Skocz do zawartości
Nerwica.com

lillka

Użytkownik
  • Postów

    19
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez lillka

  1. Nie, nie rozmawiałam o tym z psychologiem. A pewnie powinnam. On twierdzi, że go w niczym nie hamuję, ale... głupia sytuacja. On chce iść na koncert/jechać na wakacje/kupić coś extra, u mnie od razu pojawia się myślenie, że to zbędne, że choć marzę o np. danym koncercie nie pójdę na niego, mogę bez tego żyć, szkoda kasy. Plus jak mogę się bawić, matka jak się dowie pewnie znów będzie mi wytykać, że jestem rozrzutna, głupia, że ona haruje, a ja się bawię itp. Schemat prosty, powielany - najpierw coś daje mi szczęście, a później muszę za to zapłacić wyrzutami matki, wyrzutami sumienia... Nie potrafię korzystać z życia. Plany... chcę skończyć studia, o których zawsze marzyłam i oczywiście pracować w zawodzie. Chcę wrócić do miasta, w którym zostawiłam wszystkich przyjaciół, które jest bliskie mojemu sercu, w którym po raz pierwszym poczułam, że jestem we właściwym miejscu - MOIM miejscu na ziemi. Chcę założyć rodzinę. Przebiegnę kiedyś maraton i schudnę do określonej wagi (tzn. już chudnę, ale powoli... uroki innych chorób ) Marzę o podróży w pewne dość odległe miejsce :) I chciałabym być dobrym, szczęśliwym człowiekiem. Uczciwie szczęśliwym. Dużo pracy, zarówno nad sobą jak i tej, dzięki której uda mi się zgromadzić środki finansowe. I cholernie potrzebuję dobrych ludzi wokół siebie, z pozytywną energią, nastawieniem. Czerpię od nich mnóstwo życiowej siły i dużo się uczę. Mój facet jest wspaniały, naprawdę. Znosi moje histerie, gorsze dni, wie już jak się ze mną obchodzić, nie naciska, gdy widzi, że muszę na chwilę sobie "uciec" w swoje paranoje. Może nie do końca rozumie co mam w głowie, ale stara się.
  2. Gods Top 10, te spotkania są dla mnie po prostu ciężkie, to takie grzebanie w ranie na żywca. Później wracam do domu, analizuję wszystko raz jeszcze, szukam informacji w necie, generalnie wciąż "trawię" i żyję tym, co mam w sobie. Psycholog jest całkiem ok, aczkolwiek nie powiem by odpowiadał mi w 100%. Korzystam z porad na NFZ, nie mam środków na zmianę psychologa, a w moim otoczeniu nie ma ich zbyt wielu. Wiesz, że o tym nie pomyślałam? Masz rację. Moja matka jest bardzo władcza, nawet studia musiałam "wybrać" pod jej dyktando. Czego oczekuję od mojego partnera? Nie wiem czy można to nazwać oczekiwaniami... ale chciałabym żeby udało nam się tworzyć zdrowy związek, szczęśliwy, bardzo chcę żeby on był ze mną szczęśliwy. I żeby zawsze czuł się przeze mnie kochany (mam problemy z okazywaniem uczuć, z wielkiej namiętności potrafię przejść do totalnego chłodu). Oczekuję, że terapia pozwoli mi spojrzeć na siebie, swoje życie i przyszłość w bardziej pozytywnych barwach, że naprowadzi mnie na właściwe tory. To tak mniej więcej...
