurza mnie to uczucie bezsilnosci.. z reszta nie pierwszy raz cos takiego czuje.
  20. Od 5 minut zastanawiam się, jaką nazwę wpisać w temat wątku i nic sensownego nie przychodzi mi do głowy. Pomyślałem, że może jednak zacznę pisać o tym co mnie dręczy, a tytuł sam się wymysli .. Mam tych 30-pare lat, jestem raczej samodzielna jednostka z niezla praca, mieszkaniem, ludzie na okolo uwazaja mnie za osobe sukcesu. Po czesci tak jest. Jednak zaczely mnie dreczyc moje przypadlosci, a dokladnie to jedna - problemy z zaangazowaniem sie. Za kazdym razem (a nie ma tych razow az tak wiele) gdy poznaje kogos interesujacego i zaczynam sie angazowac nastepuje nagly zwrot akcji, ktory wszystko zabija w zarodku. Tak bylo i tym razem .. Poznalem JĄ calkiem przypadkowo, na pewnym evencie. Znajoma znajomych ktora podziela wspolne hobby. Siedzac tam sobie strasznie mnie zaciekawila i mialem nieodparta chec poznania jej. Jak se wymyslilem, tak zrobilem .. tutaj chyba wyszedl ze mnie troche zdobywca ktory upatrzyl se kolejna ofiare. A moze nie? Nie wiem. Nasza znajomosc zaczela sie rozwijac wirtualnie (chwalmy Pana za fejsbuka ), potem jakies spotkania, zaprzyjaznilismy sie, rozmawialismy (a w sumie to rozmawiamy) od grudnia codziennie. Oboje czujemy ze znamy sie milion lat. Po 2 tygodniach rozwijania znajomosci chodzilem usmiechniety od ucha do ucha, cieszylem sie jak glupi do sera i w ogole swiat byl piekny. Oczywiscie musialo cos to zepsuc. Tzn zepsuc w moim mniemaniu - cala reszta swiata cieszyla by sie z takiego obrotu sytuacji gdyby to ich dotyczylo. Co sie stalo? Nic i wszystko. Moja nowa kolezanko-przyjaciolka-kandydatka-na-kandydatke wybrala sie na firmowa impreze. Sprawdzalem co jakis czas telefon czy moze cos do mnie napisala, ale wciaz nie moglem sie doczekac.. strasznie mnie to dobijalo (swoja droga czesto tak mam). No i w koncu jest! Dostalem wiadomosc! Jednak ta wiadomosc bardzo szybko mnie wystraszyla i zabila wszystko co do tej pory sie rozwinelo. W ciagu ulamka sekundy zaczalem miec wyrzuty sumienia, zaczel czuc niechec i strach ... Co bylo w wiadomosci? "Chooooodz tu!". .. co nie? Nie mam slow na siebie.. Od 3 tygodni zaczalem chodzic do psychoterapeuty. Ze wstepnych rozmow wynika, ze mam pewnego rodzaju zaburzenia, ktore uniemozliwiaja mi stworzenie zwiazku czy chocby zakochanie sie. Podobno to wszystko zaczelo sie w wieku 3 lat, gdy na swiat przyszla moja mlodsza siostra. Wciaz nie moge pojac jak to mozliwe, ale fakt ze nie mam z siostra zadnej wiezi nie jest do konca normalny. Dla mnie tak jak by nie istniala. Z rodzicami tez nie bardzo mam o czym rozmawiac i nic do nich nie czuje. W/g mojego psychologa jestem na nich wszystkich obrazony - na rodzicow bo sprowadzili na swiat kogos przez kogo przestalem czuc sie najwazniejszy, a na siostre .. bo to przez nia nie bylem juz najwazniejszy. To jednak totalnie nie prawda, bo to ja jestem tym bardziej kochanym dzieckiem, to ja zawsze mialem wszystko. A mimo wszystko moje ralcje z rodzina sa dosc dziwaczne i pozbawione uczuc. Jak by dodac do tego wszystkiego fakt, ze gdy mialem 14 lat moja siostra poszla z moim ukochanym psem na spacer z ktorego nie wrocil bo zginal pod kolami samochodu (gdy opowiadalem o tym psychologowi mialem lzy w oczach!), ze czulem wielki zal do mojej ulubionej babci gdy umarla i ze jedyny dlugi powazny zwiazek w jakim bylem (trwal 3 lata, a mial miejsce 15 lat temu) zakonczyl sie z dnia na dzien bez podania przyczyny ani slowa wyjasnienia ... chyba panicznie boje sie angazowania, bo wiem ze jesli tylko zaczne kochac to zaraz dostane po lbie. Zreszta kolejnym strzalem w pysk a raczej w serce byl kolejny pies, ktory zapadl na bardzo nieprzyjemna