Skocz do zawartości
Nerwica.com

Slaanesh

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Slaanesh

  1. Byś poczytała o teorii samolubnego genu W pewnym sensie logiczne to jest. Ale to tylko offtop taki. "I rozumiem już jak ktoś się o kogoś martwi, to nie chce go stracić, bo ten ktoś daje mu np. dom, dobre rady, rozśmiesza itd (porównanie do cennej rzeczy), ale nie rozumiem czemu się martwią gdy ten ktoś sobie np. nogę złamie." Tu chyba sama sobie odpowiedziałaś na pytanie. Może złamanie nogi to nie jest bezpośrednie zagrożenie życia, ale i tak budzi to jakieś zmartwienie bliskiej osoby - ale napewno nie tak duże jakby "ten ktoś" miał śmiertelną chorobę.
  2. "Jestem tutaj, bo właśnie na tym forum mogę pytać się różnych ludzi dlaczego np. ludzie sobie pomagają, jak działa współczucie, czemu inni się o siebie martwią itd" Jeśli komuś pomożesz, ten ktoś odwdzięczy ci się w przyszłości (prawdopodobnie). Dlatego ludzie sobie pomagają, tak z grubsza. (Ha, nawet można to sprowadzić do egoizmu, bo liczą też na swoje zyski). Świadomie lub nieświadomie stosują altruizm odwzajemniony.Aby tą sztukę opanować ewolucja uzbroiła nas we współczucie. Bez tego nie istniały by społeczeństwa itd. No a członkowie rodziny o siebie się troszczą najbardziej bo dzielą te same geny ^^ Darwin for the win.
  3. No rozumiem, chciałaś sobie przypiąć etykietkę i poczuć się "specjalna". Kto by nie chciał być psychopatą? Być wolnym od sumienia, niezależnym od społeczeństwa, owijać sobie ludzi wokół palca i nieźle się przy tym bawić. Nie czuć miłości = a więc nigdy się nie będzie skrzywdzonym, porzuconym etc. No cóż, z jakiejś tam strony to jest jarające. Ostatnio mówi się, że psychopatia nie jest zaburzeniem osobowości lecz STRATEGIĄ życiową, bo przecież brak moralności, wyrachowanie, manipulacja etc to cechy, które dla samego psychopaty nie są szkodliwe (jedynie dla ludzi wokół), lecz pozwalają mu osiągać różne cele, więc nie można tego nazwać "chorobą". K*rwa, naprawdę fajnie być wilkiem w owczej skórze. Btw, sadyzm wcale nie jest komponentem "osobowości dyssocjalnej". Wielu ludzi jest kryptosadystami, tylko wypierają się tego oczywiście przez swoje sumienie i dopiero posiadanie cech psychopaty pozwala sadyście wcielać swoje fantazje w życie. (np. Ted Bundy) To takie moje przemyślenia tylko jkbc, więc nie bierz wszystkiego na poważnie :) Powiem Ci, że jak byłam w Twoim wieku (hahaha, no dobra, trochę głupawo to brzmi skoro to było raptem trzy lata temu, ale mam wrażenie jakby istniała wielka przepaść miedzy tym kim jestem teraz a jaka byłam wtedy) też byłam święcie przekonana, że "coś mam". Jednego dnia wydawało mi się, że jestem psychopatką, drugiego że mam zespół Aspergera. Raz mnie ogarniała pustka, raz wściekłość. Też w filmach zawsze kibicowałam czarnym charakterom, w ogóle strasznie mnie ciągnęło do ludzi złych, dość mocno się interesowałam seryjnymi mordercami (w sumie jak wielu ludzi, choć nigdy na żywo nie spotkałam kogoś takiego). Sama miewałam myśli mordercze (raz nawet, pół na serio, planowałam zabić rodziców , a potem siebie, co szybko mi przeszło i było mi trochę głupio), ale koniec końców to tylko MYŚLI. Ponoć 90% ludzi je ma czasami, więc to nie czyni mnie psychopatką. Wiesz, często psychopatia jest mylona z borderline, bo tam też tak jakby "nie ma się uczuć", czuje się tą chroniczną pustkę etc. Wydaje mi się, że sumienie masz, ale nierozwinięte jeszcze (w końcu masz 16 lat), i póki co działasz na poziomie instrumentalnym, podobnie jak ja. Tzn że postępujesz moralnie dla konformizmu. Wiesz, to wymaga trochę czasu zanim to sumienie się w ogóle wykształci, i to też zależy od różnych sytuacji życiowych. (pewnie myślisz sobie, że co ja się wymądrzam,ehh). "a cechy narcystyczne mam odkąd pamiętam." Zauważ, że jako dziecko jest się narcyzem, więc to raczej naturalne. Gorzej, jeśli się z tego nie wyrośnie. Narcyz ma jeszcze jakiś system wartości, więc to że poddajesz się jakiejś autorefleksji świadczy, że nie jesteś takim "pustakiem emocjonalnym" jak socjopata.