  3. Chodzę do psychologa, ale przyznam, że niezbyt regularnie. Każda wizyta kopie pode mną głębszy dołek, z którego muszę się wygrzebywać od nowa. Paradoksalnie im bardziej jestem świadoma swoich ułomności tym gorzej i tym bardziej się w sobie zapadam. Gods Top 10, wątpliwości są, ogromne, cały czas boję się, że go zawiodę, będę hamować, a miłość zwyczajnie mu przejdzie. Niezłą huśtawkę w sobie mam.
  4. Właśnie nie potrafię się z tego cieszyć. Wczoraj taka poważna rozmowa miała miejsce, a dziś wcale się do niego nie odzywam, nie odpisuję na jego wiadomości, odpycham. A przecież kocham!
  5. Od ponad roku spotykam się z naprawdę super facetem. Jest dobry, kocha mnie, szanuje, dba o mnie, nie mogę złego słowa na niego powiedzieć. Z jego strony wszystko jest tak jak być powinno. Ja staram się dorównać mu kroku, choć w wielu kwestiach się różnimy. Przede wszystkim tym, że on pochodzi z domu przepełnionego miłością, kocha życie, a ja jestem DDD ze stanami depresyjnymi. Czuję się z nim pewnie, wierzę w jego uczucia, bo czuję to i widzę, że mnie kocha. Jego rodzina też mnie zaakceptowała, często bywam u jego rodziców. Jesteśmy blisko emocjonalnie i fizycznie, on wie o moim problemie z DDD od początku związku. Jest dla mnie w tym momencie najważniejszą osobą na świecie i kocham go nad życie. Od samego początku mam problem z reakcją na jego miłość. Wpadam w histerię i zalewam się łzami, gdy mówi jak mnie kocha, ceni, akceptuje, pomaga, że nigdy mnie nie zostawi i tylko ze mną widzi wspólną przyszłość. Nie są to łzy szczęścia, raczej rozpacz, mimo że chce mi zapewnić bezpieczeństwo i jest dla mnie wielkim wsparciem. Nie jest to żadna toksyczna relacja. W domu nigdy nie zaznałam takiej dobroci i czułości, od zawsze musiałam być samodzielna. Po takich poważnych rozmowach z nim mam doła, jestem apatyczna, nic mi się nie chce, izoluję się od ludzi. Dlaczego nie potrafię cieszyć się z naszej miłości skoro wszystko układa się dobrze i naprawdę go kocham?
  6. To znowu ja. Nowy rok zaczął się dość dobrze, zaliczyłam dwie wizyty u psychologa, ale to dopiero wstęp... długa droga przede mną. Znów zauważyłam w sobie kolejne silne pragnienie. Niesamowicie potrzebuję czyjejś uwagi, kogoś, kto najzwyczajniej w świecie zaopiekuje się mną, zrobi herbatę gdy dopada mnie choroba albo po prostu przytuli/porozmawia, gdy znów się rozsypuję. Od prawie roku spotykam się z chłopakiem, którego ostatnio bardzo od siebie odpycham. Z jednej strony oczekuję od niego (w głębi serca żądam!!) żeby otoczył mnie opieką, choć wprost mu tego nie powiem. Za chwilę izoluję się od niego, bo nie dostaję tego, czuję się zawiedziona, zraniona, a na niego jestem zła. A przecież wiem, że nie czyta mi w myślach... Nie stać mnie na szczerą rozmowę z nim, wstydzę się swojej potłuczonej psychiki. Wciąż uciekam w "poradzę sobie sama", a wcale sobie nie radzę. Nie wiem, co dalej z nami będzie.
  7. lillka