chorobe (znowu mam lzy w oczach), a ja nie mogac patrzec jak cierpi przestalem go w ogole widywac.. az w koncu zdechl. Bardo to przezylem i chyba jeszcze bardziej sie w sobie zamknalem. W rodzinie pojawil sie oczywiscie kolejny psiak, ale do tego nie czuje juz nic. Lubie go, ale .. nic wiecej. Z kobietami podobnych przepraw nie mialem, no moze z ta jedna dawna miloscia zakonczona bez slowa. No i byla jeszcze 2ga, ale to bylo mega toksyczne i ciagnelo sie 7 lat, pomimo ze nie bylismy nigdy ze soba. Byla moim narkotykiem i trucizna zarazem, robila ze mna co chciala, a je nie moglem pozbierac sie przez bardzo dlugi czas. A gdy po tych 7 latach w koncu przyszla do mnie i mi powiedziala ze mnie chce, nie potrafilem odblokowac swoich uczuc. Tyle razy mnie zwodzila, tyle razy dostawalem emocjonalnego kopniaka, ze chyba miarka sie przebrala ... Od roku ze soba nie rozmawiamy, na moje wyrazna prosbe zeby sie ze mna nie kontaktowala. Wracajac jednak do obecnej sytuacji. Wiem ze moja nowa kolezanka chciala by zwiazac sie ze mna, powiedziala mi o tym. Ona z kolei wie, ze sie wtedy zablokowalem i mi nagle wszystko przeszlo. Nie wiem dlaczego, ale jest pierwsza osoba z ktora jestem w 150% szczery. Mowie jej o wszystkim co mysle, co czuje.. a nawet czego nie czuje. Opowiadam jej o wizytach u psychologa. Boje sie ze ją to rani, albo ze mowie jej to wszystko bo prowadze jakas gre z ktorej nie do konca sam sobie zdaje sprawe. Od tych trzech tygodni staram sie analizowac swoje postepowanie, swoje emocje i mysli. Tylko nie zawsze jest wystarczajco duzo czasu na to. Ktoregos razu, nie tak dawno temu, oznajmila mi, ze zacznie sie spotykac z innymi facetami .. i czy mi to odpowiada. Odpowiedzialem tak, pomimo ze chcialem krzyczec nie. Poczulem sie tym zraniony i zagrozony pomimo ze nie czuje sie zakochany. Tesknie do niej gdy sie nie widzimy, ale to chyba troche za malo, bo gdy jest obok zaczynam sie blokowac, zeby przypadkiem sie wlasnie nie zakochac i potem nie cierpiec. Poza tym zakochanie oznaczalo by przyznanie sie do wielu roznych rzeczy ktorych sie wstydze, ktore mi przeszkadzaja i tez mnie blokuja. Nie wiem jak to wszystko ogarnac. Jeszcze kilka dni temu wszystko bylo super, a teraz nagle czuje sie odtracony i zagrozony. W poniedzialek napisalem jej ze tesknie. Tylko skad mam wiedziec czy na prawde tesknilem, czy tylko tak mi sie wydawalo w danej chwili? Tzn .. hmm .. Skad mam wiedziec ktore rzeczy sa prawdziwe a ktore nie? Ktore sa efektem moich zaburzen (chec bycia najwazniejszym na swiecie), a ktore sa realne? Przeciez gdy przezywam te emocje to wydaja mi sie prawdziwe. Strasznie chaotyczny ten watek, ale sam nie wiem co pisac, a tyle tego jest. Wiem natomiast ze chcial bym sie pozbyc tego uczucia porzucenia i checi bycia najwazniejszym, chcial bym przestac sie blokowac i byc jak pies ogrodnika .. chcial bym umiec czuc prawdziwie i nie grac w zadne gierki. Nie wiem tylko jak to wszystko zrobic, a wizyty u psychologa raz w tygodniu wydaja sie byc takie rzadkie... P.
  21. entliczekpentliczek

    Czesc!

    Czesc. Mam na imie Piotrek. Ostatnio przyłapałem sie na tym, ze chcial bym w koncu zmienic cos w swoim zyciu i zaczalem drazyc dlaczego wyglada ono tak jak wyglada. Niby nie jest zle, ale zawsze przeciez moglo by byc lepiej, ale jak w bajkach bywa jest pewno ale - tym ale se kwestie z ktorymi sam sobie nie radze. Mialem wiec juz dwa spotkania z psychoterapeuta .. no i kolejnym krokiem jest wlasnie to forum. Czuje sie troche skrepowany z obawy ze ktos ropozna kim jestem, ale przeciez samo imie to zbyt malo .. a po postach ktore czytam wiecej osob ma podobne 'objawy' co ja, wiec moze jednak jestem kryty? Do poczytania
×