  4. Sam fakt, że poddajesz się tak wnikliwej introspekcji wyklucza możliwość że jesteś psychopatką/socjopatką. IMO, psychopaci nie zastanawiają się tyle nad sobą. Nie chcą się zmieniać. Nie twierdzę, że Ty chcesz, ale to, że piszesz tutaj o swoim problemie wskazuje że czujesz jakiś niepokój (?), dyskomfort lub coś w tym stylu. Psychopatom jest dobrze we własnej skórze. Za to masz trochę cech narcystycznych, co pewnie jest wynikiem złych doświadczeń. Ale lepiej nie diagnozuj samej siebie, bo wygląda na to, że na siłę dopasowujesz swoją osobowość do różnych symptomów. Są testy na zaburzenia osobowości, które przeprowadzają psychologowie, więc może w ten sposób więcej się dowiesz.
  5. Apropo psychopatów, nie rozumiem jednego. Skoro nie posiadają tzw. inteligencji emocjonalnej i nie potrafią odczytywać emocji z ludzkich twarzy (co ponoć zupełnie neurologiczne jest, bo mają coś nie tak z układem limbicznym) to niby jak potrafią tak dobrze manipulować ludźmi? Przecież w manipulowaniu o to chodzi żeby zrozumieć co czuje dan osoba, jak myśli, i to wykorzystać, prawda?
  6. Nieszkodliwe, póki się nie ma zaskakująco realnych snów o popylaniu po korytarzach z bronią. Charles Manson... niby ma gadanie, ale i tak nikogo nie zabił. Sorrow, a ciebie dlaczego interesują masakry? (wnioskuję to po koreańcu i ciekawym tym tam opisie)
  7. Właśnie o to chodzi, że to przyszło do mnie w tym najgorszym czasie, kiedy miałam totalny weltschmerz i pragnienie śmierci. Od tej pory bardzo fascynuję się mordercami, generalnie masowymi, bo odczuwam jakąś więź między sobą a nimi, jakbym tylko ja ich rozumiała. I nie, nie leczę się, ani z nikim o tym nie rozmawiałam, bo zwyczajnie nie wiem jak.
  8. oooooh naaaaah. cóż, też sobie wmawiam, że nic mi nie jest, chodzę do szkoły, uczę się do Matki Matury, gadam z ludźmi o pierdołach, ale to wszystko jakby na autopilocie się dzieje, bo w myślach zupełnie co innego, hoho.
