Skocz do zawartości
Nerwica.com

Lalana

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Lalana

  1. Lalana

    Witam

    Niestety nie chodzę już do psychologa. Szczerze mówiąc, zanim spotkałam psychologa, któremu byłam w stanie wystarczająco zaufać, minęło sporo czasu jak również sporo różnych psychologów odwiedziłam. Niestety ten człowiek wyjechał z Polski. Mam pewne opory przed ponownym szukaniem psychologa. Skręca mnie na samą myśl, że znów będę musiała ze szczegółami odpowiadać na przeróżne pytania twarzą w twarz. Wiem, że to irracjonalny lęk, jednak trudno mi z tym walczyć. Dodatkowo moja sytuacja finansowa nieco podupadła.
  2. Lalana

    Witam

    Witam Was serdecznie. Jestem 22-letnią, niedługo niestety już 23-letnią, kobietą pochodzącą z Warszawy. Zdecydowałam się przyłączyć się do tego forum, gdyż potrzebuję miejsca, w którym znajdę pomoc lub wskazówkę. Mam nadzieję, że ktoś z Was wskaże mi odpowiedni kierunek, bo ja chyba trochę się pogubiłam. Zacznę może od początku. Pochodzę z niepełnej rodziny - mój ojciec zmarł, gdy miałam 8 lat. Szczerze mówiąc, słabo go pamiętam, choć podobno często się widywaliśmy. Nie mieszkał ze mną, ponieważ miał jakieś problemy z dogadaniem się z matką. Wraz z mamą mieszkałyśmy z babcią, dziadkiem i siostrą babci. Dziadek był dobrym człowiekiem, ale miał dość poważny problem z alkoholem. Zdarzały mu się napady agresji, jednak nigdy nie zrobił mi krzywdy. Nigdy bezpośrednio. Często bił babcię. Pamiętam pewien dzień, miałam może 5 lat. Dziadek przyszedł pijany i zaczął się kłócić z babcią. Siostra babci bała się dziadka. Wzięła mnie szybko do swojego pokoju, zamknęła drzwi na kluczyk i kazała się schować pod kołdrą. Wtedy rozległ się donośny krzyk babci i powtarzające się odgłosy uderzenia. Trwało to może kilka minut. Po tym wszystkim, gdy pobiegłam do babci, zobaczyłam ją całą zapłakaną z zaczerwienionym okiem. Ciągle pamiętam to okropne uczucie bezsilności i dręczące mnie poczucie winy. Podświadomie wyrzucałam sobie, że nie pobiegłam tam i nie prosiłam dziadka, żeby przestał. Wiem, że jest to nieuzasadnione uczucie, bo w końcu co może zrobić małe dziecko. Wiele lat później podczas rozmowy z przyjacielem zdałam sobie sprawę, że wydarzenia z dzieciństwa mocno przyczyniły się do tego, jak wyglądało moje życie później, chociażby w liceum. Okres licealny wspominam tragicznie. Miałam duży problem z dogadaniem się z koleżankami i kolegami z klasy. Potrzebowałam ich akceptacji jak niczego innego na świecie, jak to w przypadku młodych ludzi bywa, jednak przez swą nieśmiałość i ograniczone zaufanie trudno było mi zbudować głęboką relację. Przez to uciekałam ze szkoły. Uciekałam w głąb swojej głowy, co raz bardziej zamykając się na świat. Zamiast pojawiać się na lekcjach, jeździłam komunikacją miejską po mieście i obserwowałam ludzi, mając nadzieję, że czegoś mnie to nauczy. Pokazało mi to jedynie, że świat wcale różowy nie jest, plus problemy w szkole. Dużo za dużo nieobecności, a w dodatku mocne pogorszenie się w nauce. Ciężko mieć dobre stopnie nie pojawiając się w szkole :) Na szczęście udało mi się wyjść jakoś z tej sytuacji, wygrać z nauczycielami, którzy rękami i nogami bronili się przed dopuszczeniem mnie do matury. Podczas rozmów z psychologiem udało mi się wybaczyć dziadkowi, a także sobie. Myślałam, że dzięki tym rozmowom uda mi się w końcu żyć w miarę normalnie, jednak nie do końca mi to wychodzi. Mam wrażenie, że jestem nieprzystosowana do życia w tej rzeczywistości. Jestem zbyt dobra, zbyt wrażliwa, zbyt naiwna i niedojrzała. Czasem myślę, iż nie powinnam już żyć. To nie tak, że chcę umrzeć. Nie chcę, mam po co żyć. Jednak czuję się bezsilna i bez życia. Czuję się jak chodzący trup. Nie mam już marzeń, nie wierzę w siebie, w ludzi. Nie mam nic co bym chciała zrobić, prócz jednego, które jest niemożliwe - wynieść się z tej rzeczywistości. W efekcie tworzę w głowie własny świat, który w pewnym momencie stał się przeszkodą w normalnym życiu, ponieważ czasem tracę poczucie realności. Przez ten urojony świat mam problemy z cieszeniem się z prostych rzeczy, trudno mi budować relacje z ludźmi. Tyle byłoby o mnie, albo i aż tyle. Mam nadzieję, że ktoś przebrnął przez tę tyradę do końca i nie zanudził się na śmierć
×