    Nasze wewnętrzne dzieci

    moje dziecko czuje się nikomu niepotrzebne, samotne i opuszczone, jednocześnie odpychając wszystkich, którzy wykazują zainteresowanie.
  8. lillka

    Nasze wewnętrzne dzieci

    Moje dziecko żyje jakby obok rzeczywistości. Boi się, że nie poradzi sobie w dorosłym życiu. Chciałoby pewnego dnia obudzić się w idealnym świecie i bez wysiłku być szczęśliwe. Moje dziecko obsesyjnie pragnie miłości i akceptacji, więc chętnie brnie w dziwne relacje sprawiające jedynie pozory normalności jednocześnie panicznie bojąc się skrzywdzenia. Moje dziecko ciągle odczuwa poczucie winy, a najbardziej boi się krzyku. Moje dziecko wewnątrz szaleje z nadmiaru (zazwyczaj sprzecznych) emocji nie potrafiąc ich nikomu okazać. Moje dziecko czasami ma ochotę przestać istnieć...
  9. No właśnie nie chcę iść tu, gdzie mieszkam, próbowałam, jest jeden psycholog i to beznadziejny. Dziękuję za pomoc.
  10. hania33, dziękuję!! czy muszę mieć skierowanie do tego lekarza? jeśli tak jak je uzyskać skoro nie mieszkam w Inowrocławiu? moge iść do lekarza pierwszego kontaktu w swoim mieście? Czuję się totalnie bezwartościowa, nie wiem jak ruszyć z moim życiem. Wiem czego chciałabym się nauczyć, czego dokonać, gdzie pracować i tak dalej... ale wszystko wydaje mi się być ponad moje siły (nie mówiąc już o tym, że zdaję sobie sprawę chociażby z sytuacji ekonomicznej w PL). Dobija mnie samotność. Tu, gdzie jestem, nie mam żadnych znajomych ani rodziny. Całe dnie siedzę sama, nie robię nic ważnego. Od kilku dni nawet w sumie nie wychodzę z domu. Moi znajomi z innego miasta powoli o mnie zapominają, bo nie widujemy się często. Gdy już się kontaktujemy każdy opowiada mi o swoich sukcesach i czuję się jeszcze gorzej. Chłopak, z którym się spotykam, też mieszka daleko, ma mnóstwo zajęć przez co prawie się nie widujemy. Poza tym to optymista, wiecznie wśród ludzi, uśmiechnięty, przebojowy. Niby rozumie, że mam skrzywioną psychikę, ale nie potrafi ze mną o tym porozmawiać, ucieka od tego, zazwyczaj muszę sobie radzić sama ze wszystkimi negatywnymi emocjami i wydarzeniami, co dobija mnie chyba jeszcze bardziej, bo oczekuję od niego pomocy i jej nie otrzymuję (choć czasami wydaje mi się, że oczekuję zbyt wiele i dlatego się zawodzę...) A, i za chwilę święta, znów będę musiała spotkać się z matką. Takie combo dziś.
  11. czy ktoś zna dobrego psychologa na NFZ w kujawsko-pomorskim? dziś jest tragicznie, nie chce mi się żyć, cały dzień spędziłam pod kołdrą...
  12. Odsyłałam jej pieniądze, przysyłała je z powrotem i tak w kółko kilka razy, więc leżakują sobie na koncie, z którego nie korzystam po prostu. Niestety nie potrafię być już twarda emocjonalnie i ona doskonale o tym wie. Wie, co powiedzieć by mnie zranić i chętnie z tego korzysta. A że od czasu pęknięcia jestem strasznym płaczkiem, więc ma kobieta pożywkę. Jak wspominałam mam rodzeństwo, mam też już siostrzenicę i bratanicę, boję się po prostu, że rodzina nie stanie po mojej stronie, gdy dowiedzą się o (potencjalnej) terapii, odcięciu się od matki itp., że skłócę ich. I niby wszyscy wiedzą, że z matką jest problem, wie to dalsza i bliższa rodzina, a i tak boję się, że to ja wyjdę na najgorszą i do tego z "urojonymi" problemami, w które trzeba mieszać osoby trzecie (psychologa, terapeutę).
  13. Nie potrafię przeżywać pozytywnych emocji, bo cały czas mam poczucie winy, że np. ja się bawię... a może nie powinnam? Tak, tak, lata najazdów matki na psychikę. Starałam się odciąć od niej, ale ona zawsze znajdzie sposób, żeby się ze mną skontaktować. Do tego od jakiegos czasu wysyła mi pieniądze, którymi chyba chce się wykupić, nie wiem. W każdym bądź razie ja o nie nie prosiłam, sama wpadła na taki pomysł. A co jakiś czas wypomina mi, że MUSI mnie utrzymywać, ze siedzę w JEJ portfelu. A w sumie nawet nie korzystam z tych pieniędzy. Starałam się też stawiac jej granice, wtedy robi z siebie ofiarę, ze mnie egoistkę, zarzuca mi, że jej nie szanuję i w ogóle źle traktuję. Wybaczyłam jej w sumie, jestem coraz bardziej obojętna na jej osobę. Wiem, dlaczego się tak zachowuje, wiem, co jest przyczyną jego postępowania. Ale nie uważam, że to, że ona ma problemy oznacza, że musi wyżywać się na mnie. Tego nie akceptuję. I kiedyś próbowałam z nią porozmawiać, w odpowiedzi uslyszałam, że wszystko jest moją winą... bo jestem taka i owaka.