  9. nie jestem pewna czy ktoś to zrozumie, więc uprzedzam, że mój problem jest dosyć dziwny i pewnie znalazło by się parę osób które by mną pogardziły. Mam 18 lat i chorą obsesję na punkcie zabójcy z Columbine, Erica Harrisa, który wraz ze swoim kolegą, Dylanem, zrobił masakrę w swojej szkole i popełnił samobójstwo 14 lat temu, tak w wielkim skrócie. Jakieś dwa lata temu popadłam w ciężką depresję, poczucie pustki, wiele razy myślałam nad samobójstwem, i ogólnie miałam wkurwa na cały świat. Wtedy natknęłam się to zdanie: "już wiem, że jestem bogiem na tym Welt, i mam oficjalnie wszystkich poniżej mnie" i aż mną zatrzęsło, jakby coś wlało się we mnie, i ugrzęzło w środku. Przeczytałam o tej masakrze - rozpisywać się tu o niej nie będę - pomyślałam, że to ciekawe, jak dwóch młodych ludzi może zrobić coś takiego. Chciałam wiedzieć dlaczego, po prostu interesowało mnie to bardziej niż cokolwiek przedtem, tak bardzo, że zapomniałam o swoim życiu. W internecie jest sporo informacji o tych mordercach, studiowałam więc wszystko co mi wpadło w ręce: pamiętniki, klipy video, nawet raporty z autopsji... Wszystko byle zapełnić tą czarną dziurę w środku. Chciałam wiedzieć wszystko o Ericu Harrisie, bo znalazłam wiele cech wspólnych między sobą a nim - nie jako mordercy, którym był przez 49 minut, lecz jako nastolatka którym był przez 18 lat. W głowie układałam sobie rozmowy jakie moglibyśmy mieć, rzeczy, które moglibyśmy robić. Czuję jakby był jedynym człowiekiem na Ziemi, z którym chcę być, rozmawiać, przebywać, i wszyscy inni wokół wydają się tacy nudni, szarzy, bezwartościowi. Mam crusha, szukam go w każdej twarzy, w każdej osobie, choć i tak wiem, że nie ma drugiej takiej samej osoby jak on. Najgorsze, że nigdy go nie spotkam, co innego, gdyby żył i siedział w celi, co innego, że jest martwy i na zawsze pozostanie tajemnicą. Generalnie nie wierzę w Boga, piekło, niebo i dusze, ale jedyną chęć wiary wzbudza we mnie nadzieja, że gdzieś po tej drugiej stronie jest Eric, jakkolwiek głupio to brzmi. To popieprzone, wiem, bo w końcu kto marzy o tym, by po śmierci spotkać masowego mordercę? ... Choć daję słowo, gdybym miała gwarancję, że go tam spotkam, zabiłabym się bez wahania w tej chwili. Wiem, że to chore, w końcu mowa o kimś, kto z zimną krwią zabił 13 osób, więc może mam fetysz na morderców, albo pociąga mnie jego dwoista natura, z jednej strony brutalna, z drugiej pokrzywdzona, szukająca bliskości, może nawet wrażliwa, nie wiem... Mam to od 8 miesięcy, i nic nie wskazuje na to, że to minie, bo wciąż chcę poznać każdą pierdołę na jego temat, wciąż na każdej lekcji rysuję jego twarz w zeszycie, wciąż o nim myślę z pierdoloną częstotliwością 50 razy na dobę, wciąż mam popieprzone sny, wciąż słucham tej samej jego muzyki, i wciąż odtrącam ludzi, bo w końcu nikt nie jest NIM. Zanurzam się w świecie marzeń, zapominając o rzeczywistości. Chcę o nim zapomnieć... nie, nie chcę. I tak w kółko. Cokolwiek robię, i tak o nim myślę. W żadnym związku nie jestem szczęśliwa i chyba nikogo nie pokocham, bo nikt nie jest taki jak on. Ktoś mógłby powiedzieć, że go idealizuję, ale prawda jest taka, że kocham go razem ze wszystkimi wadami i zaletami, z egoizmem, szowinizmem, tą nienawiścią, mizantropią, gniewem, sadyzmem, czymkolwiek jeszcze. I nie wiem jak się z tej obsesji uwolnić, bo to jakby stało się częścią mnie, ta obsesyjna miłość...Jak jakaś choroba... Nie wiem, czy to w ogóle było zrozumiałe, wszakże pytam o ewentualną radę, jak się z tego uwolnić? Czy ktoś miał podobne doświadczenie, jak się uwolnić z tego błędnego koła?
×