  14. Przez długi czas wydawało mi się, że jestem mega silna, nic mnie nie złamie. I nagle coś pękło, sama nie wiem kiedy i dlaczego. Wydaje mi się, że wcześniej było dużo łatwiej, później do głosu doszły jakieś uczucia, emocje i mam w sobie wielką, otwartą sączącą się ranę. Może po prostu dopiero teraz dojrzałam do przepracowania tego wszystkiego.
  15. Dawniej myślałam, że poradzę sobie sama i że żadna terapia nie jest mi potrzebna, bo przecież każdy z nas ma taką sytuację w domu, że to normalne A teraz... jestem coraz starsza i nie nadaję się do życia. Podjęłam ambitne studia, ktore mnie wcale nie interesowaly, bo chciałam zobaczyć podziw w oczach innych. Potrzebowałam docenienia. Gdy je rzuciłam chcialam zapaść się pod ziemię ze wstydu, bo może ktoś pomyśli, że jestem za glupia na naukę. Milion przykładów nt tego, co ze mną jest nie tak...
  16. chciałabym! bardzo. problem w tym, że w chwili obecnej nie stać mnie na wizyty (nie pracuję, nie zarabiam), a poradnia psychologiczna w moim (bardzo małym) mieście to chyba tylko nazwa miejsca...
  17. Z dnia na dzień rozumiem coraz więcej a wbrew pozorom nie jest latwiej. Ale od początku. Mam 21 lat. Moja rodzicielka nigdy nie była przykładną matką, wymigiwała się od rodzicielskich obowiązków tak często jak mogła aż w końcu gdy miałam 11 lat całkowicie wyprowadziła się z domu i zamieszkała za granicą. Zostaliśmy z rodzeństwem pod opieką taty. Z mamą kontaktowaliśmy się rzadko, spotykaliśmy z okazji świąt, czasami w wakacje. Nie brakowało mi jej, nigdy nie była mi bliska więc nie odczułam wielkiej zmiany, ale cieszyłam się, że poniekąd nie ma jej w moim życiu. Moja matka jest furiatką, sfrustrowaną babą, dla której pieniądze są ważniejsze od zdrowia, rodziny, moralności, wszystkiego. Przemoc psychiczna była w naszym domu na porządku dziennym. Ciągłe ciosy, wyżywanie się na nas, krzyki, zakazy, szantaże emocjonalne i poczucie, że na wszystko musimy zasłużyć. Miłości, czułości, delikatności -zero. Nawet gdy się wyprowadziła potrafiła dzwonić z awanturami, pretensjami, karała nas za swoje niepowodzenia. Tata jest kompletnym przeciwieństwem mamy, dobry, spokojny, zrównoważony, kochający. Niestety nie potrafił uchronić nas przed mamą. Poza tym pracowal całe dnie, więc musieliśmy radzic sobie sami. Nie mam jednak do niego żalu, bo robił tak dużo jak tylko mógł. 2 razy trafiłam do psychologa. Z jednym nie potrafiłam nawiązać więzi, drugi przykleił mi łatkę "DDD". Nie poszłam tam więcej, bo poczułam, że wmawia mi coś, czego nie ma. Ale chyba jednak coś jest na rzeczy. Czuję się niedojrzała emocjonalnie. Czuję, że mam serce z lodu. Od pewnego czasu potrzebuję kogoś, kto złapie mnie za rękę i poprowadzi trochę przez życie, bo mam wrażenie, że niektóre sprawy mnie przerastają (od 11 rż ze wszystkim radziłam sobie sama). Mam problem z wyrażaniem i odczuwaniem emocji. Wydaje mi się, że wszystkim się narzucam, zajmuję za dużo czasu, że nikogo nie obchodzą moje sprawy. Nie potrafię zbliżyć się do nikogo ani budować trwałych więzi. Nie wierzę, że jestem dla kogoś ważna, ciągle boję się, że ktoś się mną zabawi a później zostawi. Nie potrafię okazać zaangażowania i że mi na czym/kimś zależy. Nie potrafię ułożyć sobie życia. O nic nie potrafię zawalczyć, ciągle się poddaję (np.rzuciłam studia). Zyję z wiecznym poczuciem winy - takie "przepraszam, że żyję". Jestem samotna i zastraszona. WEGETUJĘ. Nie wiem co robić. Zaczęlam czytać o DDD książki, artykuły, mam wrażenie, że to tylko obudziło we mnie lawinę uczuć, z którą nie potrafię sobie poradzić. Wiem, że mam problem, nie wiem co z nim zrobić...
×